11 grudnia 2024

Prof. Andrzej Matyja: Czy nauka pójdzie w las?

Kiedy dwa lata temu, nie oglądając się na instytucje państwowe, organizowaliśmy dostawy środków ochrony indywidualnej, chyba nikt nie przypuszczał, że wkrótce z tych doświadczeń będziemy korzystać, pomagając ogarniętej wojną Ukrainie – pisze prof. Andrzej Matyja w felietonie dla „Gazety Lekarskiej”.

Foto: Mariusz Tomczak/Gazeta Lekarska

Do działania przystąpiliśmy niemalże natychmiast. Podobnie jak dwa lata temu, uruchomiliśmy w ramach Prezydium NRL nasz zespół kryzysowy.

Fundacja Lekarze Lekarzom ruszyła z pomocą lekarzom opiekującym się uchodźcami, a także placówkom medycznym na pograniczu oraz lekarzom i ich rodzinom, którzy dotarli do Polski. Fundacja zakupiła karetki, które wyładowane potrzebnymi materiałami medycznymi dotarły do ukraińskich szpitali. Było to nie lada logistyczne wyzwanie, a doświadczenia zebrane dwa lata temu teraz okazały się nieocenione.

Ośrodek Doskonalenia Zawodowego NIL z myślą o lekarzach ukraińskich i polskich natychmiast zorganizował kursy jęz. polskiego i ukraińskiego. Wystąpiliśmy z inicjatywą, by lekarze – uchodźcy z Ukrainy – mogli w trybie pilnym zająć się rodakami, którzy napłynęli do naszego kraju, bo znaczna ich część wymaga pomocy medycznej.

Zaproponowaliśmy też, by ukraińscy lekarze, którzy trafili do Polski, mogli zatrudnić się jako opiekunowie medyczni, co stworzy im szansę pozostania w zawodzie, szybkiego zdobycia umiejętności językowych i skrócenia czasu na uzyskanie pełnych uprawnień do wykonywania zawodu lekarza. Lista naszych działań jest dłuższa.

Samorząd w tym trudnym czasie stanął na wysokości zadania. Działamy szybko, trochę na zasadzie pospolitego ruszenia, ale w sposób uporządkowany i racjonalny, aby skupić się na sprawach najpilniejszych i najważniejszych. Wpisaliśmy się w wielki, oddolny ruch wolontaryjny, który na różne sposoby pomaga sąsiadom zza wschodniej granicy.

Po raz kolejny udowadniamy, że jako społeczeństwo potrafimy się organizować, nie oglądając się na instytucje państwowe.

Chociaż od nich można by oczekiwać większej mobilizacji i szybszej reakcji na sytuację nadzwyczajną, skoro – jak uprzedzali eksperci – w obliczu narastającego od wielu miesięcy napięcia konflikt zbrojny stawał się coraz bardziej prawdopodobny. W ciągu ostatnich dwóch lat jako państwo i społeczeństwo dostaliśmy kolejny sygnał, jak ważne jest przygotowanie do zarządzania w sytuacjach kryzysu. Społeczna mobilizacja nie wyręczy państwa. Podobnie jak mobilizacja kadry medycznej nie jest w stanie wypełnić systemowych i finansowych „dziur”.

Wraz z kolejnymi falami pandemii coraz bardziej rośnie potrzeba stworzenia modelu ochrony zdrowia elastycznego i odpornego na kryzysy. W rekomendacjach międzynarodowych ekspertów zwraca się uwagę m.in. na wzmocnienie udziału partnerów społecznych w procesie tworzenia prawa. Wydawać by się mogło, że samorząd lekarski powinien z definicji być uczestnikiem takiego procesu. Teoretycznie tak jest obecnie. Teoretycznie – ponieważ mamy do czynienia raczej z dialogiem udawanym niż udanym. Skala obecnych wyzwań nakazuje, aby to jak najszybciej się zmieniło.

Nauka ostatnich dwóch lat chyba jednak poszła w las, skoro Minister Zdrowia 10 marca powołał Zespół do spraw pomocy medycznej dla Ukrainy, w którym zasiadać będą zarządzający jednostkami podległymi Ministerstwu Zdrowia i departamentami MZ, a zabrakło miejsc dla przedstawicieli samorządu lekarskiego oraz pozostałych zawodów medycznych. Po raz kolejny pomija się medyków, mimo że to my wraz z wolontariuszami jesteśmy w „oku uchodźczego cyklonu”. Nie pozostało więc nam nic innego niż – ponownie – wziąć sprawy w swoje ręce i zorganizować specjalny zespół przy Naczelnej Radzie Lekarskiej, który będzie na bieżąco formułował rekomendacje.

Dobiegająca końca kadencja NRL przypadła na czas, kiedy wiara decydentów we własną omnipotencję mocno się zakorzeniła. Być może pod wpływem pandemii, a teraz w obliczu fali uchodźców, to podejście zostanie zweryfikowane. Miejmy nadzieję, że w czasie nadchodzącej kadencji zmieni się stosunek władz do instytucji pozarządowych i samorządowych. W przeciwnym razie rozwiązywanie sytuacji kryzysowych będzie kosztowniejsze i mniej skuteczne, a na to jako kraj i społeczeństwo nie możemy sobie pozwolić.

Napływ ponad dwumilionowej rzeszy uchodźców to szybko rosnąca liczba nowych pacjentów, to ogromne wyzwania dla zdrowia publicznego (chociażby związane z bezpieczeństwem epidemicznym i dysproporcjami w realizacji programów szczepień, w tym przeciwko COVID-19), a wszystko to w obliczu chronicznego niedofinansowania ochrony zdrowia w Polsce, braków kadrowych i dodatkowych wyzwań związanych z wielokulturowością. Tych problemów zza biurka i bez udziału samorządu lekarskiego nie da się rozwiązać.

Andrzej Matyja, prezes NRL