Między skalpelem a wyrokiem. Opowieści z sali sądowej
Dwanaście lat orzekania jako biegły sądowy z zakresu chirurgii ogólnej to doświadczenie, które odsłania nie tylko kulisy sporów o odszkodowania, ale też całą gamę ludzkich postaw – od roszczeniowości i manipulacji po niewiedzę – i dramatyczne życiowe historie.

Istotą cywilnych procesów sądowych jest niemal zawsze spór o pieniądze. Zwykle o znaczne kwoty, tym swobodniej szacowane, im strona powodowa ma mniej do stracenia – czyli gdy wraz z pozwem o zapłatę składa od razu wniosek o zwolnienie z kosztów sądowych. Wykazuje wówczas swoją trudną sytuację finansową. Fakty, że sporny wypadek komunikacyjny dotyczył jazdy niezłej klasy samochodem lub że do urazu doszło podczas turystycznego wyjazdu do Brazylii – są przemilczane.
Gdy sąd oddala wniosek o zwolnienie z kosztów, pojawia się inna strategia: pozew opiewa na relatywnie niewielką kwotę, co minimalizuje opłaty (5 proc. wartości pozwu). Po u zyskaniu opinii biegłego dającej nadzieję na sukces roszczenie ulega znacznemu rozszerzeniu. Każdy proces kończy się wyrokiem satysfakcjonującym jedną ze stron. Przegrana często obarcza winą biegłego. Zdarza się też powoływanie kolejnych ekspertów.
Czasem wobec niekwestionowanej opinii biegłego strony zawierają ugodę jeszcze na korytarzu sądu. Wówczas „ofiarą” sytuacji staje się biegły, który przejechał 200 km tylko po to, by usłyszeć podziękowanie i wrócić do domu.
Zdecydowana większość spraw, w których biegli chirurdzy są powoływani, dotyczy sporów z ubezpieczycielami lub – rzadziej – bezpośrednio ze sprawcami wypadków. Często sprawy dotyczą zdarzeń sprzed wielu lat, kiedy skuteczne leczenie i rehabilitacja uratowały życie i zdrowie pacjenta. Mimo to powód i jego pełnomocnik domagają się pieniędzy. Często nie są świadomi wartości polisy i podstaw jej działania. Trudno wtedy przekonać, że wyższe odszkodowanie wymagałoby wykupienia droższej polisy.
Roszczeniowość i pretensje
Przykład roszczeniowości: młody mężczyzna, jadąc drogim motocyklem, bez kolizji upadł przy dużej prędkości na plecy – prawdopodobnie wykonując tzw. świecę. W momencie przyjazdu pogotowia był przytomny, z prawidłowym ciśnieniem 120/80. Po kilku minutach, już w SOR-ze, był bez kontaktu, z ciśnieniem 60/0. Trafił natychmiast na salę operacyjną, operowany wielokrotnie.
Karta informacyjna dokumentowała rozległe obrażenia: m.in. rozkawałkowanie śledziony i nerki, perforację żołądka, rozerwanie przepony, uraz rdzenia kręgowego, złamania licznych żeber i kręgów. Po latach pacjent pozywa szpital za… odleżyny. Podobnie pacjent, który doznał porażenia czterokończynowego po upadku na głowę do kanału w warsztacie samochodowym, wniósł pozew, zarzucając winę lekarzom – za odleżyny.
Strony powodowe często pomijają istotę choroby – przyczynę interwencji chirurgicznej – obwiniając lekarzy za powikłania. Skrajny przykład: pozew za wyłonienie stomii po rozległej operacji resekcji jelita grubego, obejmującej jajniki, macicę, pęcherz i moczowód. Wiele spraw dotyczy pretensji, że wyrażając zgodę na zabieg, pacjenci nie byli poinformowani o możliwych, a niestety zdarzających się powikłaniach.
Szpitale rozbudowują dokumentację zgody, ale im bardziej szczegółowa i specjalistyczna, tym częściej pojawiają się zarzuty, że była niezrozumiała. Dotyczy to m.in. zabiegów ERCP=ECPW (cholangiopankreatografii wstecznej), których powikłania – jak i przyczyny – są opisane w ogromnej literaturze medycznej.
