Chcemy leczyć w Polsce (reportaż)
Sobotnie przedpołudnie, 24 września. Pod Kolumnę Zygmunta w Warszawie nadciągają medycy z całej Polski. To stąd o godz. 12.00 wyrusza marsz Porozumienia Zawodów Medycznych.
Foto: Marta Jakubiak
Na placu Zamkowym jest coraz więcej ludzi. Napływają właściwie ze wszystkich stron. W białych fartuchach, pomarańczowych kombinezonach, ze stetoskopem przewieszonym na szyi i transparentami w dłoniach. Podchodzimy do jednej z grupek.
Wśród nich pani Aleksandra, lekarka jednego z warszawskich szpitali. Przyszła tu z mężem, który też jest lekarzem, i z córeczką. – Jestem rezydentem, reprezentuję część rodziny, która nie może tu być, bo są na dyżurach, nie można przecież zostawić pacjentów. Przyszłam tu, bo chciałabym polepszenia warunków pracy. Teraz, aby żyć godnie, musimy pracować w kilku miejscach – mówi.
– Mam 57 lat, od 38 lat pracuję w ratownictwie medycznym. Zarabiam dwa tysiące złotych. Nic więcej nie muszę dodawać. W sklepie na kasie można więcej zarobić, a my ratujemy ludzkie życie – mówi nam mężczyzna, który przybył tu z grupą ratowników medycznych z Włocławka i Lipna. Widzimy też grupę diagnostów laboratoryjnych. Przyjechali z Wałcza. – Jesteśmy niedocenianym zawodem, o nas nikt nie pamięta – żalą się. Niedaleko są też fizjoterapeuci, elektroradiolodzy, radioterapeuci i przedstawiciele innych zawodów medycznych.
Pani Monika z Olsztyna opowiada, że jej mąż jest ratownikiem, a ona diagnostą. On pracuje trzysta godzin w miesiącu. Praktycznie się nie widują. – To nie jest godne życie – mówi. Ktoś inny dodaje: – Mamy coraz więcej pracy, a zarobki stoją w miejscu. Ale nie chodzi tylko o pensje… Cały system musi się zmienić. Nie zgadzam się na to, żeby służba zdrowia wyglądała tak jak teraz. Mirek z Gdańska skończył rezydenturę z neurochirurgii, ale nie pracuje, bo czeka na egzamin specjalizacyjny. – Co mam robić w tym czasie? Mam żonę i dzieci, jak mam ich utrzymać? – pyta, a my nie wiemy, co mu odpowiedzieć.
Dalej stoi Magda. Jest lekarzem stażystą, niedługo zacznie rezydenturę. – Zastanawiam się nad wyjazdem, ale bardzo chciałabym zostać w Polsce. Dzieje się źle, płace i warunki kształcenia są, jakie są. Pacjenci czekają w kolejkach, więc denerwują się na nas, no bo na kogo? Jestem tutaj, żeby coś zmienić. Mam nadzieję, że zmieni się na tyle, że nie będę musiała stąd wyjeżdżać – tłumaczy. Chce tu zostać, zarabiając godne pieniądze za odpowiedzialną pracę.
Może być trudno, sądząc po tym, co powiedziała nam kolejna rozmówczyni. Przyjechała z Łodzi. Specjalistka chorób wewnętrznych, w trakcie specjalizacji z reumatologii, 15 lat stażu, z doktoratem. Pensja z trzema dyżurami w miesiącu (piątek i dwie soboty) to na rękę 4,4 tys. zł. Ktoś inny żali się, że rząd nie robi nic, aby pracownicy medyczni mogli pracować w godnych warunkach. – Co panu przeszkadza w wykonywaniu zawodu?
– Nieprzestrzeganie prawa pracy, brak odpoczynku po dyżurach, praca o wiele dłuższa, niż zapisano w kodeksie pracy, do czego zmusza pracodawca. To zagraża życiu pacjentów. Nie ma nic gorszego niż zmęczony personel – mówi. W tłumie zadajemy pytanie kolejnej osobie. Okazuje się, że to nie protestujący, tylko przechodzień. Czy popiera protest? Mówi, że z jednej strony docenia ofiarność lekarzy, ale dodaje, że jest szereg spraw, które muszą się zmienić.
Wspomina, że miał umówioną wizytę u specjalisty, na którą czekał wiele miesięcy. Zjawił się w terminie, ale okazało się, że pani doktor już tam nie przyjmuje, nie poinformowano go o tym i nie skierowano go nigdzie indziej. Zdzisław, internista ze Świętochłowic, dziwi się, że ochrona zdrowia w ogóle w naszym kraju jeszcze funkcjonuje. – Pieniędzy od lat nie przybywa, a koszty rosną. Niestety rząd i NFZ tego nie widzą. Mało tego – obniża się kontrakty, jest więcej kontroli i kar. To tak zwana oszczędność – tłumaczy.
