22 listopada 2024

Uzależnienie niejedno ma imię

Trudno się nie przyznać, że głównym motorem napisania tego listu do Redakcji była lektura artykułu Bohdana Woronowicza opublikowanego w październikowym numerze „Gazety Lekarskiej” (zobacz więcej). Co prawda, autor artykułu jest moim dobrym kolegą, ale ostatnio spotykamy się rzadko i rzadko wymieniamy swoje poglądy na otaczające nas sprawy.

Foto: imageworld.pl

Takie bulwersujące sprawy, jak szeroko opisywane w prasie chroniczne nadużywanie alkoholu przez zatrzymanego przez policję lekarza z Wąbrzeźna czy przez lekarkę z Mazowsza, która po pracy jechała samochodem ze stężeniem alkoholu ponad 2,5 promila, nie przynoszą chluby naszemu zawodowi.

Z pewnością takich przypadków jest znacznie więcej i z pewnością w różnych zakątkach naszego kraju zdarzają się one niemal każdego dnia. Jeżeli więc w naszych izbach istnieją mechanizmy i możliwości zapobiegające takim zdarzeniom, to powinniśmy z nich jak najszerzej korzystać. Ale jak to zrobić? Wydaje się, że po pierwsze – powinniśmy częściej o tym mówić i pisać.

Do każdego (każdej) z nas powinien, z naszych okręgowych izb, trafić list informujący o działaniu konkretnych osób i placówek, które mogą nam dyskretnie i skutecznie pomóc. Uważam, że w ofercie dla potrzebujących nie powinniśmy zapominać o możliwościach pomocy dla rodzin uzależnionych kolegów i koleżanek, które cierpią z powodu „współuzależnienia”.

My lekarze bardzo lubimy korzystać z przykładów wziętych z praktyki. Może więc na łamach „Gazety Lekarskiej” znalazłoby się miejsce na opisy przypadków kolegów i koleżanek, którzy skorzystali z pomocy pełnomocników do spraw zdrowia lekarzy? A może sami koledzy, którzy „dali sobie radę”, mogliby opisać swoją drogę do trzeźwości?!

Poza tym konieczne jest wypracowanie procedur postępowania z pijącymi bądź „ćpającymi” kolegami i ich konsekwentne stosowanie. Może warto, by w „Gazecie Lekarskiej” ukazywały się krótkie artykuły na temat uzależnień, przecież wiedza, którą wynieśliśmy z okresu studiów, zwykle jest niewystarczająca, aby można jej użyć w codziennej pracy z pacjentami.

Przy okazji chciałbym także wspomnieć o innych uzależnieniach, o których rzadko się mówi, a które możemy obserwować nawet w najbliższym otoczeniu i wśród naszych pacjentów. Nie jestem psychiatrą, ale w mojej praktyce ginekologicznej często pytam dorosłe (ale mogące jeszcze mieć dzieci) kobiety, będące w związkach o przyczynę ich bezdzietności. Najczęściej jest to odpowiedź typu: „bardzo bym chciała mieć dziecko, ale mój partner wyklucza taką możliwość, nie chce brać na siebie żadnych nowych obowiązków ani żadnej odpowiedzialności”, a czasami mówią: „boję się, bo on chyba za dużo pije”.

Kiedy staram się troszkę zgłębić ten problem, to okazuje się, że mamy do czynienia z tysiącami młodych mężczyzn, wychowywanych głównie przez mamusie, które do tej pory starały się sprzątać każdy pyłek z drogi synków i zawsze, kiedy synka bolała główka, to znajdowała się jakaś aspirynka, a jeśli nie chciało się iść do szkoły, to znajdowała się jakaś wymówka w dzienniczku. I tak upływały lata wzajemnego uzależniania się mamusi i synka.

Synek (może?) skończył studia, poszedł do pracy i zaczął napotykać problemy, których nie było w domu… no to może troszeczkę psychotropów, a może coś mocniejszego? Co, mój syn ma problem alkoholowy? Nie, to niemożliwe. No może troszkę czasem wypije, ale to tylko po to, by zapomnieć o stresach, ale żeby zaraz problem alkoholowy?! W rozmowie z psychologiem, syneczek mówi, że nie daje już rady; wokół same problemy, a mamusia daleko…

Medard Lech
Doktor nauk medycznych

List do redakcji ukazał się w „Gazecie Lekarskiej” nr 12-2014/1-2015