23 listopada 2024

Sezon na ortopedię

Pytany, dlaczego ortopedzi nie mają trampolin ogrodowych i nie znoszą hulajnóg elektrycznych, dr Krzysztof Małecki, kierownik Kliniki Ortopedii i Traumatologii ICZMP, odpowiada w rozmowie z Adamem Czerwińskim, że cały czas ratują dzieci, które robią sobie na nich krzywdę. Niektóre, niestety, zostają niepełnosprawne.

Fot. arch. prywatne

Rozmawiamy tydzień przed rozpoczęciem wakacji. Co słychać na ortopedii?

Właśnie przyjęliśmy dwunastoletnią dziewczynkę, która spadła z motocykla.

Dwunastolatka? Z motocykla?

Dobrze pan słyszy. Z motocykla. I to nie zwyczajnego, tylko z crossowego.

Jak to?

Jeszcze mamy dziesięciolatka po upadku z motocykla tego samego typu.

Nie słyszałem, żeby dzieci mogły uprawiać taki sport.

Ale niestety uprawiają. Zresztą nie można tych dzieci nazwać motocyklistami, bo jeździły bez ubrań ochronnych. Jedno z nich było w krótkich spodenkach. Obawiam się, że te przejażdżki mogły się odbywać za zgodą rodziców. A jeśli nawet dzieci nie spytały o zgodę, to dorośli nie zabezpieczyli tych motorów.

Mam w klinice jeszcze jednego „motocyklistę”. Jechał zwykłym motorem, wymusił pierwszeństwo i upadł tak, że miał otwarte złamania goleni. Na szczęście miał odzież ochronną.

A co z dziećmi z motocykli crossowych?

Skończyło się złamaniem otwartym, licznymi otarciami naskórka i obrażeniami kończyn górnych i dolnych – na szczęście nie najpoważniejszymi. Ale oczywiście dzieci skarżą się, że boli.

Czyli sezon rozpoczęliście mocnymi akcentami.

Sezon zaczął się już jakiś czas temu i trwa w najlepsze. Bo na ortopedii mamy dwie pory roku: zimę i całą resztę. Zimą najczęściej trafiają do nas narciarze – z reguły ze złamaniami. Na szczęście w Łodzi nie ma gór, a narciarstwo to sport, który z reguły uprawia się pod kontrolą starszych opiekunów. Oni nie pozwolą np. na jazdę bez kasku, więc nie oglądamy zbyt wielu narciarzy z poważnymi w skutkach urazami.

Natomiast sezon wiosenny, letni, jesienny – zaczyna się u nas, kiedy na pola wyjeżdżają ciągniki. Gdy zaczynają się siewy, karetki zaczynają przywozić do szpitala dzieci poszkodowane w kontakcie z maszynami rolniczymi. I to trwa aż do wykopków. Urazy u pracujących dzieci dotyczą rąk, głównie palców. No i to są często, niestety, nieodwracalne uszkodzenia: amputacje ze zmiażdżeniami.

Nie da się już często replantować tych uszkodzonych palców. Czasem udaje się odtworzyć części funkcji ręki. Czasem też dzieci chwytają za piły mechaniczne. To z kolei kończy się urazami nóg – głównie stóp. Ale całkiem niedawno mieliśmy chłopca z palcami uciętymi krajzegą.

Może lepiej porozmawiajmy o rekreacji dzieci.

Po Wielkanocy zaczyna się sezon na działkach. Dla nas prawdziwy horror. Najgorsze chyba są trampoliny. Najlepiej, żeby ich w ogóle nie było. Ale są i pewnie będą, a my będziemy składać połamane na nich dzieci. Ostatnio jedna z naszych koleżanek lekarek zaproponowała nawet, żebyśmy zrobili jakąś kampanię prozdrowotną – na przykład filmiki na Facebooka, aby uświadomić ludziom, czym może się skończyć zabawa na trampolinie.

I co chcielibyście pokazać na tych filmikach?

Przede wszystkim, że jak już dzieci muszą się na nich bawić, to niech to robią pojedynczo albo ostatecznie w góra dwie osoby.

Dlaczego?

Bo wiele wypadków bierze się stąd, że jedno dziecko wpada na drugie. No i złamanie gotowe. Najczęściej łamią się kości kończyn górnych. I jeszcze chciałbym dodać, że trampolina to nie wodny plac zabaw. Bo – nie wiem, czy pan słyszał – że najlepsza zabawa na trampolinie jest właśnie „na mokro”.