Oczekiwanie, by przy takim zabiegu u chorego z zaawansowaną żółtaczką mechaniczną lekarz wszystko wyjaśnił w szczegółach, jest nierealne.
W pozwach prawnicy nie odróżniają poszczególnych struktur anatomicznych. W jednej ze spraw pełnomocnik twierdził, że jego klient – po złamaniu ośmiu żeber – miał złamane wszystkie. Dopiero od biegłego dowiedział się, że człowiek ma 24 żebra, a niekiedy nawet więcej.
Prawdziwe pomyłki
Zdarzają się też w naszej specjalności rzeczywiste błędy. Pacjentka, operowana wcześniej w dwóch szpitalach, trafia do trzeciego z niedrożnością jelit – przyczyną jest pozostawiona chusta chirurgiczna. Dzięki metce producenta ustalono jej pochodzenie. Sędzia wysłał ponad 70 zapytań do dostawców (bo szpitale, choć podały wykaz materiałów opatrunkowych z ostatnich 10 lat, w żadnym nie wymieniły producenta tej konkretnej chusty).
Tylko jeden z dostawców przyznał, że producentem chusty był jego poddostawca – to przesądziło o winie. Jako biegły w ciągu ośmiu lat opiniowałem cztery podobne przypadki, dwa z tego samego szpitala. W jednym chustę zostawił ginekolog, a usunął ją chirurg, po roku chirurg był oskarżony, bo jego nazwisko zapamiętałem z poprzedniej opinii.
W obu sprawach dyrektor placówki szedł w zeznaniach w zaparte, twierdząc, że w ich szpitalu nigdy się coś takiego nie zdarzyło. Pech chciał jednak, że obie sprawy opiniował ten sam biegły, który nie stracił pamięci i kojarzył fakty.
Inny ciekawy przypadek: brak jednego gazika (tzw. tupferka) i rzekome pozostawienie go w ranie po krwawej operacji resekcji części nerki. Poszukiwania bez skutku. Zdecydowano o zamknięciu rany i tomografii po wybudzeniu. Pielęgniarka nieopatrznie powiedziała pacjentowi, że „zostawili panu gazik w brzuchu”. Badanie nic nie wykazało. Mimo to pacjent popadł w nerwicę, stracił pracę, po latach wymusił operację zwiadowczą – gazika nie znaleziono. Złożył pozew o 300 tys. zł. Finału nie znam.
Jeszcze inna sytuacja: pacjent po operacji urologicznej w znieczuleniu zewnątrzoponowym został ogrzany termoforem – zbyt gorącym (pielęgniarki z życzliwości podłożyły mu go pod znieczulone jeszcze stopy). Efektem były oparzenia obu pięt aż do kości. Leczenie trwało ponad rok. Blizny uniemożliwiają noszenie obuwia służbowego (chory w pracy musi występować w mundurze). Sąd przyznał odszkodowanie, podobno zgodne z roszczeniem.
Analiza akt i rozmowa
W dokumentacji medycznej leczenia istotne są wpisy lekarzy i pielęgniarek. Ich chronologiczna analiza bywa kluczowa. Wieloletni prezes Wielkopolskiej Izby Lekarskiej dr Krzysztof Kordel mawiał: „Pisz, co robisz, rób, co piszesz”.
Badanie przedmiotowe nie zawsze potwierdza skargi pacjenta. Pamiętam pacjenta, który z demonstracyjnym trudem wszedł do gabinetu, opierając się na dwóch kulach łokciowych. Sprawa dotyczyła urazu sprzed dwóch-trzech lat. Na pytanie, czy porusza się wyłącznie z ich pomocą, potwierdził. Dopytałem, czy używa nadal tych samych kul – również potwierdził. Spojrzałem na ich gumowe końcówki – widniał na nich wyraźny napis „Stomil”, co wskazywało, że kule były praktycznie nieużywane.
