23 listopada 2024

Traktat o podróży (fragmenty)

Fragmenty opowiadania pt. „Traktat o podróży” autorstwa Renaty Paligi – laureatki X edycji Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Profesora Andrzeja Szczeklika „Przychodzi wena do lekarza” (III miejsce w kategorii Proza).

Foto: pixabay.com

Renata Paliga – absolwentka Akademii Medycznej w Poznaniu. Doktor nauk medycznych, chirurg dziecięcy, pediatra, specjalista medycyny rodzinnej. Zajmuje się głównie etyką lekarską. W latach 2007-2014 publikowała wiersze na łamach m.in. „Pegaza Lubuskiego” oraz kwartalnika „Migotania”.

W konkursie „Puls Słowa” zdobyła I miejsce (kat. Poezja) oraz wyróżnienie (kat. Proza). Laureatka Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego Fundacji Gargano (kat. Proza). Jej Tomik „Osłuchiwania” był nominowany do Wawrzynu Lubuskiego 2016 r. Należy do UPPL. W 2016 r. zdobyła I miejsce w konkursie „Przychodzi wena do lekarza” w kategorii „Opowieść lekarza – opowieść pacjenta, a w 2017 r. w kategorii „Proza non fiction”.


Czasami ludzie szukają guza. Chcą poznać prawdę o sobie i świecie – jak zwierzęta. W akcie poznawania kierują się zapachami, które nieobecne są w ich ciałach. Przyjmują za pewnik to, co widzą, a obrazom przypisują znaczenie według swoich uprzedzeń, marzeń i wszelkiego rodzaju irracjonalności.

Podróżują, by czymś nowym się obrzydzić i zgorszyć. Zdziwić i zachwycić. Najchętniej widziane są doznania zawarte w gratisie. Całkiem niespodziewane – jak śmierć czy nieznana choroba, której nie przeżył nikt, kogo znają. Potrzebują doświadczyć obcości, aby zrozumieć, kim są. Koszt wiarygodnej oceny zawarty jest w cenie biletu na koniec świata.

Ludzie uciekali przede mną od zawsze. W szaleńczym tańcu bawiłam się z nimi w chowanego. Najbardziej panoszyłam się na statkach. Stłoczeni ludzie padali przede mną na kolana. Byli jak zasikane, śliniące się, płaczące dzieci. Szalałam wtedy. Kosiłam, tańczyłam flamenco, unosiłam spódnicę, zagryzałam. Zmieniałam ciała w rozpadające się guzy, wrzody, dymienice. Kolejną moją rozrywkę stanowiły wojny. Byłam ich nieodłączną częścią. Tam z kolei upodobałam sobie inne objawy.

Wysypki, krwawe stolce, gorączki, majaki, nazywane durem plamistym, tyfusem. Mężczyźni, którym wmówiono, że trzeba ginąć w imię idiotycznych sporów o paliki graniczne, złote korony, rodzaje kolonii i zależności, kończyli żywot w rowach, polach, brocząc krwią lub po prostu defekując bez końca. Tarzałam się w rzygowinach, krwi i pocie. Kąsałam, śniadałam i obiadowałam. Najbardziej zachwycałam się człowiekiem w postaci martwej. Wyssane, białe dłonie, jak z marmurowych głazów, przypominały ptaki. Szpony. Rozłożone lub skulone. Skrzydła.

Czasami wpływam na politykę, na bieg historii. Jestem mała, lecz „rządzę”. Tak się teraz pisze na murach. Więc potwierdzam – rządziłam armiami, zmuszam je do odwrotu. Nawet Napoleon musiał wycofać armię (nieskromnie powiem, że przeze mnie) z Afryki i Azji. Ba! Spod Moskwy! Pamiętam też Lenina, który wrzeszczał: „albo wesz zwycięży socjalizm, albo socjalizm zwycięży wesz!”.

Ja i moje siostry chłeptałyśmy różne rodzaje krwi. Nie, nie powiem publicznie, która z nich była najlepsza. Muszę dbać o dobre stosunki dyplomatyczne, zamierzam przecież podróżować i odwiedzać ulubione miejsca. Każdy chce mieć wakacje, chyba to rozumiesz.

Mam ulubione miejsca. Bywam tam regularnie i odmładzam krew. Opisują później moje wojaże. „Bergamo zarazą słynie” – napisał dawno temu pewien pisarz o miejscu, które odwiedzam dość często. Mają tam dla mnie katedrę, lecz najcenniejsze są opowieści przekazywane wraz z genami z pokolenia na pokolenie. Z pewną zazdrością stwierdziłam ostatnio, że znowu Bergamo jest na pierwszych stronach gazet i naukowych opracowań, chociaż tym razem nie mam z tą sławą nic wspólnego.

Gdyby nie ja, my, śmierć, nie byłoby tyle piękna na świecie. Nie byłoby Romea i Julii ani literatury, kościołów wotywnych, kopuł, budowli, sztuki ani dzisiejszej medycyny. Może byłoby coś innego, lepszego, piękniejszego, a może i nie… Kto wie…

Ludzie uciekają przed nami, chowają się, zwalczają. A przecież jesteśmy ich częścią! Każdy mój ruch wynika z ich wyboru, mój genom kolaboruje z ich genomem. Mieszkamy w ich jelitach, we krwi. Natura obwąchuje nas i maca. Świat jest lustrem. Oddaje im to, jak traktują zwierzęta, rośliny, siebie nawzajem, planetę ziemię.

Ludzie modlą się do Boga, ale zanoszą modły do siebie. Do swojej kruchości, którą instynktownie ubierają w złote szaty, przysłaniają obrazami i zbroją w relikwiarze. Modlą się do swojej podróży.

Nazywam się Xenopsylla cheopis (pchła szczurza), moja siostra to Yersinia pestis (pałeczka dżumy). Przynosimy wam czarną śmierć. (…)