21 maja 2025

Jak pacjenci okłamują lekarzy

Zapewniają, że postępują tak, jak tego oczekuje od niech lekarz, na przykład dużo ćwiczą lub stosują się do jego zaleceń. Albo twierdzą, że nie mają żadnego problemu z używkami, na przykład z nadużywaniem alkoholu.

Fot. shutterstock.com

Pacjenci często okłamują lekarzy, nawet wtedy, gdy zdają sobie sprawę, że może na tym ucierpieć ich zdrowie. Taka natura człowieka. Czasami bardziej liczy się fałszywe poczucie własnej godności aniżeli przyznanie się lekarzowi, że pacjent nie zastosował się do zalecenia albo zrobił coś, czego nie powinien.

Przykład? Jedna z pacjentek opowiedziała, jak miała zostać poddana planowemu znieczuleniu. Wiedziała, że to ważne i że trzeba się do tego odpowiednio przygotować albo przynajmniej pewnych rzeczy nie robić. Jednak w dzień poprzedzający wydarzenie późnym wieczorem wypiła dwa kieliszki wina. Tak się po prostu złożyło. Wpadła w panikę, gdy sobie przypomniała o znieczuleniu.

Sądziła, że alkohol to najgorsza rzecz, jaką mogła w tej sytuacji zrobić. Nie zrezygnowała jednak ze znieczulenia, ale też nic nie powiedziała anestezjologowi. Obawiała się, że zostanie skreślona z listy pacjentów na dany dzień. Jak się później dowiedziała, dwa kieliszki wina nie miały w jej przypadku większego znaczenia.

Ośmiu na dziesięciu mija się z prawdą

Zatajenie przez pacjenta ważnej informacji nie jest marginalnym problemem. Z badania opublikowanego w 2018 r. na łamach „JAMA” („Prevalence of and Factors Associated With Patient Nondisclosure of Medically Relevant Information to Clinicians”) wynika, że aż 81 proc. pacjentów ukryło przed lekarzem ważne informacje. Przebadano wtedy dużą grupę 4510 Amerykanów w różnym wieku. Powody takiego zachowania były dość prozaiczne, ale istotne z psychologicznego punktu widzenia. Warto im się bliżej przyjrzeć, bo nie zawsze są uświadamiane przez lekarzy.

Aż 82 proc. badanych przyznało, że bało się oceny z strony personelu medycznego lub chciało uniknąć pouczania z powodu swego zachowania. Niemal równie duża grupa, bo aż 70 proc. ankietowanych przyznała, że czuła się zakłopotana do tego stopnia, że wolała nic nie mówić. Pacjenci mają różne poziomy lęku, wrażliwości i poczucia wartości. Aż połowa ankietowanych stwierdziła, że nie powiedziała prawdy, gdyż się bała, że zostaną ocenieni jako trudni pacjenci.

Z kolei niemal tyle samo badanych przyznało, że nie chcieli zabierać lekarzowi zbyt dużo czasu. Smaczkiem w tym wszystkim jest to, że lekarze, jak też inni pracownicy personelu medycznego, nierzadko zachowują się podobnie, gdy sami znajdą się w roli pacjenta. Również oni potrafią zataić wiele ważnych informacji, a przynajmniej nie powiedzieć wszystkiego. A powody są często te same lub bardzo podobne, co w przypadku „zwykłych” pacjentów.

Historię o alkoholu i znieczuleniu opowiedziała jedna z głównych autorek tego badania dr Angela Fagerlin z Wydziału Medycznego Uniwersytetu Utah. Jej osobiste doświadczenie skłoniło ją do tego, żeby przeprowadzić takie badanie. Przy okazji ujawniono jeden z najpoważniejszych problemów w medycynie.

Lepiej wypaść w oczach personelu

Od tego czasu przeprowadzono kilka podobnych analiz. Z niektórych wynika, że skala tego zjawiska nie jest aż tak duża. Z sondażu firmy ubezpieczeniowej TermLife2Go przeprowadzonego w 2020 r. na grupie 500 osób wynika, że lekarzy okłamuje 23 proc. pacjentów. Ten sondaż dotyczył jednak jedynie używek i stylu życia.

