24 listopada 2024

Przyszłość edukacji lekarzy: dwa scenariusze

Możliwy jest zarówno pozytywny wariant dla jakości kształcenia, jak i taki, w którym część uczelni jednak dostanie pozytywną ocenę i zgodę na prowadzenie naboru – mówi Damian Patecki, przewodniczący Komisji Kształcenia Medycznego Naczelnej Rady Lekarskiej (NRL).

Fot. Karolina Bartyzel/NIL

W jakim miejscu jesteśmy, jeśli chodzi o spór wokół kształcenia przeddyplomowego czy też raczej przyszłości kierunków lekarskich uruchomionych bez pozytywnej oceny Polskiej Komisji Akredytacyjnej?

Zacznijmy może od tego, że nie mówiłbym o sporze. Naczelna Izba Lekarska, samorząd lekarski, absolutnie nie jest interesariuszem w kontekście kształcenia przeddyplomowego, choć część polityków jest skłonna tak to postrzegać. Naszym ustawowym obowiązkiem jest opiniowanie rozwiązań dotyczących również tego etapu kształcenia i po prostu wykonujemy swoje obwiązki w interesie publicznym. Poczuwamy się do odpowiedzialności za jakość tego kształcenia – choć ciężar tej odpowiedzialności powinien spoczywać przecież przede wszystkim na Ministerstwach Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Zdrowia.

Oczywiście, sytuacja może czy też mogła do niedawna przypominać spór ze względu na dużą polaryzację stanowisk izby lekarskiej oraz rządu. Sporem de facto nie była i nie jest. Natomiast takie postrzeganie ułatwia stawianie zarzutów o rzekomą ochronę korporacyjnych interesów czy też przeciwdziałanie ewentualnej konkurencji. Jaką konkurencję dla lekarzy, którzy są specjalistami lub będą nimi lada moment, mogą stanowić osoby, które dziś rozpoczynają studia medyczne i nie wiadomo, czy je skończą, czy będą w stanie zdać egzamin końcowy i dostać się na specjalizację?

By odpowiedzieć na pytanie o moment, w jakim jesteśmy, trzeba byłoby sięgnąć do psychoanalizy – przychodzi czas, w którym się urealniamy na rzeczywistość. Wtedy to, co było wypierane, lekceważone, uderza ze zdwojoną siłą. Można odnieść wrażenie, że po stronie rządowej, zarówno w Ministerstwie Zdrowia, jak i Ministerstwie Nauki, zapanowało w tej chwili wielkie zdziwienie, zaskoczenie skalą problemu.

Rzeczywiście, poza początkiem roku, kiedy można było odnieść wrażenie, że nowa ekipa chce uporządkować sprawy, nastała cisza. Wszyscy chcą zamieść problem pod dywan. Stąd ostre stwierdzenia ze strony samorządu lekarskiego. Prezes Łukasz Jankowski wiosną mówił, że obecny rząd kontynuuje w zakresie kształcenia lekarzy politykę PiS. Tymczasem przyszło majowe posiedzenie sejmowej podkomisji ds. nauki i szkolnictwa wyższego i usłyszeliśmy zapowiedź wstrzymania naboru przez uczelnie, które nie mają pozytywnej opinii PKA. Był Pan zaskoczony?

Nie do końca. Muszę powiedzieć, że zajmuję się tym obszarem od dwóch lat. Wymagało to zagłębienia się w przepisy i dane. Samo zrozumienie skali problemu zajęło mi sporo czasu. Potem rozszerzyłem to o niezbędne analizy prawne i czarno na białym widziałem,  że utrzymanie sytuacji, w której kandydaci na lekarzy są kształceni na takich parakierunkach, może wydawać się rozwiązaniem prostym, ale faktycznie wymagałoby potężnej dawki zakłamywania rzeczywistości. Rządzący musieliby się naprawdę nieźle napocić, nagimnastykować…

Ale z doświadczenia wiemy, że politycy to potrafią. Całymi latami gimnastykują się, by udowodnić, że 5 proc. PKB na zdrowie to jest 6 proc., a może nawet więcej. I że za te 5 proc. możemy mieć to samo, za co inne kraje płacą 8-9 proc. To jest dopiero sztuka uprawiać taką fikcję!

Nie pozostaje nic innego, jak się zgodzić. Tak, politycy potrafią wykonywać różnego rodzaju sztuczki. Może właśnie dlatego trzeba docenić odwagę kierownictw ministerstw współdzielących odpowiedzialność za kształcenie przeddyplomowe lekarzy. To na pewno nie jest łatwy ani prosty temat. Rozmawiamy na początku czerwca – w chwili, w której wszystkie scenariusze leżą na stole. To, co się realnie wydarzy, jest zagadką. Wiemy, że Ministerstwo Zdrowia przedstawiło projekt dotyczący limitów przyjęć na kierunki lekarskie z zerowymi wartościami dla uczelni bez pozytywnej oceny PKA, ale z zastrzeżeniem, że jeśli taka pozytywna ocena się pojawi, możliwa jest nowelizacja rozporządzenia.

Wiemy, że rok temu rozporządzenie nowelizowano nawet we wrześniu. Możliwy jest więc zarówno pozytywny dla jakości kształcenia scenariusz, jak i taki, w którym duża część uczelni jednak dostanie pozytywną ocenę i zgodę na prowadzenie naboru. Choć muszę zastrzec, że nieoficjalne informacje, które do nas docierają, są takie, że potwierdzone nieprawidłowości są na tyle poważne, że większość ocen będzie negatywna, bo Polskiej Komisji Akredytacyjnej trudno byłoby uzasadnić inną.

