21 listopada 2024

Przychodzi farmaceuta do lekarza. Kupujemy oczami

Od kilku lat borykamy się z brakami leków. Starsze pokolenie przypomniało sobie czasy młodości. Młodsi są zdziwieni, bo nie znają gospodarki niedoborów.

Foto: pixabay.com

W czasach PRL braki były czymś codziennym, a ich przyczyny brały się z definicji istnienia ustroju zwanego socjalistycznym. Jak o tym ustroju mawiał Stefan Kisielewski, „dzielnie walczył on z problemami nieznanymi w innych ustrojach”.

Dzisiejsze braki leków mają wiele przyczyn. Najważniejszą jesteśmy my sami. Chcemy najwyższej jakości, ale minimalizujemy koszty jej uzyskania. I to na każdym kroku. Przykłady? Czytają Państwo tekst na chińskim laptopie lub smartfonie. Ładowarki też są chińskie. Telewizory i elektronika w samochodach podobnie.

A co z lekami? API, czyli active pharmaceutical ingredient(s) – substancje czynne. Prawie wszystkie firmy świata kupują API z Chin. Dlaczego tam są tańsze? Z wielu powodów. Normy ochrony środowiska w Unii Europejskiej są wyśrubowane. W Chinach nie. Przykładowo mniej szkodzące środowisku rozpuszczalniki używane do ekstrakcji chemicznej są droższe. Te tańsze szkodzą bardziej – w Chinach, a nie w UE.

Kontrahenci, klienci – wszyscy wolą kupić coś atrakcyjnego. Wolą coś śnieżnobiałego, zamiast żółtawego. Analogicznie jest z API. Aby jednak substancja chemiczna, późniejszy lek wielu producentów, była śnieżnobiała, musi zostać wyekstrahowana z rozpuszczalników zakazanych w UE. Tak, API z rozpuszczalników dozwolonych w UE niekoniecznie są śnieżnobiałe, za to droższe. Możemy się uśmiechać z powątpiewaniem lub zdziwieniem, ale w większości „kupujemy oczami”.

Z API trzeba wyprodukować lek, np. tabletki lub zawiesiny dla dzieci. Kto jest rodzicem, zna kaprysy potomstwa, w tym problemy z podaniem leków. Wiem coś o tym. Zbyt dobrze pamiętam stres związany z próbami podania naszej maleńkiej córce – dziś lekarce – zawiesin z antybiotykami.

Smak, zapach i kolor mają znaczenie dla dzieci. I rodzice, i lekarze się z tym zgodzą. Problem w tym, że corrigens (substancje korygujące) i adiuvans (substancje pomocnicze) też są z Chin. Bo tańsze. Podobnie z opakowaniami. Papier, farba, plastik do produkcji pojemników lub dozowników/miarek też mają chińskie komponenty.

Pandemia COVID-19 przywędrowała z Chin. Najpierw tam zaczęli chorować ludzie, w tym pracownicy fabryk produkujących API i dodatki. Potem zaczęli umierać, więc fabryki stanęły. Przypomnę, że charakterystyka produktu leczniczego nie przewiduje odstępstw od norm. Zarówno dla API, jak i dodatków lub opakowań.

API i inne składniki trzeba dostarczyć do fabryk w UE lub dalej. Wydawałoby się, że bezpieczny Hamburg lub Rotterdam są dla UE głównymi portami przeładunkowymi. Ukraińska Odessa też jest takim portem. Zwłaszcza dla transportu z Azji, w tym z Chin. Gdy dodamy, że część fabryk należących do firm farmaceutycznych jest albo była w Ukrainie lub Rosji, układanka wydaje się skompletowana.

Międzynarodowy tygiel zależności jest złożony. Wojna w Ukrainie, rozpętana przez Rosję, uderza nas na wiele sposobów. Każdego dnia stykamy się z brakami leków. Irytacja narasta, choć często jest skierowana pod niewłaściwy adres. Piszę to jako farmaceuta starający się zarówno o dobre zaopatrzenie swojej apteki, jak i wielokrotnie borykający się z niemożnością wyboru odpowiedników.

Każdy lekarz chciałby, by jego pacjenci przyjmowali leki zaordynowane przez niego. I żeby nie wracali po nową receptę, bo leku nie ma w żadnej aptece. Farmaceuci też chcą zapewnić potrzebne leki. Pośrodku są nieświadomi problemów, sfrustrowani, a nawet roszczeniowi chorzy.

Dla nich nasze kłopoty bywają nieistotne. A osoby z zewnątrz potrafią zaognić sytuację. Nawet w dobrej wierze wygłaszają twierdzenia, jakoby cierpliwy i empatyczny lekarz lub farmaceuta był w stanie wytłumaczyć każdemu choremu, dlaczego przypuszczalnie nie otrzyma leku, który jest mu potrzebny.

Czy przeciętny pacjent zaakceptuje nasze, choćby najprościej przekazane wytłumaczenie międzynarodowych powiązań ekonomicznych, w których wyniku – nawet w dużym mieście – nie jest w stanie zrealizować recepty na swój lek przeciwbólowy?

Czy w świetle tych kłopotów czeka nas podwyżka składki zdrowotnej lub podatków, by sfinansować nieuchronny wzrost cen API oraz leków, które ponownie powinny zostać produkowane w UE? To temat na kolejny felieton.

Mariusz Politowicz, członek Naczelnej Rady Aptekarskiej