Wykazano, że pacjenci najczęściej zatają to, że palą papierosy (46 proc.). Twierdzą, że ćwiczą częściej (43 proc.) i rzadziej sięgają po alkohol (38 proc.) niż w rzeczywistości. Tak postępuje 50 proc. mężczyzn i 32 proc. kobiet. Zaniżają również liczbę partnerów seksualnych (29 proc.) – robią to częściej kobiety.

Dlaczego pacjenci tak postępują? Najczęściej chcą uniknąć dyskryminacji (31 proc.), ale chcą też być traktowani poważnie (22 proc.). Kłamstwo jest sposobem na to, by lepiej wypaść w oczach personelu medycznego.

Podobne informacje przynosi badanie innej firmy ubezpieczeniowej – Berxi Survey Results z 2022 r. Potwierdziło się, że pacjenci najczęściej kłamią odnośnie swego stylu życia, co przynajmniej częściowo można sprawdzić przy użycia smartfona czy zegarka elektronicznego sumującego liczbę kroków. Choć nawet w takiej sytuacji pacjenci potrafią coś wymyślić. Zamiast spacerować, wystarczy przy każdej okazji na przykład machać ręką, na której jest smartwatch z krokomierzem. Efekt jest podobny jak podczas spacerów.

Pewnym wskaźnikiem wiarygodności pacjenta może być to, do jakiego należy pokolenia. Z tego samego badania wynika, że do mijania się z prawdą wobec personelu medycznego bardziej skłonna jest tzw. generacja Z (1998-2017), szczególnie jeśli chodzi o zachowania seksualne. Z kolei pokolenie X (1965-1980) niechętnie przyznaje się do spożywania alkoholu. Nieco inaczej zachowują się starsi wiekiem, tzw. baby boomers (1946-1964).

Wykazano, że wcale nie przestrzegają prawidłowej diety, choć często lubią się o tym przechwalać, są jednak bardziej wiarygodni w innych sprawach dotyczących zdrowia. To pokolenie, dojrzałe wiekowo i bardziej doświadczone, zdaje sobie sprawę, że zatajanie przed lekarzem ważnych informacji oznacza szkodzenie własnemu zdrowiu.

Jak rozpoznać kłamstwo

Kłamstwo można rozpoznać przynajmniej w niektórych sytuacjach i u pewnych pacjentów. Jak opisuje to amerykański psycholog prof. Paul Ekman w książce „Kłamstwo i jego wykrywanie w biznesie, polityce i małżeństwie”, zdradzić kłamstwo może niemal wszystko, zarówno mowa ciała, jak i tembr głosu. Świadczy o nim na przykład przysłanianie ust, sztuczny śmiech, jak również dotykanie twarzy, nosa, szyi, drapanie za uchem i zabawianie się włosami, w czym najbardziej lubują się młode kobiety.

Można też gryźć wargi, głęboko oddychać i często mrugać oczami. Szczególnie to ostatnie zachowanie jest warte uwagi. Bo choć mrugamy często, to o ile przeciętna osoba mruga 7-15 razy na minutę, podczas kłamstwa robi to aż 5-12 razy częściej. Można powiedzie, że kłamiąc, człowiek trzepie powiekami. Psychologowie tłumaczą, że kłamanie jest dla naszego mózgu znacznie trudniejsze niż szczere wyznanie.

Wysiłek ten musi być czymś okupiony, innym zachowaniem i większym zmęczeniem. Niestety, mimo tych prostych rad kłamstwo wcale nie jest tak łatwo wykryć, nawet lekarzom, co też udowodnił Paul Ekman, emerytowany profesor Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco, który niedawno (15 lutego) obchodził swoje 91. urodziny.

Wspólnie z Maureen O’Sullivan wykazał to w publikacji „Who Can Catch a Liar?” podczas doświadczenia z nagraniami wideo, podczas których poproszono 509 ochotników, by ocenili prawdomówność nagranych wypowiedzi. Trafność ich oceny nie różniła się od wyników gry losowej. A w próbie tej uczestniczyli tacy profesjonaliści, jak psychologowie, sędziowie, oficerowie policji oraz specjaliści od badań z użyciem wykrywacza kłamstw.