W najgorszym razie co się może wydarzyć?

Może się okazać, że zdecydowana większość kierunków poddanych kontroli PKA otrzymuje pozytywne oceny, a jedna, może dwie, pokazowo zostają „ukarane”. W najbardziej optymistycznym scenariuszu zakładam odwrotne proporcje – przez sito PKA przechodzą jedna, dwie uczelnie. Reszta nie może prowadzić naboru na pierwszy rok, co w praktyce będzie oznaczać wygaszenie kierunku lekarskiego, choć bez spektakularnego zamknięcia. To łatwiejsza ścieżka formalnoprawna, ale też polityczna.

Realizm każe zakładać, że będzie pół na pół. Może zostaną dodane jakieś wskazówki, co należy poprawić, żeby sprostać wymaganej jakości kształcenia. Niezależnie jednak od tego, który scenariusz się spełni, nie ulega wątpliwości, że osiągnęliśmy ogromny sukces. Warto pamiętać, że początkowo, gdy poprzedni rząd rozpoczął proces dewastacji systemu kształcenia lekarzy, jedynie samorząd lekarski zdecydowanie i głośno się temu sprzeciwiał.

Byliśmy w tym sprzeciwie przez długi czas osamotnieni, choć chciałbym podkreślić duże zaangażowanie Porozumienia Rezydentów OZZL, które z pełną energią się zaangażowało w pewnym momencie w obronę jakości kształcenia. Długo czekaliśmy na zdecydowany głos ze strony Konferencji Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych, ale w ciągu ostatniego roku również z tej strony nadeszło wsparcie. Wiele stanowisk przyjętych przez rektorów brzmiało bardzo podobnie, wręcz tak samo jak stanowiska samorządu lekarskiego, niektóre zresztą przyjęliśmy wspólnie.

Wróćmy do tego, co teraz i co w przyszłości. Czekamy na sygnalne informacje z PKA, są zaplanowane na połowę czerwca, ale dokładniejsze pewnie będą za kolejnych kilka tygodni. A przecież to tylko wycinek tego obszaru. Na posiedzeniu podkomisji padły obietnice zmian w ustawie Prawo o szkolnictwie wyższym oraz rozpoczęcia prac nad nowymi standardami kształcenia. Jak samorząd podchodzi do tych wyzwań?

Dzieje się sporo i będzie się sporo dziać. Zawsze wychodziłem z założenia, że problemy trzeba rozwiązywać po kolei, że nie można łapać wielu srok za ogon, podejmować różnych tematów, bo staje się to nieczytelne dla polityków i dla opinii publicznej. Jeśli pyta pani o priorytet, wydaje się, że jako samorząd lekarski będziemy musieli starać się uświadomić decydentom, ale również społeczeństwu, że cała dyskusja o kształceniu kadr medycznych została postawiona na głowie przez koncentrację uwagi na kształceniu lekarzy. Tymczasem to w pozostałych zawodach medycznych, poczynając od pielęgniarek, jest największy kryzys kadrowy. I w kontekście zmian demograficznych trzeba przygotować strategię na nowo.

Ponieważ patrzę na rzeczywistość realistycznie, wydaje się, że ciągle jako samorząd będziemy mieli co robić, jeśli chodzi o pilnowanie parauczelni. Bo nie wszystkie, które powinny, stracą możliwość kształcenia. Nie zmienia to faktu, że w obszarze kształcenia i obszarach z nim powiązanych – choćby dopuszczania do pracy w Polsce lekarzy spoza UE – jest i będzie wiele spraw. Wśród nich na pewno kwestia LEK i LDEK, bo już wiadomo, że formuła egzaminów końcowych się zmieni.

Prace mają ruszyć po wakacjach?

W ramach samorządu wykonaliśmy już pewne prace analityczne, by pokazać kierunek, w jakim powinna dokonać się zmiana. I już wiemy, że wbrew temu, co sygnalizowano pod koniec poprzedniej kadencji, stopniowe zmiany mogłyby przynieść tylko zamieszanie i poczucie niesprawiedliwości. Potrzebne są jednoznaczne, zdecydowane cięcia. Zmiana musi być dobrze przygotowana i przeprowadzona raz a dobrze. Oczywiście, trzeba też przygotować odpowiednie przeliczniki dla egzaminów zdawanych – gdzie będzie baza pytań w obecnej formule i gdzie bazy nie będzie, czy też będzie mocno ograniczona. Dlatego nie warto się spieszyć.

Termin rok, półtora, jest chyba realny. Nie zapominamy też o kształceniu podyplomowym. Mamy nadzieję, że zmiany, jakie zajdą w zakresie cyfryzacji izby, e-PWZ, przełożą się pozytywnie i na ten obszar. Co prawda, w Kodeksie Etyki Lekarskiej delegaci zdecydowali, że ciągłe kształcenie nie będzie już obowiązkiem, ale powinnością lekarza, jednak system elektroniczny, który pozwoli na gromadzenie punktów, może w znaczący sposób pozytywnie wpłynąć na motywację do tego ustawicznego kształcenia. Dziś mogę powiedzieć tyle: jesteśmy w połowie kadencji. I wszystko wskazuje, że przez kolejne dwa lata pracy nam nie zabraknie.