Weryfikując autentyczność zdjęć rentgenowskich, zawsze zwracam uwagę na ich formaty – standardy europejskie to 13×18, 18×24, 24×30 lub 30×40 cm. Gdy którykolwiek z wymiarów odbiega od tych norm, może to świadczyć o mechanicznym przycięciu zdjęcia – co z kolei rodzi podejrzenie, że na jego brzegu dopisano fałszywą datę lub nazwisko.
Obecnie pacjenci najczęściej dostarczają dokumentację obrazową na nośnikach elektronicznych, np. płytach CD – zawierają one nie tylko dane pacjenta i jego PESEL, ale też dokładną datę i godzinę wykonania badania.
Podczas analizy akt i później też w trakcie rozmowy z powodem dobrze jest dopytać o stosowane niekonwencjonalne działania w procesie leczenia. Rachunków na to zwykle chorzy nie mają, więc nie mogą dochodzić zwrotu tych kosztów, ale działania te, niestety nadal powszechne, mogły przecież też szkodzić, opóźniać, wikłać i wydłużać leczenie. Dotyczy to nie tylko klasycznych znachorów, różnych azjatyckich terapeutów, ale też np. dietetyczki, która wydała choremu na piśmie zalecenia dotyczące kąpieli w konkretnych środkach chemicznych.
Zalecała też spożywanie soli morskiej. Najbrudniejszej soli świata – ze ściekami z lądów, z nawozami, środkami ochrony roślin, resztkami broni chemicznych i jądrowych, resztkami biologicznymi i toksycznymi katastrof morskich, lotniczych, powodzi, tsunami itd. W Kłodawie jest sól kamienna sprzed 200 mln lat, czyściutka.
Bardzo pomocne bywają fotografie wykonane przez biegłego – łatwiej zapamiętać konkretne obrazy niż słowny opis. Zdjęcia nie są dołączane do opinii, ale mogą posłużyć przy pytaniach uzupełniających. Czasem to sam powód prosi o ich przesłanie do sądu. Kolejny aspekt: ubezpieczyciele tworzą własne tabele uszczerbków – niezgodne z obowiązującym prawem. W jednym przypadku lepiej wyceniano uszkodzenie lewej kończyny górnej niż prawej – poprawiono to dopiero po dwóch latach.
Jakość opiniowania
Sędziowie mają coraz większy problem ze znalezieniem biegłych z list prowadzonych przez sądy okręgowe. Zlecają więc – po uzyskaniu akceptacji stron – opinie komercyjnym instytutom, które narzucają wysokie ceny przed wglądem do akt, a ich opinie bywają lakoniczne, o niskiej wartości merytorycznej, często podpisywane przez osoby niespełniające formalnych kryteriów.
Problemem są też biegli, którzy pod wpływem stron zmieniają radykalnie opinię – bez nowych faktów. Korygowanie opinii, jej szersze uzasadnienie w opinii uzupełniającej – może się zdarzać. Ale radykalna zmiana poglądu? Taki biegły powinien zrezygnować lub zostać wykreślony z listy. Problemem są też bardzo długie terminy – biegły przyjmujący zlecenie z 18-miesięcznym wyprzedzeniem.
Moja zasada: nie przyjmuję nowych zleceń, jeśli mam już kilka rozpoczętych. Gotowe opinie przesyłam zwykle w ciągu 3-4 tygodni.
Częstą taktyką prawników, szczególnie z ramienia ubezpieczycieli, jest żądanie dokumentacji sprzed zdarzenia. Skrajny przypadek: pozew za złamanie żeber, a w aktach tysiące stron dokumentów – cytologia, parazytologia, okulistyka – bez związku z urazem.
Opiniowanie pochłania czas, wymaga cierpliwości, analizy wielotomowych akt, często chaotycznie ułożonych. Wynagrodzenie jest niskie, a zdarza się, że niezadowolona strona wnosi o jego obniżenie. Nic dziwnego, że brakuje chętnych. Może zapowiadana reforma sądownictwa coś zmieni?
Dr n. med. Zbigniew Kulak
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 7-8/2025