Spotkań czas, czyli niespotykanie pracowity miesiąc stomatologów
Tak, to był czas spotkań. W sytuacji, kiedy nie wiadomo, za który to z obszarów tak wyjątkowo konsekwentnie „ulepszanej” medycznej rzeczywistości wziąć się najpierw, warto powrócić do starej prawdy, że szczęścia szuka się w sobie.
I w ramach tej introspekcji nadszedł czas na spotkanie wszystkich stomatologów delegatów na Krajowy Zjazd Lekarzy. Historia organizowania takich spotkań to długa opowieść.
Do tego naznaczona znamiennym dla poprzednich kadencji rodzajem jakiegoś niewytłumaczalnego lęku przed zgromadzeniem w jednym miejscu i czasie wszystkich stomatologów NIL. Zebraliśmy się zatem 21 listopada, po raz chyba pierwszy, poza okazją zjazdów, z zamiarem przeglądu podstawowych obszarów naszych prac.
Niedobrze byłoby, gdyby czy to okręgowe komisje stomatologiczne, czy to delegaci na KZL nabrali przekonania, że oczekuje się od nich tylko asystowania przy wypełnianiu reprezentacji na poziomie krajowym. Zgromadzenie nasze zwróciło się do klasy politycznej, do władzy wykonawczej, do wszystkich, którzy mogą i chcą się wśród adresatów odnaleźć, z dramatycznym w gruncie rzeczy apelem o wydobycie polskiej stomatologii z niszy ,w jakiej bez własnej winy się znalazła.
Śmiało postawiliśmy lekko tylko zawoalowaną tezę, że paradoksalnie „pod górkę” mamy poprzez naszą zaradność. Ot, dzięki inwencji i uporowi prowadzimy nasze mniejsze lub większe przychodnie. Nie my jedni – fakt. Ale do tego większość przychodu całej branży to środki prywatne. Stąd już tylko krok do wniosku o samowystarczalności stomatologii. A ponieważ nadinterpretacja to druga natura urzędów, z rozpędu przeto uznano, że jesteśmy tak samodzielni, że nawet na naszą podyplomową edukację grosza publicznego łożyć nie trzeba.
Konwencja krótkiego felietonu zwalnia mnie z podjęcia choćby próby zrelacjonowania naszych izbowych wystąpień i szeregu czasem budujących, innym razem po prostu niezbędnych, spotkań. Po prostu nie da się tego wtłoczyć w tej wielkości wstępniak. Najważniejszych wątków uprawianej przez nas epistolografii najlepiej szukać na Twitterze i stomatologicznych podstronach www.nil.org.pl. Mam przy okazji zaszczyt przewodniczyć komitetowi redakcyjnemu nowej witryny internetowej NIL. Jak przysłowiowa „kania dżdżu” wyglądam końca prac, aby wreszcie móc ogrom tych materiałów w jednym miejscu poukładać, posortować i powiązać ze sobą. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że wraz z Nowym Rokiem uda się oddać witrynę do użytku.
Niezależnie jednak, czy w starej, czy w nowej odsłonie portalu, wyglądajcie Państwo wieści. Będziemy np. relacjonować pasjonujący mecz „lekarze kontra systemy informatyczne RP”. Sama e-Recepta, choć to medialnie ekstraklasa, najwyraźniej nie wystarczyła. Władza postanowiła zdigitalizować nasze odpady medyczne. I na nic zdadzą się żarty w stylu, że to „śmieciowe dane” – bez komputera władze nie chcą pozwolić nawet na oddanie odpadów, nie mówiąc o zestawieniach ich dotyczących. Mecz na boisku Ministra Środowiska może być nawet ciekawszy niż szerzej komentowany w mediach turniej e-recepty.
W tym ostatnim przypadku zostawiono chociaż bezpiecznik w postaci możliwości wystawienia dokumentu papierowego. Przy odpadach do tego stopnia zaufano znów naszej sprawności, że takiej możliwości nie przewidziano. I tu żarty się rzecz jasna kończą. Ze śmiertelną powagą zwróciliśmy się z apelem o należną w tym wypadku rozwagę. Spotkamy się już w Nowym Roku. Tymczasem przed nami świąteczne spotkania, których czar niech zostanie w nas jak najdłużej.
Andrzej Cisło, wiceprezes NRL