W inwestowaniu spokojny sen jest najważniejszy
Osoby o niskiej skłonności do ryzyka nie muszą pochopnie decydować się na kupno akcji. Można inwestować w inny sposób – pisze Mariusz Tomczak.
Co do zasady obligacje są traktowane jako bezpieczny sposób lokowania oszczędności. Z tym że osoby początkujące nie powinny od razu rzucać się na głęboką wodę, nabywając papiery wartościowe emitowane przez samorządy czy przedsiębiorstwa prywatne. Z kolei jeśli ktoś planuje kupno obligacji rządowych denominowanych w walucie obcej, musi zrozumieć i zaakceptować ryzyko kursowe. Przez dłuższy czas można być na plusie w ujęciu dolarowym, ale na minusie – i to znacząco – po przeliczeniu na polskiego złotego lub na odwrót.
Obligacje „antyinflacyjne”
W Polsce interesującym rozwiązaniem dla osób obawiających się zmienności rynkowej może być zakup np. 10-letnich obligacji Skarbu Państwa (obecnie w pierwszym roku oprocentowanie wynosi 6,8 proc., a w kolejnych będzie równe inflacji powiększonej o 2-proc. marżę). Osoby otrzymujące świadczenie 800+ mogą kupić m.in. obligacje 12-letnie (aktualnie w pierwszym roku oprocentowanie wynosi 7,05 proc., a w kolejnych latach zostanie powiększone o inflację i 2,5-proc. marżę).
Wprawdzie długoterminowo akcje na ogół są znacznie lepszym sposobem zabezpieczenia się przed inflacją, ale w inwestowaniu nie wolno pomijać indywidualnej skłonności do ryzyka. Nie każdy zniesie ze stoickim spokojem spadek wartości portfela o 10 proc., a tym bardziej o 30-40 proc. A przecież akcje niektórych spółek czasami są bardziej zmienne nawet wtedy, gdy na giełdzie nie doszło do krachu.
Jak obniżyć ryzyko?
Aby obniżyć ryzyko, w portfelu można jednocześnie posiadać akcje i obligacje, np. w proporcjach 60:40, gdzie 60 proc. stanowią akcje, a 40 proc. obligacje. Osoby bardziej konserwatywne mogą prowadzić portfel 20:80 (20 proc. – część akcyjna, 80 proc. – część obligacyjna). Wprawdzie zyski będą mniejsze, ale wahania wartości portfela raczej nie przyprawią o bezsenność.
Starożytna inspiracja
Obie klasy aktywów, tj. akcje i obligacje, można łączyć w dowolny sposób. Jedną z inspiracji, w jaki sposób to robić, jest „portfel Talmud”, którego nazwa nawiązuje do księgi ważnej dla wyznawców judaizmu. Zgodnie z zawartymi w niej wskazówkami 1/3 majątku należy trzymać „w rezerwie”, a resztę – także po 1/3 – lokować w „interesy” i „w ziemię”. We współczesnych realiach można by to przyrównać do inwestowania w trzech równych częściach w obligacje, akcje i nieruchomości.
Zakup mieszkania na wynajem obarczony jest dużą barierą wejścia. Wprawdzie od trzech dekad rynek nieruchomości w Polsce rozwija się w sposób imponujący, a od kilku lat ceny mieszkań biją kolejne rekordy, ale nie każdy chciałby wystawić na szwank swoje nerwy z powodu zaciągnięcia kredytu hipotecznego lub potencjalnych problemów z uciążliwymi najemcami. W tym przypadku rozwiązaniem mogą być REIT-y (ang. Real Estate Investment Trust).
Co ze złotem
Nie ustają spory, w jaki sposób traktować złoto: jako uzupełnienie portfela, które ogranicza jego zmienność, czy ponadczasowe zabezpieczenie przed inflacją? W celach inwestycyjnych nie kupuje się kolii ani sygnetów, lecz monety bulionowe i małe sztabki. W metale szlachetne, także w złoto, da się inwestować za pośrednictwem ETF-ów (ang. Exchange Traded Fund).
Na co uważać?
Dzieła sztuki, numizmaty, zegarki, stare książki, wino – to tylko kilka przykładów alternatywnych sposobów lokowania gotówki, na które można natknąć się w internecie. Z punktu widzenia przyszłych stóp zwrotu są bardzo nieprzewidywalne, a dodatkowo mało płynne, więc za 10 czy 15 lat może być trudno sprzedać z satysfakcjonującym zyskiem to, co kupiliśmy. Inwestycje alternatywne należy traktować jako uzupełnienie portfela, a nie jego zasadniczą część. Większość osób powinna jednak trzymać się od nich z daleka, tym bardziej że w tym obszarze wymagana jest wiedza ekspercka. Pasja nie wystarczy.
Mariusz Tomczak