Ty się wiatru nie bój. Bolszewików się bój
Wiele lat temu, do radiowej audycji poświęconej dziecięcym strachom, napisała słuchaczka: „Córeczka moich znajomych straszona jest bolszewikami. Kiedyś, w górach, pouczała swojego małego kolegę: – Ty się wiatru nie bój. Bolszewików się bój”.
Foto: pixabay.com
Bohaterowie tej opowieści są już na pewno dorośli. I ciekaw jestem, czy któreś z nich, pod wpływem przeżyć z dzieciństwa, nie cierpi dzisiaj na „bolsefobię”? Dopiero niedawno dowiedziałem się, że tak to się fachowo nazywa.
Wiecowa wypowiedź ważnego polityka, w której wymienił nazwę pewnej społecznej fobii, przyniosła pozytywny efekt edukacyjny. W gronie znajomych zajęliśmy się poszukiwaniem niezwykłych nazw interesujących strachów. Już wiem, że „arachibutyrofobia” to paniczny lęk przed przyklejeniem się masła orzechowego do podniebienia.
Stopień uszczegółowienia tej nazwy bardzo mnie zaskoczył. Bo to tylko masło orzechowe? A strach przed przyklejeniem się margaryny albo masła roślinnego już by się nazywał inaczej? Po krótkiej analizie znalazłem też pewien brak. „Arachi” wskazuje na orzechy, „butyro” na masło, a gdzie podniebienie? Gdyby się bało, że masło orzechowe przyklei się do podbródka albo oka, to przecież już inna fobia. Czyli ta z podniebieniem powinna się nazywać jakoś… „arachibutyrumpalatofobia” (z łacińskim „palatum”).
W internecie są wykazy zawierające setki nazw różnych przypadłości lękowych. Nie jestem pewien, czy to aby na pewno nazwy prawdziwe, przypuszczam, że część z nich to internetowe żarty. Ale przejrzałem taką listę w poszukiwaniu czegoś, co zaczynam zauważać u siebie.
Boję się czytać gazetę. Nie dlatego, że znajdę tam złe wiadomości czy zdjęcie kogoś, kogo nie lubię, nie ze strachu przed papierem („papirofobia”) czy słowami („logofobia”). Boję się, że trafię na coś, co natychmiast będę musiał zamienić w wiersz. Już dawno jeden z moich życzliwych kolegów stwierdził, że jeżeli chodzi o poezję, to jestem twórcą z grupy „Wszystkie drogi prowadzą do rymu”. I rzeczywiście, zjawisko przybiera na sile. Przykład? Kilka miesięcy temu byłem w Częstochowie. Kupiłem w kiosku „Życie Częstochowy i Powiatu”, w którym znalazłem taki tekst: „Usunęli 80 wraków. Biorą się za kolejne.
Częstochowscy strażnicy miejscy w ubiegłym roku podjęli 80 interwencji wobec właścicieli aut, które były długotrwale nieużywane i spełniały wymogi tzw. wraków… Przy tej okazji przypominamy: straż miejska może zlecić odholowanie pojazdu, który spełnia wymogi pojazdu długotrwale nieużywanego, tylko i wyłącznie na wniosek zarządcy drogi. Mieszkańcy, którym przeszkadzają wraki, w pierwszej kolejności swoje uwagi powinni zgłosić właśnie do zarządcy drogi”. Zdrowa większość społeczeństwa przeczyta coś takiego i natychmiast zapomni. Ja nie mogłem spać. Patrzyłem w zadrukowany kawałek papieru, odkładałem, próbowałem skierować myśli na jakieś inne tory.
Włączałem muzykę. Ale, oczywiście zupełnie przypadkiem, zaczynały grać szanty zespołu „Wrak Człowieka”, co od razu powodowało powrót do treści przeczytanego artykułu. Poddałem się. Cztery nocne godziny spędziłem nad kartką, a rano miałem już coś takiego: „Życie ma raczej gorzki smak, / Bo życie jest beznadziejne, / Zniknął osiemdziesiąty wrak / I biorą się za kolejne. / Życie cię ciągle nadwyręża, / Zwłaszcza, gdyś człowiek ubogi, / Sąsiadka z góry swojego męża / Zgłosiła zarządcy drogi. / Mąż ma być wkrótce odholowany, / Już ma plakietkę na plecaku: / Mąż Długotrwale Nieużywany, / Spełnia wymogi wraku”. I jak to się może nazywać, panie doktorze? Perpetuuspoesisactadiurnofobia?
Artur Andrus
Satyryk