W napięciu. Czy jesteśmy przygotowani na czwartą falę pandemii?
Pierwsza fala pandemii była kompletnym zaskoczeniem, podobnie jak skala drugiej i trzeciej. Czy zaskoczy nas również czwarta fala? Czy Polska jest przygotowana na szybki wzrost liczby pacjentów covidowych, co może, choć oczywiście wcale nie musi, nastąpić? – pyta Mariusz Tomczak.
Tego lata nie wszyscy lekarze beztrosko wypoczywają, nawet jeśli zdrowie im dopisuje i mogą sobie pozwolić na urlop w wymarzonym miejscu.
Niektórzy zastanawiają się, czy po wakacjach, wraz z powrotem dorosłych do pracy, a dzieci i młodzieży do szkół, nie zacznie wzbierać kolejna fala pandemii COVID-19 – tak jak zdarzyło się w ubiegłym roku. W pamięci mają też szybkie tempo wzrostu hospitalizowanych pacjentów w marcu i kwietniu br., co część placówek rozłożyło na łopatki.
Rok temu koronawirus miał być w odwrocie, pandemia została pokonana, mieliśmy wracać do normalności – takie opinie płynęły wtedy z ust części najważniejszych osób w naszym państwie i rozmaitych komentatorów. Mimo że w dalszym ciągu w błysku kamer telewizyjnych lub za pośrednictwem mediów społecznościowych uprawia się epidemiczne jasnowidztwo, wydaje się, że rzadziej dochodzi do tak ostentacyjnego lekceważenia koronawirusa, co nie znaczy, że nie ma osób negujących zagrożenie stwarzane przez niekontrolowane szerzenie się wirusa SARS-CoV-2. W innych krajach też ich nie brakuje.
Nadzieje i obawy
Najkrótsza odpowiedź na pytanie, co wydarzy się jesienią, brzmi: nie wiadomo. Optymizm i nadzieje mieszają się ze sceptycyzmem i obawami. Na to, czy dojdzie do czwartej fali pandemii, może wpłynąć wiele czynników: brak odporności populacyjnej, niewystarczające tempo szczepień, wzrost interakcji społecznych i mobilności, powrót do mniej rygorystycznych zwyczajów higienicznych, luzowanie niektórych obostrzeń, sprawność służb odpowiedzialnych za walkę z epidemią i szybkość ich działania, pojawienie się nowych, groźniejszych wariantów wirusa, na które w dodatku nie muszą być skuteczne obecnie stosowane szczepionki, postępująca utrata odporności u części ozdrowieńców, a zwłaszcza tych, u których jest słaba lub krótkotrwała.
Długo można by jeszcze wymieniać. Na pewne czynniki mamy wpływ, na inne nie. Sytuację komplikuje fakt, że rozwój pandemii w Polsce zależy także od okoliczności panujących w innych krajach, w tym położonych z dala od Europy. W zglobalizowanym świecie, korzystając z dobrodziejstw międzynarodowej wymiany towarów i usług oraz łatwego przemieszczania się na znaczne odległości, szerzenie się chorób zakaźnych następuje szybko. To jeden z powodów, dla których istotne znaczenie w przeciwdziałaniu pandemii mają służby sanitarno-epidemiologiczne.
Nie łóżka, a laboratoria
– W tej chwili priorytetem w walce z koronawirusem nie jest budowanie bazy szpitalnych łóżek covidowych, a możliwości sekwencjonowania genomu wirusa SARS-CoV-2 – mówi minister zdrowia Adam Niedzielski. Trwa rozbudowa sieci laboratoriów sanepidu w Warszawie, Łodzi, Katowicach, Olsztynie, Rzeszowie i Gorzowie Wielkopolskim, tak by w sierpniu dało się sekwencjonować kilka tysięcy próbek genomu koronawirusa tygodniowo (obecnie wykonuje się około tysiąca) bez potrzeby wysyłania ich za granicę, a wynik badania poznać przed upływem izolacji zakażonego.
– Jakość wywiadów epidemiologicznych i szybkość uzyskiwania wyników sekwencjonowania to obecnie kluczowe elementy ograniczania pandemii – uważa Krzysztof Saczka, zastępca głównego inspektora sanitarnego. Osoby, u których zostaną wykryte groźne warianty koronawirusa, zwolnienie z kwarantanny i izolacji uzyskają dopiero po negatywnym wyniku testu.
