5 listopada 2024

Prezes NRL: Jesteśmy prawożądni

Nie, nie – w tytule nie ma ortograficznego błędu! Żądamy dobrego prawa. Nie tworzonego na kolanie, lecz w drodze autentycznych konsultacji, dialogu z ekspertami, po starannym przeanalizowaniu wszystkich skutków – pisze prof. Andrzej Matyja.

Foto: pixabay.com

Tymczasem ostatnio, akurat w czasie epidemii, sejmowa większość „bocznymi drzwiami” wprowadziła zaostrzenie kar w art. 37a Kodeksu karnego za nieumyślne spowodowanie śmierci i narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia czy ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

Po tej zmianie sąd będzie miał bardzo ograniczone możliwości wymierzania kary grzywny lub ograniczenia wolności. Oznacza to, że w wielu sytuacjach sprawcy będzie groziło więzienie. Ratując życie i zdrowie pacjentów, liczymy się z ryzykiem odpowiedzialności karnej za ewentualny błąd i z poniesieniem konsekwencji tego czynu.

Wymierzana sankcja powinna być jednak sprawiedliwa, adekwatna do stopnia zawinienia, okoliczności i postawy lekarza. Sąd orzekający musi mieć zatem szerszą swobodę wymiaru kary wolnościowej, a nie jedynie kary więzienia. Bulwersująca nas zmiana znalazła się w ustawie z 4 czerwca br. wprowadzającej tzw. tarczę 4.0. Ma ona bronić przedsiębiorców przed skutkami pandemii. W jej tytule zapisano: „O dopłatach do oprocentowania kredytów bankowych udzielanych na zapewnienie płynności finansowej przedsiębiorcom dotkniętym skutkami COVID-19”. Można spytać: „Gdzie Rzym, gdzie Krym?”. A jednak…

Poprawkę zgłoszono podczas prac nad projektem tarczy w Sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Senat zaproponował jej usunięcie, ale Sejm podtrzymał swoją wcześniejszą decyzję i oto przy okazji dopłat do kredytów dokonano zmiany w Kodeksie karnym (co już samo w sobie jest kuriozalne). W ramach tarczy antykryzysowej 4.0 zafundowano nam kolejną dawkę kryzysu zaufania. W liście otwartym do prezydenta Andrzeja Dudy apelowałem o pilne podjęcie wszelkich możliwych działań, by wstrzymać wejście w życie nowelizacji art. 37a. Bez odzewu. Ustawa obowiązuje.

Rządzący po raz kolejny doprowadzają do zaostrzenia odpowiedzialności karnej lekarzy i lekarzy dentystów za tzw. błędy medyczne. Rok temu próbowano zwiększyć odpowiedzialność za czyny opisane w art. 155 Kodeksu karnego. Było to przy okazji ustawy z 13 czerwca 2019 r. o zmianie ustawy Kodeks karny, która została zaskarżona przez Prezydenta do Trybunału Konstytucyjnego. TK ma się nią zająć 14 lipca br. Mimo to podjęto kolejną próbę zaostrzenia odpowiedzialności karnej lekarzy ponad miesiąc wcześniej, nie czekając na rozstrzygnięcie.

Ryzyko zdarzeń niepożądanych towarzyszy nam na co dzień. Z badań ekspertów wynika, że są one wynikiem w znacznym stopniu błędów organizacyjnych i zarządczych, które bezpośrednio wpływają na pracę lekarza. Ostatnio, w czasie epidemii doświadczaliśmy tego aż nadto: chaos decyzyjny, organizacyjny i kompetencyjny, brak sprzętu ochrony indywidualnej, brak urządzeń, brak testów, szkoleń, brak laboratoriów, sprawnego zintegrowanego systemu informatycznego itd. itp. I w tym wszystkim lekarz, również ten delegowany w trybie pilnym do nowych zadań, czyli rzucony na pierwszą linię walki, nierzadko bez odpowiedniego wyposażenia. Tylko my, lekarze i cały personel medyczny wiemy, jak duże ryzyko niesie ze sobą taka sytuacja.

