9 października 2024

Przystaw pieczątkę na ekranie komputera

Przed wakacjami Ministerstwo Zdrowia z dumą uruchomiło System Monitorowania Kształcenia Pracowników Medycznych (SMK), który w założeniu miał być uniwersalnym narzędziem pozwalającym usprawnić szkolenie nie tylko lekarzy, ale wszystkich zawodów medycznych.

Foto: Marta Jakubiak

Jesienna tura zapisów na LEK i LDEK była jego pierwszym testem.

Nikt nie spodziewał się katastrofy, przecież zanotowanie, ile osób zamierza podejść do egzaminu w danym mieście, nie jest zbyt skomplikowanym zadaniem, szczególnie w porównaniu z takimi funkcjonalnościami zapowiadanymi w systemie jak organizacja opartej na makiawelistyczno-kabalistycznych zasadach rekrutacji na rezydentury.

Niestety, na przełomie sierpnia i września okazało się, że w medycynie wciąż obowiązują dwie stare zasady:

1) nawet najprostszy pacjent może mieć najgorsze powikłanie,

2) lepsze jest wrogiem dobrego.

Lekarze kończący właśnie staż zamiast spędzać czas w bibliotekach, nerwowo przeglądając notatki przed LEK-iem, tracą go, klikając „odśwież” w internetowym formularzu. Z relacji wielu osób wiemy, że nawet ci szczęśliwcy, którym udało się wysłać zgłoszenie, nie mogą spać spokojnie. Część osób otrzymała jako odpowiedź jedynie pustego maila. Wiele osób otrzymuje sprzeczne odpowiedzi od pracowników CEM/urzędów wojewódzkich/SMK na temat dokumentów koniecznych do rejestracji.

Zagadką godną problemu udźwigu kokosów przez jaskółkę europejską i afrykańską ze skeczu Monty Pythona jest pytanie: czy osoba zweryfikowana już wcześniej elektronicznie jako lekarz przez OIL, po to, żeby udowodnić, że nie jest „wielbłądem”, musi załączyć w systemie skan potwierdzony „za zgodność z oryginałem” albo skan kopii potwierdzonej notarialnie „za zgodność z oryginałem”. Odpowiedzi udzielane przez poszczególne urzędy wykazują się dużą kreatywnością, notariusze nie wiedzą, co powiedzieć, kasują więc 50 zł i potwierdzają.

W sumie powinno cieszyć, że przynajmniej ktoś jest szczęśliwy z wprowadzenia niedziałającego systemu. Dobrze, że stażyści nie muszą stawiać pieczątki na ekranie swoich komputerów. Niestety, na problemach z rejestracją nie koniec. Część osób zakwalifikowano do pisania egzaminu 200 km od domu, rzekomo z powodu braku miejsc na sali. Już 8 września, czyli cztery dni po ruszeniu zapisów, prezes Hamankiewicz musiał wystosować pismo do CEM z prośbą o wyprostowanie tego problemu. Jeżeli pracownicy CEM-u nie potrafią znaleźć wolnej auli w mieście uniwersyteckim, chyba nie powinni dostawać tak odpowiedzialnych zadań jak organizacja egzaminu, od którego zależy czyjaś kariera.

W końcu we wrześniu studenci mają jeszcze wakacje, a komisów chyba nie piszą tak gromadnie jak stażyści LEK. Wkrótce, po ogłoszeniu wyników egzaminów (które, mam nadzieję, wszyscy zainteresowani lekarze i lekarze dentyści dadzą radę napisać), czeka nas kolejna przeprawa z rejestracją na rezydentury. Tych, przypomnę, znowu jest mniej niż w zeszłym roku – w wielu specjalizacjach powrócono do znanego systemu zerojedynkowego, z naciskiem na zero. Może to uratuje SMK przed kolejną kompromitacją, bo w końcu mniej niż zero to domena „zawodowych macherów od losu, specjalistów od losu i szans”, a nie pracowników poważnej rządowej instytucji.

Myślisz może, że więcej coś znaczysz
Bo masz rozum, dwie ręce i chęć
Twoje miejsce na Ziemi tłumaczy
Zaliczona matura na pięć
Są tacy – to nie żart,
dla których jesteś wart
Mniej niż zero…
(tekst Andrzej Mogielnicki, Lady Punk, 1983)

Filip Dąbrowski
Przewodniczący Komisji ds. Młodych Lekarzy NRL