Ukłucie za 1 mln zł
Wbrew zapowiedziom sprzed kilku miesięcy, we wrześniu w warszawskiej Polfie Tarchomin nie ruszy linia produkcyjna przystosowana do nalewania do fiolek i pakowania szczepionek przeciw COVID-19, co miało przyspieszyć Narodowy Program Szczepień. Szansa na uruchomienie nowoczesnej ampułkarni wciąż istnieje, ale inwestycja utknęła w martwym punkcie. Uśmiechnięte twarze w telewizji czy na billboardach nie zachęciły części społeczeństwa do udania się do punktu szczepień.
W tym celu podejmowane są coraz bardziej nieszablonowe działania, choć nie dają gwarancji, że przekonają dotychczas nieprzekonanych. Rząd kusi wygraną 1 mln zł w ramach specjalnej loterii, która ma ruszyć w lipcu. W okresie wakacyjnym w niektórych regionach pojawią się mobilne kontenery umożliwiające przyjęcie jednodawkowego preparatu firmy Johnson & Johnson bez wcześniejszej rejestracji.
16 szpitali tymczasowych
Na najbliższe tygodnie wojewodowie opracowali plany organizacji bazy łóżkowej dla pacjentów z podejrzeniem zakażenia i zakażonych SARS-CoV-2, uwzględniające m.in. działalność szpitali tymczasowych. W ostatnich miesiącach działało łącznie 35 takich placówek. W każdym z województw istniała przynajmniej jedna, a nad większością nadzór sprawowały urzędy wojewódzkie. Nie tyko tam trafiali pacjenci covidowi, ale bez wątpienia odegrały pewną rolę w walce z pandemią, choć spory o sens ich tworzenia nie gasną m.in. dlatego, że wydatki na utworzenie kilku szpitali tymczasowych wprawiają w zakłopotanie nawet najbardziej zagorzałych zwolenników rządowej strategii walki z COVID-19.
Pod koniec marca premier Mateusz Morawiecki deklarował, że część z nich zostanie przekształcona w szpitale rehabilitacji pocovidowej, ale na razie – jak się dowiedziałem w resorcie zdrowia – nie ma ostatecznych decyzji w tej sprawie. Wiadomo za to, że w okresie wakacyjnym ma działać 16 szpitali tymczasowych w 12 województwach (aktywnych placówek w ogóle nie będzie w Łódzkiem, Pomorskiem, Kujawsko-Pomorskiem i Świętokrzyskiem). Tak zdecydowali wojewodowie w porozumieniu z oddziałami wojewódzkimi NFZ.
Lubelskie
Mając na względzie m.in. koszty utrzymywania szpitali tymczasowych w obliczu znacznego spadku zachorowań i hospitalizacji, starano się pozostawić placówki utworzone na bazie istniejącej infrastruktury szpitalnej, a likwidować te w obiektach niepełniących funkcji medycznych (hale targowe, kongresowe czy sportowe).
Tej zasady nie dochowano na Lubelszczyźnie, gdzie od grudnia w hali Targów Lublin działa szpital tymczasowy i na razie to się nie zmieni. Do końca sierpnia utrzymany zostanie jeden moduł złożony z 28 łóżek. – Dalsze działania, rozwinięcie miejsc lub przejście w stan pasywny, będą podejmowane w zależności od rozwoju sytuacji epidemicznej – mówi Agnieszka Strzępka, rzecznik prasowy wojewody lubelskiego.