W czasie wolnym od epidemii wcale nie jest ono mniejsze. Czy zatem mamy takiego ryzyka nie podejmować, w trosce o swoich najbliższych i o siebie? Czy medycyna asekuracyjna będzie zmniejszać szanse na wyleczenie, a może i życie wielu pacjentów? Czy politycy, przyjmując legislacyjne „wrzutki”, mają świadomość, że to oni biorą na siebie odpowiedzialność za dramaty pacjentów i ich rodzin? Próbujemy im to uświadomić. Ministrowi Łukaszowi Szumowskiemu zadałem publicznie pytanie: „Dlaczego Pan, jako lekarz, pełniąc jednocześnie najważniejszą funkcję w systemie ochrony zdrowia, milczy w tej sprawie i nie staje w obronie lekarzy i bezpiecznych warunków wykonywania ich zawodu?”.

Zapytałem też, czy zgłoszenie poprawki dotyczącej art. 37a Kodeksu karnego, jak również jej treść, były z kol. Łukaszem Szumowskim konsultowane, a jeżeli nie, to dlaczego. Te pytania wystosowałem 24 czerwca w imieniu całego środowiska lekarskiego. Czekamy na reakcję. Naszą odpowiedzią na zaistniałą sytuację jest propozycja ustawy przygotowana przez Prezydium NRL i przekazana Ministrowi Sprawiedliwości. Przewiduje ona ograniczenie odpowiedzialności cywilnej, karnej i zawodowej osób wykonujących zawody medyczne za działania pozostające w związku z udzielaniem świadczeń opieki zdrowotnej w ramach zapobiegania, przeciwdziałania lub zwalczania COVID-19.

W swoim środowisku nazywamy ją ustawą o Miłosiernym Samarytaninie, co już bardzo wiele wyjaśnia. Uważamy, że w sytuacji pandemii konieczne jest wprowadzenie modyfikacji ogólnie obowiązujących zasad odpowiedzialności prawnej przedstawicieli zawodów medycznych, zarówno w sferze prawa karnego, cywilnego, jak i odpowiedzialności zawodowej pracowników służby zdrowia w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego oraz stanu epidemii. Skoro COVID-19 zmusił władze państwowe do modyfikacji bardzo wielu przepisów prawnych regulujących praktycznie każdy aspekt życia społecznego, to powinno to też dotyczyć zawodów medycznych wykonywanych w czasie epidemii.

Takie rozwiązania wprowadzono w innych krajach. Co stoi na przeszkodzie, by wprowadzić je u nas? Nie chcemy szczególnego traktowania. Nie żądamy wyjątkowych przywilejów. Chcemy tylko dostosowania rozwiązań prawnych regulujących zasady i zakres odpowiedzialności medyków do nadzwyczajnych warunków, w jakich obecnie działamy, a nie oczekujemy pobłażliwości dla rażącego niedbalstwa. Chcemy swoją pracę wykonywać w warunkach bezpiecznych, również z punktu widzenia prawnego. Jak to było przy okazji art. 155 k.k., tak i teraz alarmujemy, by nie wprowadzać rozwiązań, które zniechęcą lekarską młodzież do wybierania specjalizacji zabiegowych czy skłonią do ucieczki tam, gdzie praca jest lepiej zorganizowania, a przez to ryzyko zawodowe jest mniejsze.

Przyjęcie tarczy 4.0 wraz z kontrowersyjnym zapisem Prezydium NRL i Konwent Prezesów w swoim stanowisku nazwali hejtem w stosunku do lekarzy. Bo czyż nie jest to przejaw lekceważenia i braku szacunku dla naszej pracy, wysiłku, kwalifikacji, codziennego stresu, czasu, również tego odebranego najbliższym, a przeznaczanego na dyżury, na ciągłą naukę? Naszego niepokoju nie zmniejszyła obietnica przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości złożona na spotkaniu zorganizowanym w reakcji na stanowczy sprzeciw środowiska lekarskiego, który wyraziłem we wspomnianym piśmie do Prezydenta. Na tym spotkaniu nasi reprezentanci usłyszeli, że przepisy te nie będą zwiększać represji w stosunku do środowiska lekarskiego i nie wpłyną na zasady orzekania kar w sprawach związanych z błędami podczas procesu leczenia. Nie uspokoiło to nas. Wręcz zaniepokoiło.

Jako samorząd chcemy zachować apolityczność. O tym m.in. mówiłem na niedawnym posiedzeniu Naczelnej Rady Lekarskiej, która odbyła się 19 czerwca b r. – na półmetku obecnej kadencji. To jest nasz wyróżnik i duża wartość. Dlatego bliskie są m i słowa Stanisława Jerzego Leca: „Nie wiem, kto jest praworządny, ja jestem prawożądny”. Myślę, że dotyczy to wszystkich lekarzy.

Andrzej Matyja, prezes NRL