28 maja 2025

Wywiad lekar(s)ki: bez strachu nie ma odwagi (wideo)

Warto podjąć decyzję, bo nie chodzi tylko o nas, ale także o naszych bliskich – mówi Marta Skowronek, lekarka dentystka, która zdecydowała się na profilaktyczną mastektomię, w rozmowie z Marią Kłosińską.

Marta Skowronek (L). Fot. Adrian Boguski

Codzienność nas definiuje, jest skarbem. Czy chciałabyś powiedzieć, jaki skarb udało Ci się ochronić swoją decyzją?

Jestem mamą czworga dzieci. W tej codzienności trudno znaleźć czas na odpoczynek. Staramy się go szukać. Może nie codziennie, ale w skali tygodnia. Ale jest też bardzo pięknie. I właśnie to wszystko mimo wysiłku jest warte zachodu. Decyzja nie dotyczyła tylko mnie. To była decyzja dotycząca całej naszej rodziny – męża, dzieci, ich przyszłości.

A jak wygląda Twoja codzienność? Jak wygląda życie lekarki, mamy, żony?

Jeśli chodzi o obowiązki związane z dziećmi, wiadomo, jest ich sporo. Prowadzę własny gabinet stomatologiczny, więc to ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony bardzo pomaga to, że jako właścicielka mogę dostosować grafik do naszej rodzinnej rzeczywistości. Ten elastyczny grafik to naprawdę coś, co przy dzieciach ma ogromne znaczenie. Ale z drugiej strony to nie jest tylko praca „na fotelu”. Jest mnóstwo rzeczy, które dzieją się po godzinach przyjęć: sprawy kadrowe, organizacyjne, kwestie związane z zespołem. To nie są obowiązki, które można po prostu odłożyć na później. Jest sporo dodatkowej pracy, której nie widać, ale która jest konieczna.

Kiedy dowiedziałaś się, że możesz być nosicielką genu BRCA1, który w przyszłości może wpłynąć na Twoje zdrowie?

O mutacji dowiedziałam się w 2014 r. Miałam wtedy jedno dziecko, a decyzja o badaniach była wspólna i rodzinna. Dosłownie wzięłam pod pachę moje starsze siostry i mamę i poszłyśmy razem do poradni genetycznej. Lekarz, analizując naszą historię chorobową, szczególnie nowotwór piersi, który wystąpił u babci ze strony taty, zlecił pakiet badań genetycznych. No i… wylosowałyśmy chyba najgorzej, jak się dało. Okazało się, że ja i pozostałe dwie siostry jesteśmy nosicielkami mutacji genu BRCA1. Mama nie. Żadna z nas się „nie uchowała”, a mamy jeszcze trzech młodszych braci. To nie była łatwa wiadomość. Ale w pewnym sensie była też… wspólnotowa. Byłyśmy w tym razem. I to naprawdę dużo zmienia. Trudniej byłoby mi to unieść, gdybym została z tą diagnozą sama.

Gdybym miała opisać to, co wtedy czułam, powiedziałabym, że to trochę tak, jakby ktoś powiedział ci: „masz 80 proc. szans na to, że w którymś momencie życia będziesz miała poważny wypadek samochodowy”. Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo, czy ten wypadek cię zabije, czy tylko zrujnuje życie. Ale masz wiedzę. I musisz z nią żyć. Myślę, że wtedy człowiek zaczyna szukać wszystkich możliwych dróg, by do tego „wypadku” nie dopuścić. By zmienić trasę, by zminimalizować ryzyko. Z taką wiedzą nie da się nie działać.

W Twojej rodzinie to Ty jesteś lekarzem. Czy wiedza medyczna pomagała w procesie podejmowania decyzji, czy przeszkadzała?

Myślę, że to działa w dwojaki sposób. Z jednej strony była to pomocna rzecz, ponieważ byłam świadoma ryzyka, a jako lekarz miałam kontakt z innymi specjalistami, którzy mogli podzielić się swoimi doświadczeniami i pomóc mi podjąć decyzję. Z drugiej strony świadomość możliwych powikłań bywała trudna do zaakceptowania. Wiedziałam, co może pójść nie tak, jakie mogą wystąpić komplikacje, co wiązało się z koniecznością dalszego życia z tymi konsekwencjami. Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Podejmując taką decyzję, trzeba mieć pełną świadomość zarówno korzyści, jak i potencjalnych zagrożeń.

Miałam też ogromne wsparcie. Moje siostry zdecydowały się na profilaktyczną mastektomię kilka miesięcy wcześniej, więc ich doświadczenie było dla mnie bardzo cenne. Moja szefowa, również po chorobie nowotworowej piersi, zapytała: „Kiedy idziesz na zabieg? Musisz to zrobić, bo nie warto czekać”. To wszystko pomogło mi podjąć decyzję, nie było wątpliwości, czy to właściwy krok. Gdy decyzja zapadła, reszta po prostu układała się tak, jak powinna.

Jak wyglądało życie po operacji, co było najtrudniejsze?

Myślę, że najgorsza była niepewność. Miałam zabieg rekonstrukcji piersi z użyciem implantów metodą subpektoralną, czyli implant został umieszczony pod mięśniem piersiowym większym. Przez jakiś czas po operacji miałam trudności z utrzymywaniem przedmiotów w dłoniach. A przecież to są moje narzędzia pracy. Bez sprawnych rąk nie mogę wykonywać zawodu. Ta niepewność, czy wrócę do pracy w takim samym zakresie, była dla mnie trudna do zniesienia.