Śląskie, wielkopolskie
Od tej reguły odstąpiono również w woj. śląskim (dalej ma istnieć placówka utworzona na lotnisku w Pyrzowicach niedaleko Katowic) i woj. wielkopolskim (w czasie wakacji będzie funkcjonował szpital tymczasowy na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich). – Model docelowy zakłada zachowanie działalności szpitala tymczasowego poprzez stałe utrzymanie modułu podstawowego, tj. 56 łóżek i 10 łóżek respiratorowych, z możliwością szybkiego reagowania poprzez uruchamianie kolejnych modułów w zależności od liczby zachorowań – informuje Tomasz Stube z Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Tamtejszy wojewoda podjął decyzję o zmianie placówki wiodącej z Wielospecjalistycznego Szpitala Miejskiego im. J. Strusia w Poznaniu na miejscowy ZOZ MSWiA. Wakacyjna reorganizacja opieki szpitalnej w Wielkopolsce zakłada na II poziomie zabezpieczenia covidowego istnienie buforu złożonego z łóżek w oddziałach zakaźnych. Dodatkowym wsparciem pozostaną oddziały covidowe ze stałą liczbą łóżek. Na północy regionu wsparcie ma stanowić szpital w Czarnkowie, a na południu – Pleszewskie Centrum Medyczne i ZZOZ w Ostrowie Wielkopolskim.
Mazowieckie
W okresie wakacyjnym najwięcej aktywnych szpitali tymczasowych, bo aż cztery, pozostanie w woj. mazowieckim (Szpital Południowy w Warszawie, szpital modułowy utworzony na terenie Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie, Radomski Szpital Specjalistyczny, Mazowiecki Szpital Wojewódzki w Siedlcach). Te utworzone przez PKN Orlen w Płocku i Ostrołęce, od 1 czerwca przeszły w tryb pasywny, ale są przygotowane do uruchomienia w ciągu kilku dni. Na Mazowszu pieczę nad zabezpieczeniem infrastruktury covidowej sprawuje wojewoda Konstanty Radziwiłł, który nie waha się korzystać ze specprzepisów wprowadzonych w czasie pandemii.
Wojewoda mazowiecki w znacznym stopniu odpowiada za to, że przez najbliższe tygodnie jedna z dwóch placówek tymczasowych w Warszawie wciąż ma działać w wybudowanym ze środków miasta Szpitalu Południowym. Od końca marca kieruje nim komisarz wskazany przez ministra zdrowia. Władze stolicy chcą odzyskać placówkę, ale resort odpowiada, że Warszawa ma wiele łóżek szpitalnych, więc sobie bez niej poradzi. – To jest kradzież – twierdzi wiceprezydent stolicy Renata Kaznowska. W innych regionach też dochodzi do sporów, ale nigdzie nie iskrzy tak mocno.
Dolnośląskie, zachodniopomorskie
Miesiąc temu zlikwidowano najdroższy szpital tymczasowy w Polsce, zlokalizowany przy ul. Rakietowej we Wrocławiu (jego utworzenie pochłonęło ponad 75 mln zł). Placówka przyjęła 642 pacjentów, czyli trzy razy mniej niż Szpital Narodowy w Warszawie. W okresie wakacyjnym jedyny szpital tymczasowy na Dolnym Śląsku ma działać w ramach Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy.
Kilka tygodni temu swój żywot zakończył również szpital tymczasowy w szczecińskiej Netto Arenie. Nie trafił tam żaden pacjent. Przez najbliższe tygodnie placówka tymczasowa w woj. zachodniopomorskim ma działać tylko w jednym z budynków Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 2 PUM w Szczecinie.
Warmińsko-mazurskie, podlaskie
W okresie wakacyjnym w woj. warmińsko-mazurskim zostaną utrzymane dwa szpitale tymczasowe (ZOZ-y w Szczytnie i Nidzicy), a w woj. podlaskim – jeden – w kompleksie Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Na Podlasiu plan zakłada, jak się nietrudno domyślić, stopniowe zwiększanie liczby łóżek szpitalnych i wykonywanych świadczeń medycznych we wszystkich specjalistycznych zakresach, tak by zapewnić pomoc osobom z podejrzeniem lub zakażeniem SARS-CoV-2, a także z innymi schorzeniami.
