Polska zawałem stoi
Potrafimy leczyć zawały serca, ale nie udało nam się zmniejszyć zachorowalności. Mamy też wiele do zrobienia w zakresie prewencji wtórnej – wynika z raportu na temat występowania zawału serca w Polsce przygotowanego przez NIZP-PZH, Śląski Uniwersytet Medyczny, Gdański Uniwersytet Medyczny i Warszawski Uniwersytet Medyczny. Sporządzono go na podstawie Narodowej Bazy Danych Zawałów Serca z lat 2009-2012.
W Polsce co roku około ponad 87 tys. osób choruje na zawał serca, z czego ponad 60 proc. są to mężczyźni. Zachorowalność w Polsce jest znacznie większa niż na przykład w Anglii czy Danii (o ok. 50 proc.). Najbardziej zagrożeni są mieszkańcy małych miast (poniżej 10 tys. osób) i o gorszym poziomie wykształcenia.
Różnica w częstości zachorowań (2009-2011) i hospitalizacji (2009-2012) zawałów serca w poszczególnych województwach w stosunku do poziomu ogólnopolskiego (tylko mężczyźni). Źródło: raport „Występowanie, leczenie i prewencja wtórna zawałów serca w Polsce”, Warszawa, Zabrze, Gdańsk 2014
Olbrzymim czynnikiem ryzyka zachorowania na zawał serca jest wiek – u 80-latka jest ono pięć razy większe niż u osoby mające 50 lat. Autorzy raportu podkreślają, że dane te wskazują na brak odpowiednio prowadzonej profilaktyki pierwotnej w tym zakresie, a co za tym idzie – zachowania Polaków, przez które zwiększa się ryzyko zachorowalności na zawał.
Mniej zgonów w szpitalu, lepsza opieka
Pozytywne jest to, że w ostatnich latach znacznie udało nam się poprawić statystyki dotyczące umieralności wczesnej spowodowane zawałem serca. Obecnie ok. 8 proc. osób umiera po trafieniu do szpitala (łączna śmiertelność wynosi 9,5 proc.). Im osoba starsza, tym mniejsze szanse na przeżycie. Bez znaczenia jest płeć oraz to, czy to mieszkaniec wsi, czy też dużego miasta.
Sytuacja w zakresie śmiertelności wczesnej spowodowanej zawałami serca jest u nas podobna jak np. w Niemczech. Przegoniliśmy w tym zakresie m.in. Węgrów, Czechów i Finów.
Większość chorych trafia bezpośrednio na oddział kardiologiczny (docelowo na kardiologii jest leczonych 85 proc. pacjentów z zawałem serca). Inwazyjnie leczonych jest 81 proc. zawałów serca (najczęściej dotyczy to młodszych chorych, nieważne czy są to mieszkańcy wsi czy miast o dobrym dostępie do tej terapii). Co ciekawe, wypadamy na tym polu lepiej niż Niemcy.
Nie dbamy potem
Problemem pozostaje śmiertelność osób, które co prawda przeżyły zawał, ale umierają w ciągu kolejnych kilku lat. Warto jednak podkreślić, że Polska nie jest tu wyjątkiem (podobnie jest w Anglii, Stanach Zjednoczonych czy Danii). Po roku w naszym kraju od wystąpienia zwału serca umrze 19,4 proc. chorych, a po trzech latach – prawie 29 proc. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka.
Zdaniem prof. Lecha Polońskiego ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, pacjenci jeszcze przez pierwsze trzy lata od wystąpienia u nich zawału powinni być pod opieką specjalistycznego ośrodka kardiologicznego.
– Hospitalizacja chorego trwa średnio kilka dni, potem trafia pod opiekę lekarza POZ. Potrzebna jest poprawa współpracy pomiędzy kardiologami a lekarzami pierwszego kontaktu, aby zachować ciągłość leczenia – uważa prof. Grzegorz Opolski, konsultant krajowy w dziedzinie kardiologii.
Z kolei prof. Piotr Hoffman, prezes elekt Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, zwraca uwagę, że wysoka umieralność osób, które w przeszłości przeszły zawał serca, jest powodowana m.in. brakiem dostępu do najnowszej farmakoterapii. Ponadto w naszym kraju zbyt mała liczba chorych (ok. 22 proc.) przechodzi rehabilitację po zawale.
ls