3 maja 2024

Prof. Marek Krawczyk: Pacjent zawsze pamięta

Z prof. Markiem Krawczykiem z Katedry Chirurgii Ogólnej, Transplantacyjnej i Wątroby Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, przez 18 lat kierownikiem tej jednostki, wybitnym chirurgiem i transplantologiem, rektorem WUM w latach 2008-2016, rozmawia Lidia Sulikowska.

Foto: ACS

Jest pan czwartym Polakiem w historii, który został członkiem honorowym w Towarzystwie Chirurgów Amerykańskich (American College of Surgeons, ACS). To ogromna nobilitacja.

Dla mnie to była wielka radość, ale też satysfakcja, że wśród 12 lekarzy, w tym m.in. z Japonii, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii czy Finlandii, którzy zostali w tym roku członkami honorowymi ACS, znalazł się reprezentant naszego kraju.

Jestem członkiem honorowym wielu zagranicznych towarzystw chirurgicznych, m.in. francuskiego, niemieckiego, rumuńskiego czy bułgarskiego, ale tytuł nadany przez American College of Surgeons jest dla mnie najcenniejszy. To najważniejsza na świecie organizacja skupiająca  chirurgów. Wśród 472 członków honorowych Towarzystwa Chirurgów Amerykańskich jest jeszcze trzech naszych rodaków: nieżyjący już wybitni profesorowie Witold Rudowski i Jan Nielubowicz, a także prof. Adam Dziki. Chciałbym, żeby kolejni Polacy powiększali to grono.

Dlaczego nasza reprezentacja w ACS jest tak niewielka?

Mamy wielu wybitnych lekarzy, którzy zasługują na to wyróżnienie, myślę, że nawet bardziej niż ja, jak np. prof. Tadeusz Popiela, prof. Marian Zembala czy prof. Tomasz Trojanowski. Nie zapominajmy też o zmarłych już pionierach polskiej transplantologii – np. o profesorach Janie Mollu czy Zbigniewie Relidze. Oni także zasługiwali na upamiętnienie. Niestety, mamy czasem problem ze skutecznym promowaniem się na arenie międzynarodowej, a bez odpowiedniego rozgłosu dotyczącego naszych osiągnięć, nikt nas nie zauważy. Musimy dać się poznać. Trzeba aktywnie uczestniczyć w spotkaniach i kongresach organizowanych na świecie, publikować w najlepszych czasopismach naukowych.

To niestety przypadłość, z którą mierzymy się od dawna.

To prawda. Prof. Ludwik Rydygier, po raz pierwszy na świecie, a było to w 1881 r., wykonał resekcję żołądka z powodu choroby wrzodowej. W podobnym czasie w Wiedniu taki sam zabieg przeprowadził Theodor Billroth z powodu raka żołądka, ale w światowym piśmiennictwie medycznym zaistniała „resekcja żołądka metodą Billrotha”. Nie umieliśmy, ale też nie mogliśmy w tamtych czasach z racji uwarunkowań historycznych, nagłośnić w świecie tego osiągnięcia. Taki sam los spotkał prof. Antoniego Leśniowskiego, który już w 1904 r. opisał schorzenie zwane wrzodziejącym zapaleniem jelit, ale w literaturze światowej jest ono nazywane chorobą Crohna, od nazwiska Amerykanina Burrilla Crohna, który opisał tę jednostkę chorobową prawie trzy dekady później. Takich przykładów jest więcej. Mamy wiedzę i doświadczenie, które trzeba promować na świecie.

Prof. Tadeusz Popiela utworzył grupę polskich ośrodków badawczych, która miała odpowiedzieć na pytanie, jak poprawić leczenie chorych na raka żołądka. Wyniki badań tych zespołów opublikowano w najlepszych czasopismach naukowych i uzyskały one wiele pochlebnych recenzji oraz nagród. Wielu znakomitych polskich chirurgów zdobyło już uznanie na świecie, jak choćby prof. Maria Siemionow, prof. Jerzy Kupiec-Węgliński czy prof. Marek Rudnicki. Prof. Wojciech Rowiński, jeden z pionierów polskiej transplantologii, był prezydentem Europejskiego Towarzystwa Przeszczepiania Narządów (ESOT), prof. Tadeusz Popiela był Prezydentem Międzynarodowego Towarzystwa Raka Żołądka, z kolei ja byłem prezydentem Europejskiego Towarzystwa Chirurgicznego (ESA). Polska chirurgia nie jest zaściankowa. Niestety wśród wielu specjalistów wciąż pokutuje myślenie: „po co mam promować swojego młodszego kolegę, a samemu być w cieniu?”. To bardzo źle, że mamy w sobie taką cechę. Dlatego często jest tak, że prędzej ktoś z zewnątrz nas zauważy, niż my sami docenimy się we własnym środowisku.

Jaka jest współczesna chirurgia światowa?