Ruszamy
Tuż przed 12.00 plac Zamkowy jest już prawie pełny. Trzeba to zobaczyć z góry. Biegniemy na wieżę widokową. Przed nami 150 kamiennych schodków. Warto było je pokonać. Widzimy wszystko jak z lotu ptaka – w dole tysiące manifestantów, medyków z całej Polski. Robi to naprawdę duże wrażenie. – Dzień dobry, witam wszystkich na manifestacji Porozumienia Zawodów Medycznych! Precz z wyzyskiem! Wyleczymy chory system! – słyszymy głos Katarzyny Pikulskiej dobiegający z megafonu. – Ratownicy medyczni, jesteście? – pyta. – Tak! – odpowiada tłum.
– Fizjoterapeuci są? – Są! – Diagności laboratoryjni? – Są! – Lekarze? – Są! Pielęgniarki? – Są! Technicy radioterapii? – Są! Dietetycy? – Są! Logopedzi? – Są! Perfuzjoniści? – Są! Elektrokardiolodzy? Rehabilitanci? Psychologowie? – Są! Są tu również studenci medycyny. – Wszyscy medycy są na ulicy! Dziś nie damy się podzielić! Chcemy leczyć w Polsce! – zaczynają skandować protestujący. Te hasła powtarzane będą jeszcze niejeden raz w ten sobotni dzień. Schodzimy z wieży widokowej. Przed kościołem św. Anny stoi karetka w asyście motocykli z ratownikami. Krakowskim Przedmieściem idą w jej kierunku ratownicy medyczni, transportując kogoś na noszach.
„Żył z pasji do ratowania innych” – taki napis widnieje u stóp. Na szczęście to tylko fantom, który towarzyszył będzie protestującym aż do placu Konstytucji, gdzie zakończy się przemarsz manifestacji. Idą Krakowskim Przedmieściem. Niosą biało-czerwone flagi i sztandary swoich organizacji medycznych. „Czas na Zdrowie+, lepsze warunki pracy, zatrudnienia i leczenia” – widnieje na banerze otwierającym marsz. Młodzi ludzie, bo tych jest tu większość, trzymają tabliczki, na których wypisane są różne hasła.
Na jednej widnieje zdjęcie Jarosława Kaczyńskiego i cytat jego wypowiedzi z 2013 r. Trzeba przecisnąć się bliżej, żeby przeczytać. „Lekarze powinni zarabiać dobrze. Dobrze, jeśli chodzi o młodych, a bardzo dobrze, jeśli chodzi o tych doświadczonych. Turek (28.09.2013) Pamiętamy!!!”. „System zmusza mnie, bym dyżurował 50. Godzinę pod rząd – lekarz anestezjolog”, „Dziś Zdrowie+ albo jutro czeka nas chora przyszłość…”, „Zdrowie Polaka w cenie BigMacka”, „Polska: Mamy tylko 1/2 potrzebnych pielęgniarek… i tylko 3/4 potrzebnych lekarzy”, „Chory system = chory pacjent”, „Upominamy się o lepsze warunki leczenia, godne warunki pracy i płacy, czyli wzrost nakładów publicznych na zdrowie do co najmniej 6,8% PKB” – to tylko niektóre z haseł niesione przez protestujących.
Jest głośno, ale spokojnie. Maszerują w asyście policji. Na wysokości Pałacu Prezydenckiego wszyscy się zatrzymują. – Chcemy leczyć w Polsce – rozbrzmiewa po raz kolejny z tysięcy gardeł. Dlaczego tu jesteście? – pytamy. – Bo jesteśmy rozczarowani, zniesmaczeni. Oczekujemy zmian. Jestem dziś po dyżurze, jutro idę na następny. Personelu jest za mało, pacjentów wręcz przeciwnie. Jesteśmy przemęczeni, to grozi popełnianiem błędów – odpowiadają młodzi lekarze, którzy właśnie przechodzą obok nas.
Wszyscy medycy są na ulicy
Z Krakowskiego Przedmieścia skręcają w Świętokrzyską. Dalej do Marszałkowskiej, głównej arterii centrum stolicy, którą całkowicie wyłączono z ruchu. Kiedy czoło marszu dociera do placu Konstytucji, ostatni protestujący są na wysokości Pałacu Kultury i Nauki. To dystans 1,5 kilometra. Jest naprawdę dużo ludzi. Idą z dzieciakami, inni zabrali ze sobą swoich czteronożnych przyjaciół, jeszcze inni niosą szkielety i trupie czaszki. – Ciężka praca, godna płaca! – krzyczy tłum. W pewnej chwili protestujący zatrzymują się. Spoglądają w kierunku jednej z kamienic i zaczynają bić brawo.
