25 listopada 2024

Lekarze mają już dość. Ostatni zgasi światło

Są przepracowani, ich zdrowie psychicznie pogarsza się i coraz częściej padają ofiarami hejtu – taki obraz polskiego lekarza w dobie pandemii COVID-19 wyłania się z analizy przeprowadzonej przez CPP Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie przy współpracy z NIL. Z prof. UEK dr hab. Beatą Buchelt, współautorką i kierownikiem raportu „Ostatni zgasi światło. Nastroje polskich lekarzy w postpandemicznej rzeczywistości”, rozmawia Lidia Sulikowska.

Prof. UEK dr hab. Beata Buchelt. Foto: arch. pryw.

Najnowsze badanie Centrum Polityk Publicznych UEK o kondycji polskich lekarzy i lekarzy dentystów pokazuje przede wszystkim, że medycy są bardzo przepracowani.

Eksperci od lat alarmują, że w publicznej opiece zdrowotnej mamy duże niedobory kadr medycznych, a pandemia COVID-19 po prostu ten problem dramatycznie obnażyła. To, jakie są tego skutki, także wiemy od dawna, co potwierdzają kolejne analizy. Już w poprzedniej edycji naszego badania, przeprowadzonego kilka miesięcy po wybuchu pandemii koronawirusa, niemal 1/3 ankietowanych lekarzy i lekarzy dentystów stwierdziła, że braki kadrowe są przyczyną przepracowania medyków.

W naszym najnowszym badaniu odsetek osób deklarujących przepracowanie wyniósł aż 71 proc. To ogromna różnica, która pokazuje, z jak złą sytuacją mamy do czynienia. W pandemii bardzo wzrosło zapotrzebowanie na usługi medyczne, przy jednoczesnym sporym odpływie kadr z rynku pracy, zwłaszcza osób w wieku emerytalnym. System nie jest w stanie tego udźwignąć. Tylko 26 proc. respondentów odpowiedziało, że pracuje 40 godzin tygodniowo. Reszta znacznie dłużej, a niemal co dziesiąty lekarz pracuje więcej niż 80 godz./tyg. Najwięcej czasu w pracy spędzają rezydenci.

Około połowa badanych w swoich odpowiedziach wyraźnie zaznaczyła też, że niedobory kadrowe, poza przemęczeniem personelu medycznego, wpływają negatywnie na jakość i dostępność udzielanych świadczeń zdrowotnych. Uważam, że sprzyjają temu umowy kontraktowe i możliwość wypowiedzenia klauzuli opt-out.

Jednak z drugiej strony dzięki zatrudnianiu na takich zasadach łatamy istniejące braki kadrowe.

Oczywiście. To błędne koło, z którego nie potrafimy wyjść. System jest tak skonstruowany, że będzie generował coraz większe przepracowanie wszystkich pracowników medycznych.

Co będzie dalej? 34 proc. badanych przez was lekarzy myśli o ograniczeniu aktywności zawodowej, 12 proc. rozważa odejście z dotychczasowego miejsca pracy, kolejnych 12 proc. chce wyjechać z kraju, a 8 proc. zamierza w ogóle odejść z zawodu.

To pokazuje, że prawie 60 proc. respondentów planuje jakąś zmianę w zakresie wykonywanego zawodu. Z naszych badań wynika też, że najbardziej skorzy do zmiany miejsca zatrudnienia, a nawet emigracji – są rezydenci. Z kolei specjaliści bardziej myślą o ograniczeniu aktywności zawodowej. Jeśli chcemy zmniejszać braki kadrowe w ochronie zdrowia, to sama polityka „produkowania” większej liczby lekarzy nie wystarczy.

Ci ludzie muszą chcieć pracować w Polsce. I nie chodzi tu tylko o kwestie finansowe – mnóstwo badań pokazuje, że dla lekarzy ważne są lepsze warunki pracy, w tym. m.in. realna pomoc w odciążeniu od obowiązków administracyjnych i większa możliwość rozwoju zawodowego. Nie ma magicznego sposobu na uleczenie szpitali z braków kadrowych. To żmudny proces naprawiania wieloletnich zaniedbań.

