Diagnoza jest, leczenia brak. Problemy oddziałów internistycznych
Tak można jednym zdaniem podsumować konferencję „Problemy interny na Mazowszu”, która, jak co roku, odbyła się w Pałacu w Radziejowicach.
Foto: Marta Jakubiak
12 i 13 kwietnia, na zaproszenie konsultanta wojewódzkiego ds. interny dr. Marka Stopińskiego, spotkali się ordynatorzy oddziałów chorób wewnętrznych, dyrektorzy szpitali, przedstawiciele władz państwowych i samorządowych oraz samorządu lekarskiego.
Mimo że tematem konferencji były sprawy związane z interną w konkretnym województwie, zawsze traktuję to spotkanie jako soczewkę, w której skupione są problemy, z którymi zmagają się oddziały internistyczne w całej Polsce. Podobnie było tym razem.
System nie widzi pacjenta
Otwierając konferencję, dr Stopiński zwracał uwagę na zmianę czasu pracy lekarzy, ograniczenie tygodniowego wymiaru czasu pracy rezydentów i, w konsekwencji, kłopoty z obsadzeniem wszystkich dyżurów. Utrzymuje się tendencja do zmiany miejsca pracy przez internistów – wolą pracować w POZ.
W konsekwencji na jednego lekarza w oddziale przypada 15 pacjentów, a powinno 6-8. Paradoksalnie, lekarze mówią, że trudniej właściwie opiekować się chorymi w tych szpitalach, które są całkowicie skomputeryzowane. Wszyscy wiedzą, że nie jest możliwe prowadzenie szpitala bez interny, ale płatnik wydaję się uważać inaczej. Pacjenci oddziałów chorób wewnętrznych to w 30 proc. osoby powyżej 80 r. ż., z wieloma chorobami. NFZ płaci za leczenie jednej.
Poważnym problemem jest brak sal intensywnego nadzoru – szczebla pośredniego pomiędzy interną a intensywną terapią. Prof. Jacek Imiela, konsultant krajowy dziedzinie interny, stwierdził, że chory jest ważny dla lekarza, ale nie dla systemu. Podstawowym problemem, zgłaszanym od lat, jest niedofinansowanie. POZ nie spełnia swojej roli – często chory bez badań i leczenia kierowany jest do szpitala. Konieczne są też zmiany w kształceniu podyplomowym. Po trzech latach modułu internistycznego powinien być egzamin.
Resort nie widzi problemu
Zaskakujące było wystąpienie wiceministra zdrowia Macieja Miłkowskiego. Wiele osób, które się wcześniej wypowiadały, wyrażały radość z obecności przedstawiciela resortu w tak wysokiej randze i kierowały pod jego adresem konkretne pytania i wątpliwości. Tymczasem pan minister w ogóle nie odniósł się do tych pytań i można było odnieść wrażenie, że wygłosił tekst przygotowany wcześniej i niekoniecznie na tę konferencję.
Prezes OIL w Warszawie Łukasz Jankowski stwierdził, że dziwi się słowom wiceministra, który powiedział, że interna w Polsce jest w dobrej kondycji, bo słowa, które wcześniej padły podczas konferencji, temu przeczą. Tytułowe stwierdzenie padło z ust Janusza Sobolewskiego, wicedyrektora Departamentu Zdrowia i Polityki Społecznej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego.
Leczenie potrzebne od zaraz
To była już 10. edycja tej konferencji, diagnoza co do przyczyn tak złej sytuacji interny na Mazowszu i w Polsce została dawno postawiona, ale nie rozpoczęto leczenia. Jerzy Friediger, przedstawiciel Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej, stwierdził, że barbarzyństwem jest stworzenie takiego systemu opieki zdrowotnej, w którym leczenie chorych się nie opłaca.
W piątek był on jednym z ostatnich mówców, natomiast w sobotę otworzył drugi dzień konferencji wykładem pod tytułem: „Interna i pediatria – specjalizacje niechciane”. Zwracał uwagę na to, jakie, często niespodziewane, konsekwencje przynosi, a szczególnie będzie przynosić w przyszłości, stawowy zapis eliminujący z podstawowej opieki zdrowotnej pediatrów i internistów. Aż się prosi, aby tegoroczną konferencję podsumować apelem: skoro znamy diagnozę, to rozpocznijmy leczenie, bo interna, nie tylko na Mazowszu, umiera.
Dr Ryszard Golański
Fotorelacja z konferencji tutaj.