Zdrowie psychiczne dzieci: pomoc potrzebna natychmiast
Co siódme dziecko w Polsce odczuwa tak duże niezadowolenie ze swojego życia, że zagraża to jego zdrowiu psychicznemu. Generalnie gorsze samopoczucie mają starsze dziewczęta i młodzież z dużych miast – to wyniki ogólnopolskiego badania zleconego przez Rzecznika Praw Dziecka.
Oczywiście, można długo dywagować, czy to efekt zmian społecznych, braku uwagi rodziców, względnie łatwej dostępności używek, uzależnienia od TikToka i Snapchata, okrucieństwa internetowego hejtu, czy może długofalowe skutki dystansowania społecznego, które przybrało na sile w okresie pandemii COVID-19.
Przyczyny są istotne, ale znacznie ważniejsze jest dziś coś innego: jak sobie poradzić ze wzbierającą falą problemów psychicznych dzieci i młodzieży. Specjaliści w dziedzinie psychiatrii biją na alarm: trafia do nich coraz więcej młodych pacjentów z zaburzeniami – od „zwykłych” wahnięć nastroju po depresje połączone z próbami samobójczymi.
A warto zauważyć, że problem z młodymi głowami jest nieco innej natury niż z dorosłymi. Nawet osoby dorosłe wstydzą się szukać specjalistycznej pomocy psychologów i psychiatrów. Obawiają się stygmatyzacji, śmieszności, ale również skutków ewentualnej terapii farmakologicznej.
U młodszych pacjentów ten problem jest jeszcze poważniejszy. Od dzieci trudno przecież wymagać świadomej analizy własnych zachowań i emocji. Często sami opiekunowie nie są w stanie odpowiednio ocenić sytuacji i niechętnie zwracają się o specjalistyczną pomoc dla swoich dzieci.
Co w tej sprawie mogą i co powinni zrobić lekarze? System ochrony zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży jest ciągle niewystarczający, ale co trzeba przyznać, nie jest to tylko problem Polski. To samo dzieje się również w innych krajach. Polską specyfiką jest jednak to, że trwająca reforma tego działu systemu opieki zdrowotnej nie przyniosła, jak na razie, oczekiwanych rezultatów.
Wyzwaniami są, jak zwykle, niedofinansowanie, braki kadrowe i przepełnienie oddziałów. Pojawia się również niechęć do przekazywania informacji między szkołą, placówkami opieki zdrowotnej czy kuratorami i sądami. W tej sytuacji najwięcej zależy od samych lekarzy, którzy opiekując się młodymi, muszą – kolejny raz – dać z siebie 200 proc., by zrekompensować niedostatki systemu.
Piotr Kościelniak