Prezes NRL: zawał systemu
Za każdym razem, kiedy pojawiają się problemy z dopięciem finansowania ochrony zdrowia, wraca temat zarobków lekarzy – pisze prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski w felietonie dla „Gazety Lekarskiej”.
Służy jako zasłona dymna mająca przykryć konsekwencje wielu lat zaniedbań i lekkomyślności kolejnych decydentów tworzących system opieki zdrowotnej w Polsce. Opinia publiczna jest epatowana – to prawda – bardzo wysokimi kwotami, jakie mają zarabiać lekarze. Ale to przypadki jednostkowe, znakomita większość naszych kolegów i koleżanek nie otrzymuje takich wynagrodzeń, ani pracując na etacie, ani na kontrakcie.
To bardzo zły kierunek debaty, a jedyne, co mogą osiągnąć w ten sposób politycy, to zaognienie sporu. Próbuje się skłócić wewnętrznie środowisko, zniechęcić pacjentów, a przede wszystkim obciążyć lekarzy odpowiedzialnością za astronomiczny deficyt nakładów na opiekę zdrowotną w Polsce. Ale tym razem ten zabieg się nie udał – samorząd szybko i skutecznie rozwiał zasłonę dymną, odsłaniając realne zarobki lekarzy i stając do otwartej dyskusji.
Dane pozyskane z AOTMiT, którymi posługiwaliśmy się w debacie publicznej do rozbrojenia tej dezinformacyjnej bomby, nie pozostawiają wątpliwości co do prawdziwych wynagrodzeń lekarzy. Potwierdzają je również informacje przedstawione w raporcie OECD dotyczącym kondycji systemu ochrony zdrowia w krajach Unii Europejskiej.
W ostatnich kilku latach zarobki lekarzy rzeczywiście się poprawiły – ale to oznacza tylko, że osiągnęły poziom, który pozwala mieć nadzieję, iż młodzi nie będą uciekać za granicę w poszukiwaniu godziwego wynagrodzenia, lecz pozostaną w Polsce i tu będą swoją wiedzą służyć pacjentom. Poziom wynagrodzeń nadal jednak odbiega od oczekiwań samorządu. Chcę jasno powiedzieć, że z tych postulatów nie zrezygnujemy, będziemy także stanowczo przeciwdziałać próbom ograniczania lub mrożenia stawek.
Tym, co w tej ostrej dyskusji często umyka, jest refleksja nad przyczyną dysproporcji. Nieraz podnosiliśmy, że to wina wypaczonego systemu i wadliwego sposobu wyceny. Dyrektorzy szpitali chcą mieć placówki dobrze funkcjonujące finansowo, a zatem forsują oddziały, na których są przeprowadzane dobrze wyceniane procedury.
Trudno im się dziwić, bo tylko to pozwala utrzymać oddziały niedofinansowane, czyli na przykład internę, chirurgię czy pediatrię. Nieraz spotykałem dyrektorów mówiących wprost: są lekarze specjaliści, którzy wykonują procedury przynoszące szpitalom duże pieniądze i im się płaci dużo, nawet bardzo dużo, bo są na procencie od wyceny danej procedury.
I dyrektorzy są tym zachwyceni, bo to oznacza, że ich placówka dobrze funkcjonuje w sensie ekonomicznym, a jednocześnie może leczyć pacjentów na tych innych, niedofinansowanych oddziałach. Ta sytuacja jest możliwa również przez to, że wiele lat temu uznano za znakomity pomysł wypchnięcie lekarzy na kontrakty. Mamy zatem wolny rynek i dziś menedżerowie placówek nie zapraszają do siebie lekarzy, ale przedsiębiorców funkcjonujących jako jednoosobowe działalności gospodarcze.
A kiedy szpitale o takich specjalistów konkurują, stawki idą w górę. Z przeprowadzonej przez nas ankiety wynika jednak, że są lekarze, którzy chcieliby przejść z kontraktów na etat, o ile dyrektorzy zaoferowaliby im trzy średnie krajowe. Nie wykluczamy także postulowanego przez NFZ systemu raportowania wysokich kontraktów, co pozwoli nam na dostęp do rzetelnych danych o zarobkach na bieżąco.
Ale takie zabiegi to jak leczenie kataru u pacjenta z zawałem. Potrzebujemy nowej, lepszej wyceny procedur. Potrzebujmy wyceny pracy lekarzy uwzględniającej wykształcenie, doświadczenie i ryzyko zabiegów. To źle, że zamiast dyskusji o fundamentalnych wyzwaniach systemowych funduje się nam polowanie na zarobki specjalistów.
Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej