22 listopada 2024

Odciążyć lekarza. Nowy zawód medyczny pomoże chirurgom

Lokalna inicjatywa Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, dotycząca powołania zawodu asystenta lekarza, zyskuje na znaczeniu. Przypomnijmy, że celem tego przedsięwzięcia jest usprawnienie pracy chirurgów i tym samym zapewnienie lepszej opieki pacjentom.

Foto: pixabay.com

Asystenci lekarza w SCCS wywodzą się z grupy ratowników medycznych, którzy ukończyli studia licencjackie na Śląskim Uniwersytecie Medycznym. Przykład Śląska stał się inspiracją do dyskusji, jakie działania należałoby podjąć, aby utworzenie nowej grupy zawodowej na polskim rynku pracy stało się możliwe i zostało dostosowane do warunków panujących w zamkniętych i otwartych placówkach opieki zdrowotnej oraz do systemów kształcenia na uczelniach medycznych.

Brakuje chirurgów

Z raportu prof. Grzegorza Wallnera, krajowego konsultanta w dziedzinie chirurgii ogólnej, wynika że w tej specjalności od dłuższego czasu notuje się deficyty kadrowe. Obecnie w Polsce jest zarejestrowanych 9 tys. 557 chirurgów (stan z 31 marca br., źródło: NIL) z czego 8 tys. 876 jest aktywnych zawodowo. Najwięcej lekarzy tej dziedziny medycyny pracuje w oddziałach chirurgii dziecięcej (1113), chirurgii onkologicznej (834) i chirurgii naczyniowej (559), a najmniej – w oddziałach chirurgii klatki piersiowej (227) i chirurgii plastycznej (224).

O dramatycznej sytuacji świadczy fakt, że rozporządzeniem ministra zdrowia z 2015 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie określenia priorytetowych dziedzin medycyny, chirurgię ogólną wpisano na listę priorytetowych dziedzin medycyny. Mimo to, w 2017 r. spośród 4 tys. lekarzy szkolących się w dyscyplinach zabiegowych, tylko 1656 wybrało chirurgię ogólną. – Średnia wieku chirurga w Polsce wynosi 60 lat i wkrótce znajdą się oni w wieku emerytalnym, kto zatem stanie przy stołach operacyjnych? – pyta prof. Grzegorz Wallner. W Polsce nie ma formalnych przepisów regulujących normy zatrudnienia chirurgów w oddziałach, a założenia mówią, że minimalna obsada dyżurowa to jeden chirurg stacjonarnie na dobę oraz – opcjonalnie – jeden chirurg w gotowości.

Minimalna obsada operacyjna to dwuosobowy zespół zabiegowy. Taki skład personalny spełnia kryterium do podpisania kontraktu przez NFZ. W Polsce jest 500 klinik i oddziałów chirurgii ogólnej. W każdej notuje się braki kadrowe. Profesor Wallner widzi możliwości poprawy sytuacji poprzez zwiększenie rekrutacji kadr medycznych, uatrakcyjnienie zasad wyboru tej specjalności, np. poprzez wzrost ich uposażenia do poziomu 2,5-3 średnich krajowych, ale też przyznaje, że mogłoby pomóc wprowadzenie nowego zawodu medycznego, czyli zabiegowego asystenta lekarza, który odciążyłby chirurga w jego pracy, zwiększając jego wydajność.

Na ściśle określonych zasadach

Profesor zastrzega jednak, że nowy zawód może powstać tylko na ściśle określonych zasadach. Muszą być jasno sformułowane uprawnienia zabiegowego asystenta lekarza, obwarowane formalnymi przepisami regulującymi te kwestie. Mógłby on wówczas, pod nadzorem lekarza, prowadzić m.in. dokumentację medyczną (historia choroby, obserwacje, zlecanie badań i produktów leczniczych, wypisy), wydawać orzeczenia o stanie zdrowia, np. o czasowej niezdolności do pracy, działać w zakresie oświaty zdrowotnej i profilaktyki, w tym wykonywania szczepień ochronnych, asystować do operacji, w czasie której mógłby wykonywać proste czynności śródoperacyjne – dreny, szycie, opatrunki.

Zatem asystent mógłby znaleźć swoje miejsce nie tylko na sali operacyjnej czy w oddziale, ale też w podstawowej opiece zdrowotnej, gdzie 50 proc. czasu pracy lekarzowi rodzinnemu zajmują czynności biurokratyczne, co jest marnotrawstwem jego kompetencji. Asystent medyczny może więc zajmować w systemie miejsce we wszystkich jego sektorach. Przekonuje o tym prof. Sylwia Bareja, Academic Director NSU Fort Myers na Florydzie. W USA zawód asystenta lekarza powołano na skutek rosnącego braku lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Obecnie działa tam ponad 120 tys. certyfikowanych asystentów lekarzy.

Aby wykonywać ten zawód, trzeba ukończyć studia pierwszego stopnia, w zakres których wchodzą zajęcia z przedmiotów ścisłych, trzeba też mieć doświadczenie medyczne, listy referencyjne i przejść przez rozmowę kwalifikacyjną. Obecnie w USA są 243 akredytowane programy szkoleń, które trwają od 24 do 36 miesięcy. Obejmują one etapy: dydaktyczny i praktyk klinicznych. Nauka kończy się narodowym egzaminem certyfikującym PANCE, warunkującym otrzymanie licencji stanowej, którą trzeba odnawiać co dwa lata. Wymogiem jej odnowienia jest obowiązkowe dokształcanie zawodowe. Sam certyfikat narodowy jest odnawiany co 10 lat w formie egzaminu pisemnego.

Najpierw pilotaż

Asystenci medyczni muszą być zatem odpowiednio przygotowani do wykonywania swojego zawodu. Podczas debaty na ten temat, zorganizowanej w SCCS w Zabrzu, wyłoniła się koncepcja, że nowy zawód mógłby być realizowany poprzez ścieżkę kształcenia na podbudowie zawodu ratownika medycznego. Uczestnicząca w debacie Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego, przekonywała, że w tworzeniu polskiego prawa w tym zakresie mogłyby być pomocne kraje, w których systemy kształcenia asystentów medycznych już istnieją, z zastrzeżeniem, że kiedy tworzenie nowego zawodu na początkowym etapie ma charakter oddolnej inicjatywy, musi być poprzedzone pilotażem, dopiero później może nastąpić faza regulacji obejmujących cały kraj.

Jej zdaniem najbardziej korzystne byłoby kształcenie na poziomie wyższym magisterskim (studia uzupełniające) lub dwuletnie studia podyplomowe. Kandydatami mogliby być absolwenci kierunków medycznych, np. pielęgniarstwa, ratownictwa, fizjoterapii. Uczestniczący w debacie Jerzy Friediger, członek Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej, zalecał rozwagę w tym zakresie.

– Zgadzam się z opiniami, że stanowią oni potencjał, który można wykorzystać, ale czy nie należałoby tego zrobić bez konieczności tworzenia nowego prawa i rewolucji w systemie kształcenia kadr medycznych? Trzeba raczej pomyśleć, jak ich przygotować do nowej roli w zależności od tego, czy będą pracować w POZ, w oddziale szpitalnym, czy na sali operacyjnej. Określić cele i opracować zakres kompetencji, a do tego nie trzeba kształcenia na poziomie studiów magisterskich – przekonywał i dodał, że chodzi o to, by nie wykształcić kolejnej grupy zawodowej, z którą później nie będzie wiadomo, co zrobić, tak jak to się stało z ratownikami medycznymi.

Lucyna Krysiak