Tak, ale mam wrażenie, że potrzebujemy rozwiązań na już, bo lekarze nie zaczekają kolejnych 20 lat, aż coś się poprawi.

W naszym badaniu lekarze odpowiadali na pytanie, jakie warunki sprzyjają satysfakcjonującej pracy. Najwięcej respondentów wskazało na możliwość poszerzania wiedzy i umiejętności medycznych poza miejscem pracy, które byłoby sfinansowane przez pracodawcę. Ważne też okazało się dobre wyposażenie stanowiska pracy oraz większa autonomia w pracy.

To są małe zmiany, które można realizować już teraz. Poza tym polski lekarz potrzebuje ludzi wspierających ich w pracy. Niemal połowa ankietowanych widzi potrzebę wprowadzenia zawodu asystenta lekarza, a nieco ponad 40 proc. – sekretarki medycznej.

Spadło za to poparcie dla funkcji koordynatora medycznego. Potrzebę zatrudnienia takiej osoby w placówce medycznej widzi zaledwie 9 proc. badanych, w poprzedniej edycji raportu zwolenników było aż 21 proc. Paradoksalnie to jedyny nowy zawód, który realnie jest teraz wdrażany do systemu.

To całkiem normalne zjawisko. Boimy się nowego, nieznanego. Dopóki jakiś pomysł jest tylko w sferze dyskusji, to ma wielu zwolenników. Kiedy zaczyna nabierać realnych kształtów, to entuzjastów ubywa. Ważna jest więc rola edukacyjna legislatora, a ta obecnie niestety bardzo niedomaga. Lekarze tracą poparcie dla funkcji koordynatora medycznego, ponieważ za mało wiedzą, na czym miałaby ona polegać. Jednak gdy etap wdrożenia jakiejś zmiany staje się faktem dokonanym, to zazwyczaj zwolenników przybywa.

Tu znowu posłużę się przykładem. Aż 76 proc. ankietowanych lekarzy jest zwolennikami wprowadzenia telemedycznych rozwiązań w pracy tam, gdzie to możliwe. Gdy przypomnimy sobie wcześniejszy opór przed wdrożeniem e-recept czy e-skierowań, to widzimy, że zmiana może być jednak zaakceptowana, kiedy zaczyna się dostrzegać jej plusy – a w przypadku e-rozwiązań zaczęto je zauważać w czasie pandemii. Jestem jednak za wdrażaniem nowości w sposób ewolucyjny, poprzez proces edukacji i szkoleń, a nie gdy siła wyższa nas do tego zmusi.

Większość badanych (69 proc.) widzi za to potrzebę zatrudnienia przed podmioty lecznicze specjalistów do zarządzania personelem.

Bardzo mnie to cieszy. Trzeba zacząć myśleć o wdrożeniu profesjonalnego zarządzania kadrami w podmiotach medycznych. I tu nie chodzi o dział kadr, bo oni zajmują się sprawami typowo administracyjnymi. W szpitalach brakuje osób, które zajmują się profesjonalną rekrutacją, organizują szkolenia pracownikom, analizują liczbę przepracowanych przez daną osobę godzin w placówce, żeby nie doprowadzać do sytuacji patologicznych, wspierają kierowników oddziałów szpitalnych w zarządzaniu ich zespołami.

Ale jak tu myśleć o kimś takim, gdy w szpitalu publicznym brakuje lekarzy i pielęgniarek. I przede wszystkim nie ma pieniędzy.

Bez nich nie poprawimy sytuacji kadrowej. Prywatne podmioty medyczne już dawno się o tym przekonały. Tam obecność działu zarządzania kapitałem ludzkim nikogo nie dziwi. Chciałabym też, by zwrócono uwagę na poziom zarządzania mniejszymi jednostkami wchodzącymi w skład szpitala. Na przykład osoba kierująca oddziałem szpitalnym powinna mieć kompetencje w zakresie zarządzania ludźmi.

Zresztą w naszym badaniu zapytaliśmy, jak lekarze oceniają kompetencje menedżerskie swojego bezpośredniego przełożonego – połowa respondentów stwierdziła, że ich szef nie ma umiejętności do zarządzania personelem. Najgorzej swoich przełożonych ocenili rezydenci. Nie każdy świetny lekarz sprawdzi się w zarządzaniu zespołem. Uważam, że każdy kierownik/ordynator oddziału powinien przejść szkolenie z kompetencji zarządzania ludźmi, tak aby mógł rzeczywiście pełnić funkcję menedżera liniowego.

Państwa raport zahacza również o problem hejtu. Zjawisko to niestety narasta.

Już prawie połowa lekarzy spotkała się z hejtem ze strony pacjenta lub jego bliskich. W ubiegłorocznej edycji badania z tym zjawiskiem miało do czynienia 27 proc. ankietowanych. Na pewno jednym z powodów wzrastającej fali hejtu na medyków jest sytuacja pandemiczna. COVID-19 powoduje strach i niepewność jutra, co w części społeczeństwa wzbudza agresję. A ta wylewa się tam, gdzie może. Medycy są niestety doskonałym celem. To zjawisko nasila się na całym świecie.

Jak można się chronić?

Przede wszystkim nie można ignorować takiego zachowania. Trzeba reagować. Nie można odpuścić. Jeśli osoba hejtująca poczuje, że za swoje zachowanie nie spotka ją żadna kara, będzie dalej to robić, a za nią pójdą inni. Personel medyczny ma do takich ludzi bardzo dużą cierpliwość, chyba za często zbyt dużą. Potrzebne jest w tym względzie, moim zdaniem, jakieś wsparcie legislacyjne. Osoba przejawiająca agresję wobec personelu medycznego nie może się czuć bezkarna.

Na koniec porozmawiajmy jeszcze o stanie psychicznym lekarzy. 58 proc. badanych stwierdziło, że pandemia wpłynęła na nich negatywnie. W poprzedniej edycji badania źle swoje zdrowie psychiczne oceniło 35 proc. ankietowanych lekarzy.

W porównaniu do poprzedniej edycji badania bardzo wzrósł odsetek lekarzy uskarżających się na przeciążenie psychiczne, silny stres, przemęczenie fizyczne, bezradność, niechęć do kontynuowania pracy, rozgoryczenie. Medycy mniej boją się wirusa, bo coraz więcej o nim wiemy, ale na psychikę bardzo źle oddziałuje środowisko pracy i bezradność, jaką personel medyczny odczuwa w kontekście braku rozwiązań, jakie powinien w tej sytuacji wprowadzić rząd.

Lekarze chcą i powinni mieć zapewnione wsparcie psychologiczne, ale jest z tym duży problem. Podam prosty przykład – po wybuchu pandemii COVID-19 w USA zintensyfikowano wsparcie psychologiczne dla wyczerpanego personelu medycznego, a już wcześniej funkcjonowały tam mechanizmy przeciwdziałające wypaleniu zawodowemu tej grupy zawodowej. A u nas w zasadzie nic w tej kwestii się nie robi.

Nastroje polskich lekarzy

Raport „Ostatni zgasi światło. Nastroje polskich lekarzy w postpandemicznej rzeczywistości” został opracowany przez Centrum Polityk Publicznych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie przy wsparciu Naczelnej Izby Lekarskiej oraz Centrum Ekonomiki i Zarządzania w Ochronie Zdrowia UEK na podstawie ankiet wypełnionych przez 2 144 lekarzy i lekarzy dentystów (87 proc. stanowili lekarze, 13 proc. lekarze dentyści). Dokument powstał pod kierownictwem prof. UEK dr hab. Beaty Buchelt, a ekspertami w zespole badawczym byli prof. UJ dr hab. Iwona Kowalska-Bobko i prof. AGH dr hab. Tomasz Masłyk. Pełna wersja raportu: https://politykipubliczne.pl/raport-ostatnizgasi-swiatlo-nastroje-polskich-lekarzyw-postpandemicznej-rzeczywistosci