Najpierw wszyscy polewają się wodą, najlepiej szlauchem, a później się ślizgają, przewracają. Dalej. Trampolina powinna być prawidło zbudowana i zapięta siatką ochronną, bo dzieci potrafią z niej najzwyczajniej wypaść. Czasem kończy się to poważnym urazem głowy albo kręgosłupa, ale zazwyczaj też dochodzi do złamania w obrębie kończyn górnych.

A czy można wskazać jakiś specyficzny uraz, powtarzający się u dzieci bawiących się na trampolinach?

Dość często dochodzi u nich do złamania nadkłykciowego kości ramiennej. Albo najczęstszego złamania u dzieci: złamania przynasad dalszej kości przedramienia. To pierwsze jest szczególnie niebezpieczne, bo często wymaga pilnej interwencji operacyjnej. Trzeba niekiedy uwolnić uwięźnięte albo nadziane na kości naczynie i nerwy.

W skrajnych sytuacjach, jeżeli naczynie albo tętnica ramienna ulegają przecięciu na odłamie kostnym, trzeba ją zeszyć, żeby przywrócić krążenie w obwodowej części kończyny górnej. To bardzo skomplikowana operacja. Nie zawsze udaje się wszystko „naprawić”.

W sytuacjach bardzo niekorzystnych nawet kończy się wystąpieniem zespołu Volkmanna, czyli postępującym zwyrodnieniem i martwicą nerwów i mięśni powstałą na skutek pourazowego niedokrwienia kończyny. To nieszczęście, bo u dziecka dochodzi do trwałego uszczerbku, jeśli chodzi o funkcje kończyny.

Podobno równie jak trampolin ortopedzi nie lubią hulajnóg.

Z tymi zwykłymi jest pół biedy. Czasem na pump trucku albo innym specjalistycznym placu zabaw spadnie z niej nastolatek wykonujący tricki, czyli niemal cyrkowe ewolucje. Wtedy mamy głównie złamanie końca dalszego piszczeli, kostek, goleni.

A przy upadku na kończyny górne zwykle kości łamią się przynasady dalsze kości przedramienia albo trzony. Ale już hulajnogi elektryczne to prawdziwy dopust boży. Proszę pamiętać, że rozwijają one ogromne prędkości. Można nimi jechać nawet kilkadziesiąt kilometrów na godzinę.

Szybko, tylko że hamulce nie gwarantują zatrzymania się przed przeszkodą. A gdy dorzucimy jeszcze brak kontroli nad pojazdem niejednokrotnie prowadzonym przez nastolatka czy nawet dziecko, to urazy są o wiele poważniejsze. Bo oprócz złamań kości rąk i nóg bardzo często ulegają złamaniu kości twarzoczaszki czy wyrostki zębowe i zęby.

I jeszcze uszkodzenia wewnątrzczaszkowe, bo przecież kto widział, żeby na hulajnodze jeździć w kasku? A przecież gdy jedziemy z dużą prędkością i zderzamy z przeszkodą, energia kinetyczna musi się wyładować. Najgorzej jeśli dziecko na hulajnodze napotyka przeszkodę w postaci samochodu… Wtedy możemy mieć do czynienia z typowym urazem wielonarządowym.

Rowerzystów też przyjmujecie.

Wiosną, latem i jesienią. Tu od lat nic się nie zmienia. Ale rower nie budzi naszej niechęci. Bo jak nie lubić roweru? Wszyscy na nich jeździliśmy i mamy się dobrze. Coraz więcej dzieci jeździ w kaskach, więc jest mniej urazów głowy.

Wprawdzie coraz popularniejsze staje się kolarstwo aktywne, wyczynowe i akrobatyczne, które podobnie jak ewolucje na hulajnogach kończy się urazami kończyn górnych, głównie przedramienia. Ale generalnie kolarstwo podobnie jak narciarstwo to raczej sport uprawiany „z głową”.

Zostały jeszcze rolki i deskorolki.

Ich podobnie jak roweru się nie boimy. Oczywiście, czasem trafia do nas dziecko, które uprawia któryś z tych sportów. Ale najczęściej mają kaski i ochraniacze na kolanach, przedramionach. Więc jeśli nawet padają, są chronione.

Może tutaj dowcip polega na tym, że jazda na rolkach jest trochę trudniejsza niż skakanie na trampolinie czy jazda na hulajnodze. Natomiast bez względu na to, czy mówimy o trampolinie, rowerze, czy hulajnodze, problemy mają dzieci, które mało się ruszają i nagle zaczynają bardzo się aktywizować.