W wielu obszarach taka, jak chirurgia polska. Wykonujemy te same operacje, choć przy ograniczonych możliwościach finansowych i w gorzej zorganizowanych ośrodkach medycznych, wolniej wdrażamy nowoczesne techniki zabiegowe. Staramy się jednak nadążać. Prof. Piotr Kaliciński w 1990 r. jako pierwszy w Polsce dokonał udanego przeszczepienia wątroby, a razem w 1999 r. wdrożyliśmy przeszczepienie fragmentów wątroby od dawcy żywego. Pionierskie, zakończone sukcesem transplantacje tego narządu, miały miejsce na świecie w latach 70. XX w., ale teraz nasze programy transplantacyjne wątroby są na poziomie klasy światowej.

Kilka lat temu pojawiły się leki, które bardzo skutecznie leczą wirusowe zapalenie wątroby typu C, spowodowane zakażeniem HCV. Czy wkrótce przeszczepienia ątroby z tych wskazań nie będą konieczne?

Wciąż jest spora grupa pacjentów z marskością wątroby spowodowaną zakażeniem HCV czy wręcz zmagających się z rakiem wątrobowokomórkowym, rozwiniętym na podłożu marskości spowodowanej tym wirusem, którzy wymagają transplantacji. Dzięki dostępnemu leczeniu farmakologicznemu nie ma ryzyka nawrotu zakażenia, ale problem nie zniknął. Zanim skuteczne leki weszły na rynek, świat transplantologów wątroby zastanawiał się, czy w ogóle warto przeszczepiać wątrobę u osób z WZW typu C, bo poprawa będzie krótkotrwała. Dzięki nowym preparatom unikamy tej sytuacji, bo one skutecznie eliminują HCV u pacjenta.

Jako pierwszy w kraju, bez pomocy zagranicznych kolegów, wykonał pan zabieg cholecystektomii metodą laparoskopową. To było w 1991 r. Przyszłość pokazała, że laparoskopia była przełomem w chirurgii. Czy klasyczna chirurgia będzie w dalszym ciągu kurczyć się na rzecz tej małoinwazyjnej?

Nie możemy traktować tych dwóch metod zabiegowych w kategoriach konkurencji. One ze sobą nie rywalizują, ale się uzupełniają. I choć w wielu obszarach dominuje obecnie wykorzystanie technik małoinwazyjnych, to dopiero upływający czas pokaże, czy tak naprawdę ta nowa metoda jest lepsza od chirurgii klasycznej. Taka jest medycyna. Chirurgia małoinwazyjna to bardzo często najlepszy wybór dla chorego. Musimy jednak pamiętać i o problemach z nią związanych. Posłużę się przykładem zabiegu wycięcia pęcherzyka żółciowego.

Zdarzało się, że operując metodą tradycyjną, chirurg, w sposób niezamierzony, uszkadzał przewód wątrobowy, co skutkowało groźnymi powikłaniami. Te same uszkodzenia dróg żółciowych pojawiły się przy cholecystektomii laparoskopowej. W pierwszych latach stosowania tej metody okazało się, że odsetek uszkodzeń dróg żółciowych w chirurgii laparoskopowej jest większy niż w chirurgii otwartej. Niestety, niektóre ośrodki trochę na siłę chcą każdy, nawet trudny przypadek, operować laparoskopowo. Musimy pamiętać o ograniczeniach jednej i drugiej metody. I musimy umieć wycofać się w odpowiednim momencie z metody małoinwazyjnej, jeśli nie jest ona najlepszym wyborem dla chorego.

Czym jest, dla pana, zawód lekarza?

Nie wyobrażam sobie, abym mógł robić cokolwiek innego. Radość pacjentów, którym uratowałem życie, daje mi ogromną satysfakcję. Wykonywanie tego zawodu to chyba jednak jest misja.

Chorzy pamiętają?

Oczywiście że pamiętają, zarówno gdy udaje nam się im pomóc, jak i gdy zdarzy się porażka. Zawsze staram się wykonywać swoją pracę najlepiej, jak potrafię, ale zdaję sobie sprawę, że moje możliwości są ograniczone. Ważna w tym wszystkim jest etyka naszego zawodu. Podam przykład, który może nie jest bardzo częsty, ale możliwy. Wspomniałem o pobraniach fragmentów wątrób do przeszczepienia od dawcy żywego. Może się zdarzyć, że jedno z rodziców ciężko chorego dziecka z niewydolnością wątroby błaga mnie o potraktowanie go jako dawcy, tłumacząc, że już nacieszyło się życiem i że chce je ratować, oddając mu część swojej wątroby. Wiem, że muszę odmówić takiej operacji, jeżeli tenże rodzic ma przeciwwskazania do zabiegu. Jako lekarz, muszę umieć powiedzieć nie i wytłumaczyć, dlaczego tak postąpić nie można.