21 listopada 2024

Szpitale powiatowe czują się kukułczym jajem. Co teraz zrobi minister?

Szpitale powiatowe biją na alarm. Ogólnopolski Związek Pracodawców Szpitali Powiatowych ostrzega, że Ministerstwo Zdrowia nakłada na placówki kolejne obowiązki bez pokrycia finansowego na ich realizację.

 

 

Foto: Mariusz Tomczak

Aby zwrócić uwagę na ten problem, we wtorek w siedzibie Naczelnej Izby Lekarskiej odbyła się konferencja prasowa z udziałem przedstawicieli Ogólnopolski Związek Pracodawców Szpitali Powiatowych. Doszło do niej tuż po rozmowach przedstawicieli OZPSP w resorcie zdrowia.

Dr Jerzy Friediger, członek Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej, rozpoczynając wtorkowe spotkanie z dziennikarzami, zwrócił uwagę na wysokie obciążenie pracą personelu szpitalnego. – Lekarze czy pielęgniarki nie są w stanie więcej pracować. Muszą wzrosnąć ceny świadczeń – powiedział dr Jerzy Friediger.

– Z powodu pewnych ruchów ministerstwa, nasze placówki stanęły pod ścianą – powiedział Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych. – Czujemy się takim podrzuconym kukułczym jajem, którym się nikt nie zajmuje. Z jednej strony dbamy o jakość i efektywność, bo w tej biedzie musimy sobie jakoś radzić, ale z drugiej strony, przyciśnięci do muru, wołamy o pomoc. To nasz krzyk rozpaczy, żebyśmy ani my, ani NFZ nie musieli wypowiadać umów – mówił Andrzej Bujnowski, członek zarządu OZPSP.

W ostatnim czasie wprowadzono trzy regulacje prawne, które nakładają na szpitale powiatowe obowiązek poniesienia istotnych wydatków, a jednocześnie nie skutkują przekazaniem podmiotom leczniczym dodatkowych – ponad planowane – środków finansowych z budżetu państwa, jak również z Narodowego Funduszu Zdrowia.

 

– Pierwsza z tych zmian to ustawa z 8 czerwca 2017 r. o wynagrodzeniach zasadniczych w ochronie zdrowia, dalej ustawa o minimalnym wynagrodzeniu za pracę, która weszła w życie w styczniu 2018 r. i planowany wzrost najniższej płacy krajowej w przyszłym roku, podwyżki pielęgniarskie, a następnie regulacja z lipca br., gwarantująca wzrost pensji lekarzy specjalistów do 6750 zł brutto, o ile będą pracować tylko w jednej placówce – wyliczał Waldemar Malinowski.

Ustawa o wynagrodzeniach zasadniczych w ochronie zdrowia oraz jej zmiana dokonana we wrześniu br., podobnie jak ustawa o minimalnym wynagrodzeniu za pracę, nie wskazują źródeł finansowania podwyżek wynagrodzeń. Ustawa z lipca gwarantująca wzrost pensji lekarzy specjalistów do poziomu 6750 zł brutto, w zamian za rezygnację z wykonywania pracy poza głównym miejscem zatrudnienia, przewiduje zwrot z NFZ części kosztów wzrostu wynagrodzeń lekarzy, nie uwzględniając jednak pochodnych od zwiększonego wynagrodzenia, które pracodawca (np. szpital powiatowy) musi pokryć we własnym zakresie.

Dyrektorów szpitali powiatowych w trudnej sytuacji stawiają również regulacje określające nowe minimalne normy zatrudnienia pielęgniarek, które mają obowiązywać od 1 stycznia 2019 r., wprowadzone w drodze zmiany rozporządzenia dotyczącego lecznictwa szpitalnego. Nowe normy zależeć będą nie od liczby przyjętych pacjentów, ale od liczby łóżek (np. 0,6 na łóżko dla oddziałów o profilu zachowawczym i 0,7 dla oddziałów zabiegowych).

– Nic nie przyniosły apele dyrektorów o to, żeby zawód opiekunki pojawił się w świadczeniach koszykowych, bo pielęgniarka już niedługo stanie się zawodem elitarnym i świadczenia opiekuńcze będą wykonywane przez inne zawody. Nasze argumenty nie znalazły posłuchu, a mamy duże braki kadrowe i jeśli pójdzie na emeryturę większa liczba pielęgniarek, to będziemy mieli za chwilę potężny problem – powiedział Waldemar Malinowski.

O tym wszystkim czytamy również w liście otwartym Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych skierowanym do ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, którego treść zaprezentowano w czasie spotkania z dziennikarzami. Jak podkreślają przedstawiciele Związku, to właśnie oni znają najlepiej codzienne problemy tysięcy pacjentów hospitalizowanych każdego dnia. – Cechą dyrektorów szpitali powiatowych jest to, że jesteśmy blisko ludzi, na pierwszej linii frontu – podkreślił Krzysztof Żochowski, wiceprezes OZPSP.

„Spełnienie przez szpitale powiatowe powyższych norm oznacza konieczność zatrudnienia dodatkowego personelu pielęgniarskiego lub redukcję liczby łóżek. Na zatrudnienie większej liczby pielęgniarek szpitale potrzebują dodatkowych pieniędzy, z kolei zmniejszenie liczby łóżek rodzi niebezpieczeństwo zagrożenia dla życia i zdrowia mieszkańców Polski powiatowej” – podkreślono w liście.

Ponadto na trudną sytuację finansową szpitali powiatowych wpływa wzrost cen prądu i postępująca inflacja. Nie były one, jak zwraca uwagę – jak podkreśla Ogólnopolski Związek Pracodawców Szpitali Powiatowych – dotychczas uwzględniane we wzroście nakładów na ochronę zdrowia w formie podwyższenia wyceny świadczeń zdrowotnych. Co więcej, NFZ nie tylko nie podniósł wyceny świadczeń zdrowotnych, ale w sposób istotny obniżył wycenę świadczeń zdrowotnych w zakresie np. chorób wewnętrznych.

„Wspomniane regulacje prawne, wprowadzone bez zabezpieczenia środków finansowych na ich realizację, mogą doprowadzić do znacznego ograniczenia dostępności mieszkańców Polski powiatowej do świadczeń udzielanych w szpitalach powiatowych” – napisano w liście do ministra zdrowia, podkreślając, że oczekują podjęcia działań prawnych.

„Trudno się oprzeć wrażeniu, że działania te podejmowane są w sposób celowy, a celem ich jest doprowadzenie do likwidacji łóżek, a nawet części szpitali powiatowych bez oglądania się na skutki społeczne takich decyzji, ponieważ nie jesteśmy w stanie uwierzyć, że Ministerstwo Zdrowia nie zdaje sobie sprawy z oczywistych skutków prowadzonej wobec naszych szpitali polityki” – napisano w liście.

Podobnego zdania jest przedstawiciel Prezydium NRL. – Nie wierzę, że wprowadzając pewne zasady rozliczeń i finansowania, ich twórcy nie wiedzą, po co to robią. Tylko że cieszyłbym się, gdyby to było jasno powiedziane – podkreślił dr Jerzy Friediger. – Istnieje bardzo duże zagrożenie ciągłości dla funkcjonowania szpitali powiatowych i bezpieczeństwa zdrowotnego pacjentów – ostrzegł Andrzej Bujnowski.

Mariusz Tomczak