W oknie stoi starsza kobieta i macha biało-czerwoną flagą na znak poparcia dla protestujących. Nie słychać, co krzyczy, bo reakcja medyków jest tak entuzjastyczna, że jej głos nie jest w stanie przebić się przez ich gromkie oklaski. Docieramy pod scenę. Plac Konstytucji powoli się wypełnia. – Żądamy realizacji postulatów jeszcze za naszego życia. Nie za dziesięć, dwadzieścia lat – dobiega z głośników.
Ktoś inny dodaje: – Brawo wszystkie zawody medyczne, nie damy się podzielić, wspólnie będziemy walczyć o swoje prawa i dobro pacjenta. Roman Badach-Radowski z Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego pyta: – Jak długo można pracować po 500 godzin miesięcznie, by godnie żyć? Nie dopuśćmy do totalnego upadku służby zdrowia – deklaruje, dodając: – Chcemy pozostać w ojczyźnie, ale nie chcemy całego życia spędzać w pracy.
Do mikrofonu zostaje wywołany doktor Damian Patecki, przewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL. – Wiemy, że mamy rację. Z każdym dniem jest nas coraz więcej, jesteśmy coraz bardziej zdeterminowani. Kiedy zaczynaliśmy rok temu, nikt nie wierzył, że lekarze mogą się zjednoczyć, że możemy działać razem. Jako środowisko potrafimy być wobec siebie solidarni i walczyć o to, co jest dla nas ważne, o los pacjenta, a także nas jako pracowników. Musimy być przygotowani, że ta walka nie skończy się dzisiaj ani jutro, ale prędzej czy później uda nam się zrealizować nasze postulaty, ponieważ jest to warunek niezbędny, aby w polskiej ochronie zdrowia zaczęła dominować jakość. Jestem przekonany, że będziemy zmuszeni spotykać się na kolejnych manifestacjach i że będziecie przychodzić na nie równie licznie – zapowiada, co spotyka się z aplauzem, oklaskami, wyciem syren i wuwuzeli.
Aplauz jeszcze nie milknie, kiedy podana zostaje informacja, że na manifestację przyjechał minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. – Zapraszamy! Zapraszamy! – odpowiadają chóralnie medycy. Najpierw jednak głos na scenie mają przedstawiciele protestujących. Jest między nimi Krzysztof Bukiel, przewodniczący OZZL. – Halo, Jachranka, czy mnie słyszycie? Centrum dowodzenia krajem – zaczyna. – Halo, panie premierze Jarosławie Kaczyński, czy mnie pan słyszy? Halo, pani premier Szydło, czy mnie pani słyszy? – kontynuuje, co wzbudza entuzjazm tłumu.
– Przyszliśmy tutaj, wszyscy pracownicy ochrony zdrowia, chociaż wielu ludzi starało się nas podzielić, chociaż wielu myślało, że się nie połączymy. Przyszliśmy tutaj bez wsparcia wielkich central związkowych, bez wsparcia central partyjnych, bez pieniędzy z budżetu państwa, inaczej niż politycy. Przyszliśmy tutaj za swoje, po swoje i po to, co należy się pacjentom – raz po raz jego wystąpienie przerywają oklaski.
Podkreśla, że nie jest to polityczna rozróba, ale manifestacja pracowników służby zdrowia, których połączył wspólny gniew, że po raz kolejny będą oszukani przez rząd, na który tak bardzo liczyli. – 26 lipca pani premier i pan minister zdrowia ostatecznie wbili nam nóż w plecy. Powiedzieli, że nie będzie poprawy aż do roku 2025. Obietnica, że coś się poprawi za dziesięć lat, kiedy nie wiadomo, kto będzie rządził, jest obietnicą nic niewartą. Jak mamy w to uwierzyć? – pyta retorycznie. – Szanowni państwo politycy wszystkich opcji, za to, co robicie w służbie zdrowia, wstyd! – odnosi się do obietnic wcześniejszych rządów.
– Hańba! Hańba! – wtórują protestujący. Na scenę wchodzą kolejni mówcy. Przedstawicielka protestu dietetyków mówi o odchodzeniu z zawodu ze względu na niekorzystne warunki zatrudnienia tej grupy specjalistów. Podkreśla, że dietetycy to też medycy. Przedstawicielka środowiska pielęgniarek i położnych deklaruje, że poza białymi fartuchami zawody medyczne łączy łóżko pacjenta i walka o dobro chorego, i to, że wszyscy kochają tę pracę.