Eksperyment ten przeprowadzono w 1991 r. i od tego czasu być może poczyniliśmy znaczne postępy w wykrywaniu kłamstwa. Przed takim przekonaniem ostrzega jednak amerykański lekarz rodzinny Clark Madsen, który wypowiedział się na potrzeby cytowanego sondażu wykonanego na zlecenie TermLife2Go. Jego zdaniem „lekarze nie mają jakiegoś specjalnego detektora kłamstwa, ani takich umiejętności jak agenci FBI”.

Zalecenia dla lekarzy

Specjalista na podstawie swej praktyki ocenia, że kłamie od 30 do nawet 40 proc. pacjentów. Najczęściej – wylicza – zapewniają oni, że postępują tak, jak tego oczekuje od niech lekarz, na przykład dużo ćwiczą lub stosują się do jego zaleceń. Albo twierdzą, że nie mają żadnego problemu z używkami, na przykład z nadużywaniem alkoholu.

Jak zatem powinien postępować lekarz? Madsen zaczyna od tego, czego robić nie należy. I tak nie należy pouczać pacjenta o potrzebie zdrowego stylu życia. W żadnym wypadku nie wolno też oceniać. Lepiej rozmawiać z pacjentem oddzielnie, bez towarzyszącej jej osoby, żony czy rodzica. Bo taka sytuacja od razu usztywnia pacjenta i kłopotliwe tematy są przez niego zbywane. A jednym z większych błędów jest postawa konfrontacyjna, gdy podejrzewamy, że druga osoba nie mówi prawdy.

Trzeba za to próbować przekonać pacjenta, że lekarz jest jego najlepszym przyjacielem, a jedynym jego zadaniem jest to, by mu pomóc. Bo dla wielu chorych wcale nie jest to takie oczywiste. Warto zwrócić uwagę, tak dyskretnie jak tylko jest to możliwe, że kłamstwo, pomijanie pewnych kwestii, może mieć negatywne konsekwencje, a czasami jest wręcz niebezpieczne.

Dla niektórych osób może być to otrzeźwiające, bo z tego też nie wszyscy zdają sobie sprawę. Zalecenia te są szczególnie ważne w odniesieniu do przestrzegania przez pacjenta zaleceń terapeutycznych. Niestosowanie się do nich jest jednym z największych wyzwań w opiece medycznej, czego nie uświadamiają sobie pacjenci, a czasami także i lekarze. Z tego powodu, jak się ocenia, co roku umiera w Europie aż 200 tys. osób.

Apel ekspertów

Polskie Towarzystwa Nadciśnienia Tętniczego wystosowało apel w tej sprawie, gdyż w tym zakresie od wielu lat niewiele się u nas zmienia. Problem nie dotyczy tylko leków na nadciśnienie tętnicze i choroby sercowo-naczyniowe, ale także wielu innych schorzeń przewlekłych, takich jak cukrzyca.

W apelu PTNT podkreśla się, że nawet co drugi pacjent z chorobą przewlekłą nie przestrzega zaleceń dotyczących przyjmowania leków, jak też zmiany stylu życia czy regularnych wizyt kontrolnych. „Analiza danych z Polski pokazuje, że 58 proc. pacjentów z nadciśnieniem tętniczym nie przestrzega zaleceń terapeutycznych po upływie jednego roku od postawienia diagnozy” – zaznaczył podczas spotkania z dziennikarzami prof. Aleksander Prejbisz z Narodowego Instytutu Kardiologii w Warszawie.

Nie stosują się do nich nawet chorzy po zawale serca. Po roku aż 70 proc. z nich przestaje stosować leki z trzech głównych klas terapeutycznych. Wielu chorych w ogóle nie wykupuje leków. Według Narodowego Funduszu Zdrowia w latach 2013-2018 aż 24 proc. pacjentów z dopiero co wykrytym nadciśnieniem tętniczym nie zrealizowało pierwszej recepty na leki refundowane. Co zrobić, aby to zmienić?

