29 kwietnia 2025

Wizyta domowa

Odwiedziłam w domu pewne małżeństwo z sześćdziesięciodziewięcioletnim stażem, dla których jasne było, że w taki mroźny, zimowy dzień to „wiadomo, że wizyta domowa”. Dziewięćdziesięciotrzyletni pan Leon stwierdził, że jego żona, osiemdziesięciodziewięcioletnia pani Danuta, wygląda dalej na dwadzieścia pięć lat.

Fot. pixabay.com

Na co pani Danuta zaśmiała się, spojrzała na męża bokiem i po chwili zastanowienia powiedziała: „Ja wiem… no, ale skoro tak mówi, to on wygląda na trzydzieści”.

A całą tę scenę śledził z zegara sam Jezus podczas ostatniej wieczerzy, który spoglądał między wskazówkami to na pana Leona, to na panią Danutę, wszak wykonany w technologii hologramowej, hit ubiegłego wieku, tylko na mnie nie umiał spojrzeć, bo stałam na wprost. Kto wie, czego świadkiem był jeszcze w tym domu.

Pani Danuta ma problemy z równowagą, ale bardzo chciałaby wyjść jeszcze na dwór (broń Boże, w taką pogodę!), więc mówię jej, że tylko w towarzystwie.

– Proszę pani, musi mieć pani damę do towarzystwa, jak królowa angielska.

– A wie pani, często mi ludzie mówią, że ja do królowej jestem podobna! No i mam taką panią, co tu przychodzi, to będzie do towarzystwa. Mąż to sam wychodzi do parku jeszcze, koledzy mu poumierali już, ale zawsze z jakąś koleżanką siądzie. To ja też bym wyszła.

Niestety, dwa miesiące później, jeszcze przed wiosną, pani Danusia upadła w domu. Już nie wyjdzie z żadną damą. Został pan Leon i Jezus hologramowy z apostołami. Wracam do przychodni pieszo. Moja dzielnica zasypana śniegiem, ale kto mógł, to na wizytę przyszedł. Czyli wszyscy.

Pan Anatol, na przykład, w lakierkach, bo mu jeden but zimowy gdzieś zaginął. Kiedyś powiedział mi, że jak na lekarkę jestem bardzo ładna. Tak, ma już osiemdziesiąt lat. Bardzo chciał być przyjęty mimo braku miejsc, czasu i możliwości. Jednak zgodziłam się na koniec i kiedy już wychodził z gabinetu, odwrócił się i powiedział:

– Czekałem na panią dziś cztery godziny.

– To naprawdę dowód determinacji – mówię.

– Ale w innych okolicznościach czekałbym na panią całe życie.

O autorce

Katarzyna Kożuch-Sajdak – laureatka XIII edycji Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego dla Lekarzy im. Prof. Andrzeja Szczeklika „Przychodzi wena do lekarza” (III miejsce w kategorii Proza).

Fot. arch. prywatne

Lekarka, specjalistka chorób wewnętrznych, ukończyła Akademię Medyczną im. Piastów Śląskich we Wrocławiu w 2011 r., a następnie odbyła specjalizację z chorób wewnętrznych w Klinice Chorób Wewnętrznych, Zawodowych, Nadciśnienia Tętniczego i Onkologii Klinicznej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Ukończyła także studia podyplomowe z prawa medycznego i bioetyki na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie obecnie prowadzi wykłady dla słuchaczy.

Wielbicielka pięknych ludzi osiemdziesiąt plus i Wrocławia, impresjonizmu  muzyki klasycznej, przez pacjentów nazywana „lekarką dzielnicową” oraz „wielopokoleniowym lekarzem rodzinnym”. Niektórzy twierdzą, że „ma pióro nie tylko do recept”. „Bajki gabinetowe” powstawały w ramach codziennej pracy ambulatoryjnej i mają już spore grono wiernych czytelników. Planuje je wydać w osobnym tomiku. Jest żoną i mamą dwóch synów.

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 4/2025