Nie tak miało być
Kolejnych wystąpień według harmonogramu jednak nie ma. Głos oddano ministrowi zdrowia. W ruch poszły gwizdki, syreny i krtanie. – Wiedzą państwo doskonale, że służba zdrowia w Polsce jest w bardzo kiepskiej kondycji. To jest coś, co stało się nie dzisiaj, nie wczoraj, ale narasta od bardzo wielu lat. Mamy do czynienia z permanentnym niedofinansowaniem systemu służby zdrowia i widzimy wszyscy bardzo złą organizację – mówi minister.
– W ciągu ostatnich ośmiu lat państwo postanowiło wycofać się z odpowiedzialności za służbę zdrowia. Jedyny pomysł, aby cokolwiek naprawić, widziano w wolnym rynku, w dzikiej komercjalizacji i prywatyzacji – po tych słowach protestujący zaczynają wyrażać niezadowolenie, bucząc i gwiżdżąc. – To w tych komercjalizowanych placówkach sytuacja pracowników jest najgorsza. Będziemy to zmieniać, mam nadzieję, że razem – kontynuuje Konstanty Radziwiłł, a protestujący cichną, ale tylko na chwilę.
– Rząd przystępuje z wielką energią i z wielką wolą do zmian. Te zmiany już następują. Komercjalizacja i prywatyzacja zakończyły się tego lata. Przygotowujemy przepisy, które już od przyszłego roku systematycznie doprowadzą do podwyższania nakładów na ochronę zdrowia. Nie stanie się to z dnia na dzień, ale gwarantuję, że nakłady na ochronę zdrowia będą coraz większe z każdym rokiem – deklaruje minister. „Hańba! Hańba!” – skandują protestujący. Nie pomagają zapewnienia ministra, że chce dokonywać zmian w dialogu, wspólnie ze wszystkimi środowiskami medycznymi. Czara goryczy przelewa się, kiedy minister nie zgadza się odpowiadać na pytania i schodzi ze sceny.
„Kompromitacja!”, „Oddaj fartuch!” – krzyczą przez dłuższą chwilę zebrani, nie dopuszczając do głosu kolejnych osób. Chwila oddechu. Co sądzą o marszu mijający nas przechodnie? – Dobrze, że wyszli na ulice. To przykre, że ciągle muszą walczyć o to, co im i nam, pacjentom, się należy. Musiałam iść na rehabilitację prywatnie, bo kolejki były zbyt długie. Mnie na to stać, ale co mają zrobić biedniejsi ludzie – mówi starsza pani.
– Personel stara się, ale przy tak niskim finansowaniu nie jest i nie będzie dobrze – dodaje jej mąż. Wracamy pod scenę. Przemawiają przedstawiciele kolejnych zawodów medycznych, a także samorządu lekarskiego. – Witam wszystkie zawody medyczne. To, że jesteśmy razem, że rozmawiamy i mamy wspólne cele, to jest wielka szansa dla systemu, wielka szansa dla pacjentów, wielka szansa dla Polski. Czas na Zdrowie+, teraz – mówi prof. Romuald Krajewski, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej, co spotyka się z pozytywną reakcją medyków.
Aleksandra Fijałkowska, przedstawicielka psychologów klinicznych, nieco ironicznie podaje, że: – W specjalistycznych szpitalach psychiatrycznych, w których skończymy, jeśli będziemy tak ciężko pracować, jak pracujemy, jest 1-2 psychologów klinicznych na 400 pacjentów. Dyrektorzy mówią, że nie mają pieniędzy – dodaje. – Mamy dość słuchania, że na służbę zdrowia nie ma pieniędzy, dość „śmieciówek”, żal patrzeć na paski wynagrodzeń – słychać głosy kolejnych zawodów medycznych.
Najgorzej jest milczeć
Czy takie manifestacje coś zmienią? – Trzeba pokazać, że system opieki zdrowotnej nie działa tak, jak powinien. Cieszę się, że dziś jesteśmy tu wspólnie z przedstawicielami innych zawodów medycznych. Będziemy protestować do skutku – deklaruje młoda kobieta, która studiuje medycynę w Lublinie. Pani Beata, diagnosta laboratoryjny z Wałcza, patrzy optymistycznie w przyszłość. – Czy ta manifestacja pomoże? Myślę, że tak. Może jeszcze nie ta, może trzeba będzie zrobić następne, ale na pewno w końcu się uda – przekonuje.
Marta Jakubiak
Lidia Sulikowska
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 11/2016
Przypominamy: od 1 września recepty na bezpłatne leki dla pacjentów 75+ wystawiają lekarze podstawowej opieki zdrowotnej udzielający świadczeń POZ u danego świadczeniodawcy, pielęgniarki POZ oraz lekarze wypisujący recepty pro auctore i pro familiae. Kliknij tutaj, żeby przeczytać komentarze ekspertów i pobrać pełną listę bezpłatnych leków dla seniorów.