Ale quadów ortopedzi na pewno nie lubią.

Jazda quadem bez nadzoru kończy się wywrotkami i przygnieceniem dużym, nawet kilkusetkilogramowym ciężarem. Kończy się złamaniami, zgnieceniami. Często pacjent z urazem wielonarządowym trafia na intensywną terapię, my tylko składamy połamane kości.

Ostatnio syn znajomej spadł z drzewa.

To jest wyjątkowy. Chodzenie po drzewach wyszło z mody i takich pacjentów nie mamy.

Wymieniliśmy urządzenia i rozrywki, które są teraz najpopularniejsze i najbardziej lubiane przez dzieci. Pana opowieść nie brzmi jak zachęta do korzystania z nich. Z drugiej strony narzekamy, że dzieci się nie ruszają, mają problemy z wagą, ciśnieniem i poziomem cukru.

Nie nazwałbym ruchem jazdy na hulajnodze elektrycznej, quadzie albo motocyklu crossowym. A jeśli już musimy korzystać z ruchu na urządzeniach, które mogą być niebezpieczne, pamiętajmy o zasadach bezpieczeństwa. Krótko mówiąc: trzeba używać zabawek i placu zabaw zgodnie z instrukcją obsługi i z przeznaczeniem.

Czyli po zjeżdżalni się zjeżdża, a nie wchodzi na nią. Drabinka służy do wchodzenia, a nie skakania z niej, a moja „ulubiona” trampolina do skakania – najlepiej pojedynczo. Na rowerze, hulajnodze, motocyklu jeździmy w kasku etc.

I jeszcze jedna, może oczywista, rzecz, ale przypomnę o niej. Nie zostawiamy dzieci bez opieki.  Trzeba być z nim cały czas. Za małym chodzić dosłownie metr z tyłu. My, dorośli, możemy zapobiec niebezpiecznej zabawie i na zasadzie przewidywania zniechęcać do niej na przyszłość. Trzeba wyznaczać granice bezpieczeństwa. Również sobie. Bo większość nieszczęść, o których panu opowiadałem, wynika z nieuwagi dorosłych.

Do dziś przechodzą mnie dreszcze, gdy przypominam sobie 4-latka, który biegał za tatą jadącym na motorze. Ale była zabawa! W końcu maluch złapał motor. Niestety, za łańcuch. Skończyło się zmiażdżeniem i amputacją palców.

I jeszcze jeden przykład z praktyki ortopedy ku przestrodze. Uważajcie na drzwi. Bo bardzo często trafiają do nas małe dzieci ze zmiażdżonymi paliczkami. Najczęściej do nieszczęścia dochodzi przy wychodzeniu z domu. Kto ma małe dziecko, wie, że robi się wtedy zamieszanie. I w tym chaosie dorośli, zamykając drzwi, nie zauważają paluszków w futrynie. To też nierzadko kończy się zmiażdżeniem palców i amputacją.

Odpowiadając na pana pytanie. Naszą rozmowę traktuję jak działanie profilaktyczne. Wiadomo, jak ważna jest profilaktyka w medycynie. Gdybym był kardiologiem, mówiłbym o czynnikach ryzyka wynikających z trybu życia. Jako ortopeda robię to samo, tylko wymieniam inne czynniki.

Dlatego tak samo, jak chowamy przed dziećmi żrące substancje do udrażniania rur, chowamy przed nimi piłę mechaniczną i kluczyki do quada. Ale nie zniechęcajmy do bezpiecznej aktywności, np. jazdy na rowerze w kasku czy na rolkach w ochraniaczach.


Dr Krzysztof Małecki – kierownik Kliniki Ortopedii i Traumatologii z Pododdziałem Chirurgii Ręki dla Dzieci Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki. W jego ośrodku leczone są dzieci z całej Polski (z dysplazją i rozwojowym zwichnięciem stawów biodrowych, mózgowym porażeniem dziecięcym, przepukliną oponowo-rdzeniową, z wrodzonymi deformacjami stóp, w tym stopami końsko-szpotawymi – leczone metodą Ponsetiego), z wrodzonymi wadami ręki (palcozrost, palce dodatkowe, zespoły przewężeń amniotycznych, ręką rozszczepioną, brakami palców i innymi kompleksowymi wadami kończyny górnej) i nabytymi schorzeniami narządu ruchu.