Problemy aptek po wielkiej wodzie
Jeśli apteka zawarła z NFZ umowę na wykonywanie płatnych dyżurów, nie może ich nagle zaprzestać. Jeśli to zrobi, musi – wraz z odsetkami – zwrócić Funduszowi zarobione pieniądze. Nie ma żadnych wyjątków, jak np. powódź – pisze Mariusz Politowicz, członek Naczelnej Rady Aptekarskiej.
Powódź, która w połowie września nawiedziła południowo-zachodnie rejony Polski, przejdzie do historii, jak ta z 1997 r. Wielka woda przyniosła fatalne skutki także w ochronie zdrowia. Nie tylko szpital w Nysie spektakularnie ucierpiał wskutek zalania. Z powierzchni ziemi zniknęły przynajmniej dwie apteki, a około dziesięciu kolejnych uległo dewastacji. Sprzęt, w tym komputery, a także leki muszą zostać zutylizowane.
Na zdjęciach widać zaledwie cząstkę tragedii, która dotknęła nie tylko właścicieli i pracowników aptek, ale także pacjentów. Co nieuchronne, także prywatne domy zostały zalane przez wodę. Mam kolegę farmaceutę, w którego domu panele podłogowe pływały na wysokości górnej krawędzi okien. Fotografie, które widziałem, są przerażające. W przypadku jego nieszczęścia jest promyczek nadziei.
Kilku jego kolegów farmaceutów mieszkających w pobliżu skrzyknęło się i któregoś dnia przyjechali z narzędziami, aby pomóc w doprowadzeniu domu do stanu deweloperskiego. Wszystko inne wywieziono na wysypisko śmieci. By przestać funkcjonować, apteka nie musi zostać zniszczona lub „tylko” zalana.
Brak prądu oraz dostępu do internetu wyłącza ją z działania. Pacjenci, którzy w jakże zrozumiałej panice ratowali się przed utonięciem, nie zabierali z sobą niczego, w tym także stale przyjmowanych leków. Nie mają ich ani recept. Nawet jeśli potrafią skorzystać z Internetowego Konta Pacjenta (IKP), niekoniecznie mieli naładowane telefony. Nawet jeśli mieli, apteka nie mogła funkcjonować.
Mój samorząd zawodowy natychmiast wielopoziomowo włączył się do pomocy powodzianom. Jedną z form tej pomocy jest przypomnienie wsparte wypowiedzią Głównego Inspektora Farmaceutycznego, że w stanie zagrożenia zdrowia farmaceuci mogą wystawić pełnopłatne recepty farmaceutyczne realizowane w aptece, w której je wystawiono.
Jak wiadomo, pacjenci często nie pamiętają nazw i dawek leków, które stale przyjmują. Gdy nie mają dostępu do IKP lub swej, także zalanej, placówki POZ, problem robi się niezwykle poważny. Na szczęście w wielu przypadkach nie pacjenci, ale farmaceuci na pamięć znają nazwy i dawki przyjmowanych przez nich leków.
Gdy jest prąd i internet, a komputery działają, można dodatkowo zweryfikować historię leków kupowanych przez pacjenta w danej aptece. W tak ekstraordynaryjnej sytuacji recepta farmaceutyczna jest i będzie wybawieniem. Niezwykle poważnym problemem jest odbudowa lub remont apteki.
W pierwszym przypadku niezbędne będzie przejście długotrwałej procedury starania się o nowe zezwolenie na prowadzenie apteki. Mój samorząd w pełni rozumie tę trudną sytuację, więc farmaceuci mogą liczyć na jego pomoc. Także finansową, choć w tym zakresie zbiórki pieniężne są organizowane poza izbą. My możemy je „tylko” rozpropagowywać.
Remont, a tym bardziej budowa nowej apteki, to sporo czasu i pieniędzy. Pieniędzy, które były zamrożone w zniszczonych lekach. Nadeszły terminy płatności, ale nie ma czym płacić, bo nikt nie sprzeda ani nie kupi zniszczonych leków. Błędne koło. Jak dotąd znany jest jeden przypadek, gdy na wniosek farmaceuty hurtownia umorzyła połowę wymaganych należności. Dokładnie tyle, o ile wnioskował zainteresowany.
Niezależnie od opisanych sytuacji, gdy apteka nie pracuje, nie zarabia. Nie funkcjonujemy dzięki dotacjom lub stałym przelewom np. z Ministerstwa Zdrowia lub NFZ. To truizm, ale wart przypomnienia szczególnie w kontekście dyżurów.
Otóż art. 94 ustawy Prawo farmaceutyczne mówi, że jeśli apteka zawarła z NFZ umowę na wykonywanie płatnych dyżurów, nie może ich nagle zaprzestać. Jeśli jednak to zrobi np. we wrześniu, a dyżurowała od stycznia, musi – wraz z odsetkami – zwrócić Funduszowi pieniądze uczciwie zarobione od stycznia do września. Ustawa nie przewiduje żadnych wyjątków, w tym siły wyższej, jak np. powódź.
Pewną nadzieję daje poprawka, którą jakiś czas temu zaproponował resort zdrowia. Wystąpienie siły wyższej i w ciągu 14 dni poinformowanie o tym zarządu powiatu oraz NFZ nie wiązałoby się ze zwrotem pieniędzy. Byłoby to sprawiedliwe i czysto ludzkie rozwiązanie. Pozostaje mieć nadzieję, że nowelizacja ustawy nastąpi szybko i wstecznie uwzględni wszystkie stany nagłe, które mogły zaistnieć do momentu jej wejścia w życie.
Mariusz Politowicz, członek Naczelnej Rady Aptekarskiej