23 listopada 2024

Jesteśmy Stańczykami recenzującymi kolejne zmiany w ochronie zdrowia

Kończy się jubileuszowy cykl, chociaż dalsze uroczystości okręgowe odbędą się jeszcze w wielu izbach, zwłaszcza małych, których działalność rozpoczęła się z początkiem 1990 r.

Stańczyk, 1862, Jan Matejko, Muzeum Narodowe w Warszawie

Moje zawodowe życie jest równolatkiem odrodzonych izb lekarskich w Polsce.

W 1989 r. zacząłem studia i dlatego pozwoliłem sobie na napisanie z tej okazji trzydziestu tekstów o malarstwie i medycynie (więcej TUTAJ), ukazując subiektywny „Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem”.

I tak powstał pejzaż na wskroś współczesny, mimo złotych ram i starych płócien wybranych z muzealnych zbiorów sztuki. Epikryzą całości niech będzie dzieło Jana Matejki, z królewskim błaznem Jagiellonów i refleksją łączącą przeszłość i przyszłość.

Stańczyk znany był z ciętego języka i szczerego wyrażania opinii o stanie Rzeczpospolitej. Stąd wydaje się doskonałym pierwowzorem zachowań lekarskich. Wszyscy poniekąd jesteśmy Stańczykami, recenzującymi co dnia kolejne zmiany w ochronie zdrowia, życiu publicznym i samorządowym. Oczywiście są także różnice. Wolimy sterylną biel od krwistej czerwieni, ale przede wszystkim mamy niejednolite, choć prawie zawsze krytyczne zdanie na każdy temat.

Tylu, ilu nas jest: lekarzy i lekarzy dentystów, tyle opinii, subtelnych lub radykalnych.

Ponad indywidualizm – wpisany w wykonywanie wolnych zawodów – wyrasta jednak nasza lojalność wobec ustalonego porządku prawnego. Wbrew tej zasadzie, nie raz, nie dwa musieliśmy się przeciwstawić nakazom władzy. Decyzjom niesubordynacji najczęściej przyświecało poczucie wyższej wartości, jaką niezmiennie było, jest i będzie dobro pacjenta. Czy w takim razie lekarze odgrywają społeczną rolę poważnego i zatroskanego o los chorych Stańczyka?

A może traktuje się nas jak wynajętego królewskiego błazna, który ma cyklicznie i z uśmiechem udowodniać cuda sanacyjne w ochronie zdrowia? Matejko sięgał po postać Stańczyka wielokrotnie. Po raz pierwszy w czasie nauki w Szkole Rysunku i Malarstwa, kiedy namalował „Stańczyka udającego ból zębów”. Spacer po Rynku Głównym miał dowieść, że wśród ludzi najwięcej jest takich, którzy znają się na leczeniu. W kolejnych latach, już jako dojrzały twórca, mistrz Jan powracał do błazeńskiego autoportretu, malując „Hołd Pruski” i „Zawieszenie dzwonu Zygmunta na wieży katedry w roku 1521 w Krakowie”.

W moich prywatnych zbiorach znajduje się miniaturowa replika „Stańczyka w czasie balu na dworze królowej Bony wobec straconego Smoleńska” podarowana przez prof. Andrzeja Matyję na pożegnalnym Konwencie Prezesów poprzedniej kadencji. Na scenie Teatru Stu wszyscy staliśmy z obramowanymi Stańczykami w dłoniach, pozując do zdjęcia z przesłaniem zwielokrotnionej zadumy nad przyszłością. Na biurkach pozostawialiśmy swoim następcom listy postulatów zawodowych kolejnego lekarskiego pokolenia.

Obraz z 1862 r. zapoczątkował Matejkowski cykl rozliczenia narodu z błędów i zaniedbań, które w konsekwencji doprowadziły do rozbiorów Polski. Mój wybór odwraca kolejność. Za kotarą trwa uroczysty bal. Rocznica restytucji samorządu lekarskiego dobiega końca. W gwarze wspomnień, laudacji i gratulacji, gloryfikowania zwycięstw i przemilczania porażek, z trudem znajdujemy czas na krytyczną refleksję o dorobku renesansu izb lekarskich w wolnej Polsce. Może właśnie tak powinno być i trzeba, nie patrząc w tył, iść drogą do wyznaczonych celów, analizę historii pozostawiając malarzom?

Jarosław Wanecki, pediatra, felietonista