– Podstawą tych działań są podmioty lecznicze z oddziałami zakaźnymi, które zostały dostosowane do potrzeb pacjentów covidowych zarówno pod względem organizacyjno-technicznym, jak i w zakresie zabezpieczenia tlenoterapii. Ważną rolę odegrają także szpitale tymczasowe, których uruchomienie odciąży np. szpitale powiatowe – wyjaśnia Kamila Ausztol z Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Podkarpackie
W związku z tym, że szpital tymczasowy na Podkarpaciu powstał na bazie nowego skrzydła ZOZ MSWiA w Rzeszowie, nie było konieczne ponoszenie dodatkowych kosztów z tytułu wynajmu i modernizacji, a ponadto w czasie trzeciej fali częściowo przystosowano go do leczenia pacjentów chorych na COVID-19. To pewnie przesądziło, że w czasie wakacji znajdzie się tam jedyna w regionie placówka tymczasowa złożona z 38-łóżkowego modułu (w tym 10 respiratorów), przeznaczona dla osób z potwierdzonym zakażeniem SARS-CoV-2.
– Na okres niskiej zachorowalności przyjęto, iż w każdym szpitalu powiatowym utworzono izolatki dla pacjentów z podejrzeniem zakażenia, natomiast w szpitalach posiadających w swoich strukturach oddział obserwacyjno-zakaźny wydzielono łóżka dla pacjentów z potwierdzonym zakażeniem i respiratory – wyjaśnia Michał Mielniczuk, rzecznik prasowy wojewody podkarpackiego. Zapewnia, że w razie pogorszenia się sytuacji epidemicznej podkarpackie szpitale są przygotowane do szybkiego uruchomienia łóżek dla pacjentów z COVID-19.
Małopolskie, opolskie, lubuskie
Pozostałe szpitale tymczasowe będą się mieściły w Centrum Urazowym Medycyny Ratunkowej i Katastrof w Krakowie, Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Opolu i Szpitalu Uniwersyteckim w Zielonej Górze. Ten ostatni, jak informuje dyrektor biura wojewody lubuskiego Karol Zieleński, ma działać przynajmniej do końca roku.
W tym regionie przy zwiększaniu bazy łóżek dla pacjentów z podejrzeniem zakażenia lub zakażonych SARS-CoV-2 zostaną wzięte pod uwagę głównie dwa wskaźniki: zajętość łóżek powyżej 70 proc. i zapadalność na COVID-19 powyżej 30/100 tys. mieszkańców województwa. W jednym i drugim przypadku sygnałem alarmowym będzie trend wzrostowy utrzymujący się minimum 7 dni.
Pomorskie, świętokrzyskie
W woj. pomorskim, gdzie przez najbliższe tygodnie nie będzie aktywnej żadnej placówki tymczasowej, w gotowości są utrzymywane miejsca w szpitalach stacjonarnych dla zakażonych koronawirusem w ramach trzech poziomów zabezpieczenia: I – 122 łóżka, II – 306 i III – 163. Marcin Tymiński z Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku zapewnia, że przygotowano miejsca do kwarantanny zorganizowanej i zgromadzono zapasy środków ochrony indywidualnej, a wyposażenie placówek tymczasowych nie rozpłynęło się w powietrzu.
– Sprzęt ze szpitali tymczasowych będzie głównie w dyspozycji szpitali patronackich, częściowo wykorzystywany do ich bieżącej działalności i częściowo zgromadzony jako zapas w gotowości do użycia. Jego właścicielem są szpitale patronackie. Sprzęt niewykorzystany będzie rozdysponowany do placówek stacjonarnych, utrzymujących w gotowości łóżka covidowe – dodaje przedstawiciel PUW. W woj. świętokrzyskim, gdzie przez najbliższe tygodnie nie będzie żadnego aktywnego szpitala tymczasowego, sprzęt z placówki do niedawna działającej w hali Targów Kielce trafi do szpitali stacjonarnych.
Co ze sprzętem medycznym?
Zgodnie z rekomendacją resortu zdrowia, wszelkie zasoby stanowiące wsparcie na czas epidemii wojewodowie powinni optymalnie wykorzystać. Przez ostatnie miesiące niektóre podmioty lecznicze otrzymały sprzęt medyczny z Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych zarówno z obowiązkiem zwrotu (zawierano umowy czasowego udostępnienia), jak i bez tej konieczności (przekazanie na rzecz wojewody z przeznaczeniem dla placówek zaangażowanych w walkę z COVID-19). Z kolei to, co zakupiono ze środków Funduszu Przeciwdziałania COVID-19, pozostaje własnością szpitala patronackiego.
Mariusz Tomczak