10 października 2024

Prof. Jarosław Kaźmierczak: Sieć nie uratuje kardiologii

Dobrze byłoby wprowadzić pilotaż Krajowej Sieci Kardiologicznej w dodatkowych województwach. Z prof. Jarosławem Kaźmierczakiem, konsultantem krajowym w dziedzinie kardiologii, rozmawia Lucyna Krysiak.

Foto: arch. prywatne

Powstała Krajowa Sieć Kardiologiczna – czego można oczekiwać po tym projekcie i na jakim etapie jest jego realizacja?

To projekt ministerialny, który obecnie jest na etapie pilotażu. Za jego koordynację odpowiada Narodowy Instytut Kardiologii w Warszawie. Pilotaż ruszył w maju br. i ma objąć 17 tys. chorych z woj. mazowieckiego. Potrwa dwa lata.

Będą mogli z niego skorzystać pacjenci z niewydolnością serca, nadciśnieniem tętniczym, zaburzeniami rytmu serca i zastawkowymi wadami serca. KSK powinna skrócić czas ich pierwotnej diagnostyki. Co do innych chorób sercowo-naczyniowych, nie mamy informacji, czy będą sukcesywnie włączane do programu, będą więc one podlegać dotychczasowej formule leczenia ambulatoryjnej i szpitalnej w obowiązujących strukturach.

Jaki los czeka programy KOS-zawał i KONS, które tak świetnie się zapowiadały? Czy należy się obawiać, że w kontekście powołania KSK, umrą śmiercią naturalną?

Choroby sercowo-naczyniowe wciąż dominują w Polsce, jeśli chodzi o wskaźniki zachorowalności i umieralności, i pilotaż Krajowej Sieci Kardiologicznej z pewnością nie poprawi tych statystyk z powodu ograniczonego zasięgu (jedno województwo). Jeśli KSK obejmie cały kraj, to oczywiście należy się spodziewać poprawy. Mogę jedynie zapewnić, że KOS-zawał, dotyczący kompleksowej opieki nad chorymi po zawale serca, wciąż działa, choć nie w takim zakresie, w jakim byśmy tego chcieli, co ma związek z COVID-19.

Jednak przez te cztery lata funkcjonowania się rozszerzył, obejmuje obecnie ponad 70 szpitali w Polsce, choć docelowo powinno w nim uczestniczyć przynajmniej 150. Jest finansowany na dotychczasowym poziomie i wszystko wskazuje na to, że to się nie zmieni i do programu będą dołączać kolejne ośrodki. Z kolei program KONS, stworzony dla chorych z niewydolnością serca, nie zdążył w ogóle zafunkcjonować i mimo że jego założenia w części pokrywają się z koncepcjami KSK, jego dalsze losy są niepewne.

Pandemia COVID-19 sprawiła, że kardiologia znalazła się w zapaści. Czy Krajowa Sieć Kardiologiczna może to zmienić?

Chciałbym w to wierzyć, ale sam pilotaż niczego nie zmieni. Na razie program nawet nie zafunkcjonował w takim stopniu, w jakim zakładano, czemu nie sprzyjał sezon urlopowy i ciągnąca się trzecia fala pandemii. KSK ma też inne ograniczenia – nie obejmuje całej kardiologii, dotyczy tylko jednego regionu i choć jest to duży obszar, na pewno jest lepiej wyposażony w placówki kardiologiczne i sprzęt, lepiej też finansowany niż inne ośrodki w Polsce, więc nie może być reprezentatywny.

Dobrze byłoby wprowadzić pilotaż KSK dodatkowo w dwóch-trzech mniejszych województwach, gdzie jest gorsza infrastruktura medyczna, wówczas obraz objętych programem regionów byłby bardziej zbliżony do realiów. KSK jest jednak sygnałem, że w kardiologii coś się dzieje, że są próby ratowania trudnej sytuacji, w której znalazła się ta specjalność.

Może trzeba wielu działań skoordynowanych z siecią?

Na pewno tak. Czeka nas napór dużej liczby pacjentów z chorobami układu krążenia, których leczenie przekładano z powodu pandemii, będą więc potrzebne szybsze i szersze działania. Wystarczy jednak dawno uznane, sprawdzone i skuteczne metody możliwie szybko wdrażać w całym kraju, a inne modyfikować poza szumnie nazywanymi programami. W kardiologii, tak jak w innych specjalnościach, środki na działalność są limitowane i to jest poważne ograniczenie. Należy się więc bliżej przyjrzeć finansowaniu, np. procedur w kardiologicznej opiece ambulatoryjnej.

Wprawdzie zniesiono limity przyjęć, ale wycena procedur pozostała na takim samym poziomie. Nie zmieniła się też dostępność do nowoczesnej farmakoterapii. Od 10 lat żaden nowy lek kardiologiczny nie doczekał się otwartej refundacji, np. leki na niewydolność serca, o których refundację staramy się od 7 lat i jesteśmy jedynym krajem w UE, gdzie jej nie ma. Te i wiele innych terapii jest niedostępnych dla naszych pacjentów, bo są za drogie. Sieć tego nie zmieni, choć w znacznym stopniu może usprawnić diagnostykę.