Powszechna kompleksowość świadczeń specjalistycznych tylko na papierze?
Wśród najważniejszych celów utworzenia sieci szpitali, jednego ze sztandarowych pomysłów ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, było poprawienie dostępu pacjentów do świadczeń specjalistycznych.
Foto: pixabay.com
System podstawowego szpitalnego zabezpieczenia świadczeń opieki zdrowotnej działa od 1 października 2017 r.
Z kontroli Najwyższej Izby Kontroli wynika, że nie poprawiło to ani sytuacji chorych, ani finansów większości badanych szpitali.
Jedno z najważniejszych założeń sieci szpitali było następujące: chory ma być leczony kompleksowo i w skoordynowany sposób. To placówka, do której został skierowany miała mu zapewnić nie tylko świadczenia szpitalne, ale także po zabiegach czy badaniach – leczenie ambulatoryjne i rehabilitacyjne.
Udzielanie takich świadczeń miało być podyktowane przede wszystkim potrzebami zdrowotnymi tych osób, a nie stanem finansów szpitala.
Do sieci weszły jednak także takie placówki, które choć miały wymagane oddziały, to pacjentom niektórych z nich nie były w stanie zapewnić leczenia ambulatoryjnego. Tak było w przypadku 6 z 29 kontrolowanych szpitali, a jednym z powodów mógł być brak zapisu w ustawie, który wskazywałby na konieczność uruchomienia przez nie nowych poradni.
Do szczegółowych badań kontrolerzy wytypowali 80 pacjentów każdej z 29 kontrolowanych placówek (z dwóch oddziałów), wypisanych w listopadzie 2017 r. i w kwietniu 2018 r. Z zebranych danych wynika, że zalecane im świadczenia pohospitalizacyjne otrzymało prawie 70% chorych, ale mniej niż połowa uzyskała porady ambulatoryjne lub miała wyznaczony ich termin.
Kontrola NIK pokazała, że spora część pacjentów nie otrzymała zaleconych przy wypisie świadczeń.
W przypadku tych poszpitalnych, głównie dlatego, że pacjenci nie zgłaszali się na dalsze leczenie w placówkach, w których byli wcześniej hospitalizowani, natomiast w przypadku porad ambulatoryjnych i świadczeń rehabilitacyjnych przyczyną był również brak w strukturze szpitala komórki organizacyjnej, w której można było kontynuować leczenie.
Szpitale nie mają informacji dotyczących powodów jakimi kierowali się pacjenci, którzy nie skorzystali z zaleconych świadczeń. Mogli zarówno wybrać innego świadczeniodawcę, do czego mają prawo, zaniechać dalszego leczenia, albo ich miejsce zamieszkania było zbyt odległe od placówki, do której mieli się ponownie zgłosić.
Przykładem może być Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej w Hajnówce. Spośród 40 losowo wybranych pacjentów oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej aż połowa nie zgłosiła się na kontynuowanie leczenia. Z tych 40 tylko 8 osób było mieszkańcami powiatu hajnowskiego, 17 innych powiatów, a 15 innych województw.
Przed wprowadzeniem sieci szpitali pojawiły się obawy, że wraz z jej utworzeniem drastycznie wzrośnie liczba osób, którym placówki w obawie o koszty będą odmawiały przyjęcia. Kontrola NIK wykazała jednak, że po uruchomieniu podstawowego systemu zabezpieczenia zdrowotnego nie wystąpiły znaczące zmiany w tej kwestii.
W marcu 2018 r., w porównaniu do września 2017 r., liczba odmów ogółem wzrosła o ok. 9%, a następnie we wrześniu 2018 r. spadła o ponad 1%. W tym samym okresie liczba odmów związana z brakiem miejsc (w tym przypadku pacjenci byli przewożeni do innych szpitali) najpierw wzrosła o ok. 30%, a następnie spadła o ok. 6%.
Więcej o sieci szpitali tutaj.
Źródło: NIK