Piszą o tym polscy specjaliści w publikacji pod redakcją prof. Piotra Dobrowolskiego z Narodowego Instytutu Kardiologii: „Physician–patient partnership – can it help increase adherence to the therapeutic recommendations in cardiovascular disease?”. Ukazała się ona na łamach „Arterial Hypertension”, a niedawno została przetłumaczone na język polski i opublikowana przez „Via Medica”.

Główny wniosek jest taki, że nie wystarczą lepsza komunikacja między lekarzami i pacjentami oraz wzajemne zaufanie. Niezbędne są wielokierunkowe działania: edukacja pacjentów, zastosowanie metod elektronicznych (np. przypominające i nakłaniające SMS-y) oraz monitorowanie przestrzegania zaleceń lekarskich i znoszenie barier ekonomicznych w dostępie do leków. Konieczne jest zwalczanie nieprawdziwych informacjami w sieci. Przykładem są statyny i przypisywane im bóle mięśniowe.

Z badań wynika, że ponad 90 proc. objawów mięśniowych przypisywanych leczeniu statyną nie jest związanych z tymi lekami. Problemy z adherence dotyczą przede wszystkim dwóch grup pacjentów: tych w młodym i średnim wieku, gdyż wykazują oni najmniejszą wytrwałość terapeutyczną, oraz rozpoczynających terapię lekami zmniejszającymi ryzyko sercowo-naczyniowe (z powodu dużego ryzyka chorobowości i zgonu).

Nie bez znaczenia – stwierdzają autorzy opracowania – są również zaburzenia neurologiczne i psychiatryczne, w tym zaburzenia funkcji poznawczych, depresja czy lęk. Specjaliści wymieniają też dostępność i łatwość stosowania terapii, przede wszystkim koszt, a także schemat dawkowania, liczba tabletek i stosowanych leków.

Walka z dezinformacją

Pacjentów, którzy nie przestrzegają konkretnych zleceń, można podejrzewać o to, że nie stosują się także do innych sugestii dotyczących stylu życia lub szczepień. Ci, którzy nie chcą zażywać statyn, rzadziej się szczepią przeciwko grypie. „Poziom szczepień przeciwko grypie i stosowania terapii hipolipemizującej u pacjentów z grupy wysokiego ryzyka sercowo-naczyniowego jest niski, między innymi z powodu dezinformacji dotyczącej statyn” – stwierdzają eksperci.

Ostrzegają oni, że obecnie w największym stopniu dotyczy to stosowania statyn i szczepień, ale w przyszłości w większym stopniu może się odnosić do leczenia hipotensyjnego, przeciwhiperglikemicznego czy farmakoterapii otyłości. Zastanawiające jest, że po roku terapię przeciwnadciśnieniową rzadziej kontynuowały kobiety, jak sugerują cytowane w opracowaniu polskich specjalistów badania holenderskie.

Nie potwierdza tego metaanaliza 82 badań w tym zakresie – przestrzeganie lub niestosowanie się do zaleceń było podobne w obu grupach. Przeczy to dość powszechnemu przekonaniu, że kobiety bardziej dbają o zdrowie i wykazują większą gotowość do współpracy z lekarzem. Pacjenci zawsze jednak potrafią zaskoczyć lekarzy, nawet w badaniach klinicznych.

W jednym z takich testów prowadzonych w Polsce w zakresie onkologii lekarze mocno się zdziwili, że uczestniczące w nich osoby wiedziały, kto otrzymuje placebo. A było to badania randomizowane z podwójną ślepą próbą. Śledztwo wykazało, że nie było jakieś przecieku i złamania zasad. Pacjenci sami przetestowali podawane im leki. A użyli do tego prostej metody – wrzucali podawane im leki do muszli klozetowej. Te, które pływały, to placebo. Warto zatem trzymać się jeszcze jednej zasady: nigdy nie tracić czujności.

Zbigniew Wojtasiński

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 4/2025