Prostowanie fałszywych mitów. Medycynie potrzebny PR
„Wiara naukowców, że nauka obroni się sama, jest złudna, potrzebny jest dobry PR” – stwierdził w „Dzienniku Gazecie Prawnej” Piotr Stanisławski, współtwórca najpopularniejszego bloga popularnonaukowego w Polsce „Crazy Nauka”.
Foto: pixabay.com
Sam dwa miesiące wcześniej pisałem na łamach „Gazety Lekarskiej”, że medycyna oparta na faktach musi zacząć propagować swoje zdobycze drogą najpopularniejszych form przekazu, bo to jest droga, która prowadzi pod współczesne strzechy.
Telewizyjny spot reklamowy, wielokrotnie emitowany w porach największej oglądalności, to dobry sposób, by przyciągnąć uwagę wielu. Dlatego nie przyłączę się do chóru krytykującego Ministerstwo Zdrowia za kampanię społeczną, propagującą zachowania prozdrowotne. Nie zmienię swojego zdania pod warunkiem, że kolejne odsłony akcji będą bardziej prowokowały do myślenia, a nie kpin.
Z marketingowego punktu widzenia spoty z królikami, namawiającymi do prokreacji i zdrowego stylu życia, a następnie z koniem, zachęcającym do profilaktyki, były strzałem w dziesiątkę, bo wzbudziły bardzo duże zainteresowanie. Pora przesunąć akcenty w kierunku merytoryki. Co mi się marzy? Na przykład temat grypy, bo mamy właśnie sezon, w którym liczba zachorowań jest największa od kilku lat.
Tymczasem z danych PZH wynika, że w latach 2006-2015 liczba zaszczepionych na grypę była największa w roku 2009, po czym zaczęła wyraźnie spadać, by dwa lata temu niemal dotknąć dna, bo zaszczepiło się wtedy dwa razy mniej osób niż sześć lat wcześniej. Co takiego stało się w 2009 r.? Wiosną, począwszy od Meksyku, zaczął się rozprzestrzeniać wirus oznaczony jako A/H1N1/2009 lub A/H1N1v, powodujący tzw. świńską grypę.
W czerwcu zachorowania występowały już na wszystkich kontynentach, a ciężkie, kończące się zgonem z powodu niewydolności oddechowej przebiegi, dotykały o wiele więcej młodych chorych niż w poprzednich latach. Wtedy WHO ogłosiła pandemię. Rządy wielu krajów, obawiające się nowej „hiszpanki”, zaczęły naciskać na koncerny farmaceutyczne, by te jak najszybciej wyprodukowały odpowiednią szczepionkę, co nie było zadaniem łatwym (stąd w wielu krajach zawierano umowy przewidujące podział odpowiedzialności za działania niepożądane na producenta i państwo).
Podczas zachorowań na szeroką skalę (poza Polską!) stosowano leki przeciwwirusowe, wyjątkowo skuteczne właśnie w tej odmianie grypy przy podaniu do 48 godzin od początku objawów. W Meksyku były one dostępne bez recepty, a w Anglii otrzymało je za darmo ponad milion chorych, u których rozpoznano „świńską grypę”, w oparciu o dane zebrane za pomocą specjalnie uruchomionej infolinii.
W Polsce sytuacja epidemiologiczna nie była inna niż w krajach ościennych. Według danych PZH i GIS już w lipcu i sierpniu nowy wirus był stwierdzany w 97 proc. badań genetycznych. Mimo to przez całą jesień minister Ewa Kopacz utwierdzała nas w przekonaniu, że problemem jest grypa sezonowa. Przekaz płynący z mainstreamu był taki: należy zaszczepić się na grypę sezonową, nowe szczepionki to złoty interes dla big farmy, a ich bezpieczeństwo budzi poważne wątpliwości.
W rezultacie byliśmy na mapie świata „zieloną wyspą”, gdzie wzrosła sprzedaż starych, nieadekwatnych do sytuacji epidemiologicznej szczepionek, notabene zalegających w magazynach producentów. Nowych minister Ewa Kopacz nie kupiła. Jako że pandemia już w styczniu zaczęła niespodziewanie wygasać i w wielu krajach nie wykorzystano zakupionych wcześniej szczepionek na „świńską grypę”, nawet polityczni przeciwnicy zaczęli wychwalać panią minister za stanowczość w negocjacjach z pazernymi koncernami, dbałość o zdrowie Polaków i budżet państwa.
Ów dobry PR utrwalił się wbrew faktom. Po pierwsze, nowe szczepionki okazały się bezpieczne. Po drugie, w sezonie 2009/2010 nastąpił w Polsce 10-krotny(!) wzrost liczby hospitalizowanych z powodu grypy, a śmiertelność spowodowana przez ostrą niewydolność oddechową zwiększyła się prawie trzykrotnie w porównaniu z sytuacją sprzed roku. O błędach, popełnionych wówczas przez minister Kopacz i jej współpracowników, powstała doskonale udokumentowana książka („Afera grypowa” Artura Dmochowskiego).
Co można naprawić? Nie tylko można, ale i trzeba odwrócić trwający do dziś spadek zaufania do szczepień na grypę. Ale uwaga! Tu nie wystarczy jeden spot, a kampania informacyjna powinna objąć dodatkowo inne niż telewizja środki przekazu.
Sławomir Badurek
Diabetolog, publicysta medyczny