Jeśli chodzi o dolegliwości bólowe, to oczywiście – był ból, ale nigdy nie był dla mnie czymś paraliżującym. Ból mija. Mamy dziś dostęp do tylu skutecznych środków, że to nie on był największym wyzwaniem. Najbardziej przytłaczająca była obawa, czy odzyskam pełną sprawność. Pamiętam momenty, kiedy nie mogłam utrzymać talerza, po prostu wypadał mi z rąk. Drobne czynności wymagające precyzji były wtedy ogromnym wyzwaniem. To wywoływało niepewność i strach o przyszłość.

8 maja obchodzimy Światowy Dzień Świadomości Raka Jajnika. A gen BRCA1 wiąże się nie tylko z ryzykiem nowotworów piersi, ale również jajnika – i tutaj zaczyna się kolejny rozdział Twojej historii.

W przypadku mutacji BRCA1 ryzyko zachorowania na raka jajnika również jest podwyższone. Szacuje się, że wynosi około 40 proc. Może nieco mniej niż w przypadku raka piersi, ale nadal bardzo dużo. Kolejnym krokiem w profilaktyce, który wciąż jeszcze jest przede mną, jest usunięcie jajników. Na razie czekam na odpowiedni moment, aż znajdę na to przestrzeń. W moim otoczeniu są kobiety, które również są nosicielkami tego genu i które już zdecydowały się na ten krok. Są po zabiegu i ich obecność, ich świadectwo, daje ogromne wsparcie.

Chciałabym też dodać coś bardzo ważnego. Żyjemy w wyjątkowych czasach, jeśli chodzi o dostęp do informacji i wymianę doświadczeń. Jest wiele grup wsparcia, które skupiają kobiety po takich samych lub podobnych doświadczeniach. Warto do nich dołączyć, bo te głosy „z drugiej strony” – kobiet, które już przeszły przez ten proces – są bezcenne. To jest też opowieść o siostrzeństwie nie tylko tym biologicznym, rodzinnym, ale również o tym wyjątkowym, które rodzi się wtedy, gdy kobiety wspierają kobiety, żeby móc żyć długo w dobrym zdrowiu. Uważam, że dzisiejsze czasy to moment, w którym kobiety coraz częściej poprawiają sobie nawzajem korony. Wspierają się, solidaryzują.

Czy w naszym środowisku lekarskim dość mówi się o profilaktyce?

Nie jestem do końca przekonana, czy to, o czym mówimy, jest wystarczające. Uważam, że nie powinien być to temat tabu. Jako środowisko medyczne również jesteśmy narażeni na choroby, w tym nowotwory, i tylko mówiąc o tym głośno, możemy mobilizować innych, również naszych kolegów i koleżanki po fachu, do wykonywania badań profilaktycznych. Nie widzę innej drogi. Trzeba mówić, dzielić się. Rozmawiam z dziewczynami, które są po operacjach, i z tymi, które są przed nimi. Czasem wystarczy jedna rozmowa, żeby coś w kimś drgnęło. Naprawdę warto.

Co byś powiedziała osobom, które wahają się przed podjęciem decyzji?

Bez strachu nie ma odwagi. Warto podjąć decyzję, bo tak naprawdę nie chodzi tylko o nas, ale także o naszych bliskich. Profilaktyka powinna być zawsze na pierwszym miejscu. Wczesna diagnoza daje szansę na leczenie, a tym samym na uniknięcie późniejszych konsekwencji. Im dłużej czekamy, tym bardziej problem może narastać zarówno pod względem medycznym, jak i osobistym. Zachęcam do rozważenia operacji profilaktycznych, ale nie zapominajmy, że każda decyzja musi być oparta na naszej indywidualnej historii, predyspozycjach genetycznych i stanie zdrowia. Warto omówić to ze specjalistami, którzy pomogą nam podjąć świadomą decyzję.

Co Ci dało największą siłę w tym całym procesie?

Najwięcej sił dało mi poczucie, że zapobiegam czemuś, co mogłoby mi się przydarzyć. Wiedziałam, że robię to dla siebie i moich dzieci, by miały zdrową mamę, która nie musi przechodzić przez chemioterapię. Choć cały proces może się wydawać straszny, każda droga jest inna. Moja rekonwalescencja przebiegła bardzo szybko. Pamiętam moment, kiedy wyszłam ze szpitala, miałam buteleczki z drenami ukryte w kombinezonie, a potem poszłam na budowę moich gabinetów. Wracałam do codziennych aktywności, jak jazda autem, odwożenie dzieci do szkół i przedszkoli. Oczywiście, mogą zdarzyć się komplikacje, ale najważniejsze to zaufać medycynie i sobie. Po przejściu przez ten proces codzienność stała się spokojniejsza.

Każda decyzja, którą podejmujemy, kształtuje naszą przyszłość. My, lekarze, mamy w sobie nie tylko siłę, ale i ogromną odpowiedzialność. To, co robimy dla siebie, robimy także dla tych, którzy codziennie na nas liczą. Warto pamiętać, że kiedy dbamy o siebie, zyskuje nie tylko nasze zdrowie, ale również społeczność i rodzina. Czasem najtrudniejsze decyzje prowadzą do najpiękniejszych zmian w życiu. Choć droga bywa wyboista, jej koniec przynosi spokój i poczucie, że zrobiliśmy wszystko, co możliwe. W maju, miesiącu, który jest hołdem dla matek, warto zastanowić się, czy dbamy o siebie z taką samą intensywnością, jak o innych. Bo to właśnie w zdrowiu, sile i pewności siebie możemy dać innym to, co najcenniejsze – przykład i inspirację. Tego życzę Wam z okazji Dnia Matki.

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 5/2025