26 kwietnia 2024

Telewizja na zdrowie!

Po raz pierwszy czuję się jak korespondent wojenny „Gazety Lekarskiej”. Walki z epidemią trwają na wszystkich frontach. Polscy Faraonowie wykorzystują wszelkie środki, w tym sprawdzone zaćmienia Słońca, aby lud uwierzył, że po stu latach doświadczymy drugiego cudu nad Wisłą.

Foto: pixabay.com

W okopach podstawowej opieki zdrowotnej przeglądam rozkazy płynące ze sztabowych gór. Codziennie dostarczane są nowe schematy postępowania: Nie dotykaj. Nie oddychaj. Odeślij. Zadzwoń. Powiadom. Wywieś. Zamknij.

Nie przychodź. Nie wychodź. Kup, jeśli ci sprzedadzą. Zbadaj się, ale nie za szybko, może jutro, najlepiej za tydzień. Wróć do pracy natychmiast. Raportuj bezzwłocznie. Nie gromadź zapasów. Spaceruj. Dobrze się odżywiaj. Nie panikuj.

Bądź młody. Pomagaj starym. Nie kaszl. Nie podróżuj. Odwołaj spotkania. Nie gorączkuj. Prezydent poda ci dłoń. Módl się w domowym zaciszu. Każdy komunikat przeradza się w tykającą bombę, która wybuchnie w nieumytych rękach. Narasta nerwowość i lęk. Lecimy do domu, niczym narciarski skoczek gotowy do idealnego telemarku.

Większość pacjentów słucha uważnie i wypełnia polecenia.  Nieliczni podnoszą głos i rzucają słuchawką oraz przekleństwami: żądają i donoszą. Służby są zmęczone i kręcą się w kółko. Zwykła terapia staje się wysiłkiem nadzwyczajnym. Ból zęba i zaćma muszą poczekać na koniec kwarantanny. Koszmary senne budzą rodziny medyków, policjantów, strażaków. Wszyscy są podejrzani i każdy jest czemuś winien.

Apele o spokój i profesjonalizm wygłaszają niedawni krytycy cyfryzacji, gdy tymczasem porady telemedycyny zatrzymują szturm na gabinety. Z minuty na minutę wzrasta ryzyko popełnienia błędu. „Lekarze są niespożyci w wydawaniu nie swoich pieniędzy” – pisał w eseju „Choroba medycyny” profesor Andrzej Szczeklik – „Tylko politycy mogą się z nimi równać, lecz przegrywają na argumenty. Jakiż argument może bowiem przebić troskę o dobro chorego? Wydatki rosną wraz z rozwojem medycyny. Rosną w postępie geometrycznym. Nowe techniki diagnostyczne i coraz lepsze leki czekają, by pochłonąć wielką kasę. I nieodmiennie im się to udaje”. Z wyjątkiem Polski!

Jak często w ostatnich dekadach politycy słuchali naszych argumentów? Zmiany na lepsze w polskiej ochronie zdrowia to za każdym razem wynik walki środowisk medycznych o godne warunki pracy. Białe barykady, jako bodaj jedyne, wywieszały na sztandarach, obok postulatów płacowych, żądanie zwiększenia nakładów dla dobra publicznego. Ostatnią batalię o dodatkowe środki na onkologię wyśmiano, wręczając czek propagandowej telewizji i powołując fundację widmo. Kiedy nadeszła trwoga, zostaliśmy bohaterami z dziurawą tarczą, a biały personel w kamaszach, maseczkach i rękawiczkach ma za wszelką cenę przeprowadzić polityków suchą stopą na zwycięski brzeg partyjnych wyborów.

Polityczny test na prawdomówność to reglamentowany test koronawirusa z pośpiesznym klejeniem systemowych dziur w tle. Słynne zawołanie Lecha Wałęsy o stłuczeniu termometru, by nie mieć temperatury, stało się rzeczywistością rządowych nadajników. Zielona wyspa statystyk. Kordony z pogranicza. Wojskowe koszule gospodarskich wizyt. Sanitarne zrywanie kworum wokół poprawek do specustawy. Żenująca polemika o palec i łokieć na dozowniku płynu odkażającego. Pierwotny grzech zaniechań diagnostycznych. Obrzucanie błotem Unii Europejskiej za najwyższą dotację spośród państw członkowskich. Hejt! Telewizyjna pigułka informacyjna za dwa miliardy złotych pokona każdą epidemię.

Jarosław Wanecki, pediatra, felietonista