Odczłowieczanie medycyny. Dehumanizacja w zawodzie lekarza
Postęp techniczny, informatyzacja, rosnąca rola pieniądza i czasochłonne procedury biurokratyczne zmieniają medycynę. Jak bardzo? Czy proces dehumanizacji narasta i w jakim zakresie należy go zatrzymać?
Foto: pixabay.com
Na te i inne pytania próbowano odpowiedzieć w czasie konferencji „Dehumanizacja medycyny – postscriptum”, zorganizowanej przez Śląską Izbę Lekarską i Katolickie Stowarzyszenie Lekarzy Polskich, która odbyła się pod koniec marca w studiu nagrań Polskiego Radia Katowice.
Wnioski, podobnie jak 3,5 roku temu, podczas I edycji tej konferencji, nie są optymistyczne. Żyjemy w czasach postępującego procesu dehumanizacji w całym społeczeństwie. To zjawisko występujące na całym świecie w wielu dziedzinach życia, dociera więc także do zawodu lekarza i całej medycyny. Procedury stają się ważniejsze od relacji międzyludzkich, a kult zysku i technicyzacja przysłaniają spojrzenie na drugiego człowieka. W przypadku ochrony zdrowia ten proces może zagrażać prawidłowej relacji na linii lekarz-pacjent, co ma ogromne znaczenie.
Finansjalizacja ochrony zdrowia
Jednym z bardziej wyraźnych czynników dehumanizacyjnych jest coraz większy wpływ mechanizmów rynkowych na ochronę zdrowia. – Obserwujemy kult zysku. Pieniądz stał się w ochronie zdrowia fetyszem, a jakość została zepchnięta na drugi plan. Dla decydentów liczą się przede wszystkim sprawozdania finansowe, efektem leczenia jest zainteresowany głównie lekarz i pacjent. Przeciw nam jest choroba, ale też system, w którym przyszło nam funkcjonować, który jest coraz mniej ludzki – uważa dr n. med. Jacek Kozakiewicz, wiceprezes NRL. Finansjalizacja wpływa na wartości i normy społeczne.
– Lekarz zaczyna uznawać prawa rządzące światem finansów w swojej pracy, co burzy zaufanie. Prawda statystyczna przesłania indywidualność każdego pacjenta – tłumaczy dr n. med. Marcin Jabłoński, psychiatra, certyfikowany psychoterapeuta Sekcji Naukowej Psychoterapii i Sekcji Naukowej Terapii Rodzin Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, który od kilku lat bada to zjawisko. W jednym z przeprowadzonych badań ankietowych szukał odpowiedzi na pytanie, jak polskie środowisko lekarskie jest zróżnicowane pod względem akceptacji reguł rynku w swej pracy zawodowej, w tym – czy młodzi lekarze są bardziej podatni na to zjawisko. Okazuje się, że PESEL ma znaczenie. Młodzi są bardziej skłonni zaakceptować reguły świata finansów w swojej pracy niż ich starsi koledzy, skłonność ta częściej też dotyka mężczyzn i specjalistów z dziedzin zabiegowych.
– Młodym lekarzom łatwiej jest poddać się regułom finansjalizacji, bo w takich czasach się po prostu wychowywali. Badanie, o którym mowa, wykazało również, że to właśnie w tej grupie wiekowej jest najwięcej osób, dla których finansowa korzyść z pracy ma duże znaczenie – wyjaśnia Marcin Jabłoński i dodaje, że zadał też ankietowanym pytanie, czy są nieufni wobec swoich pacjentów. – Odpowiedzi mnie zaniepokoiły. Okazało się, że aż 70 proc. badanych (w różnym wieku, różne specjalności) traktuje swoich pacjentów z pewną dozą nieufności, co przecież zaburza podstawę ich wzajemnej relacji. Dla 30 proc. ankietowanych to, co zostało zapisane w dokumentacji, jest bardziej istotne niż to, co powiedziano podczas wizyty.
Blisko połowa stwierdziła także, że ma prawo zrezygnować z dalszego leczenia chorego, jeśli uznaje tę relację za zbyt obciążającą. Podobny odsetek sądzi, że lekarz nie powinien poświęcić się dla pacjenta. Pocieszające, że zdecydowana większość badanych nie godzi się na odmowę udzielenia świadczeń, gdy to jest nieopłacalne dla placówki medycznej, ale uzasadnione pod względem etycznym. Chciałbym jednak podkreślić, że badanie, którego wyniki przytaczam, nie jest reprezentatywne, co nie zmienia faktu, że pokazuje pewne zjawiska, które mogą zagrażać etosowi zawodu, dlatego warto tę wiedzę dalej zgłębiać – informuje Marcin Jabłoński.
Moc słowa
Dehumanizacja objawia się także w komunikacji medycznej. W kontaktach lekarza z pacjentem słowo odgrywa szczególną rolę. Słowa – te wypowiedziane i te niewypowiedziane bo na przykład nie padło odpowiednie pytanie) decydują o zdrowiu, a nawet życiu pacjenta – o trafnej diagnozie, skutecznym leczeniu, komforcie psychicznym uczestników aktu komunikacji. To, co i jak mówimy, piszemy, jakich słów używamy, odgrywa szczególną rolę w budowaniu bądź też niszczeniu relacji, w ustanawianiu prawdziwej więzi międzyludzkiej bądź zamykaniu się na nią. – Trzeba uwrażliwiać na tę kwestię – mówi prof. Danuta Krzyżyk, adiunkt na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, sekretarz Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN. Jak to zjawisko wygląda w praktyce?
Pacjent nierzadko staje się numerkiem w poczekalni i przypadkiem klinicznym w gabinecie. Jest świadczeniobiorcą usług, a lekarz ich świadczeniodawcą. Obydwaj znajdują się w placówce medycznej, która staje się miejscem handlu z koszykiem świadczeń i cennikiem usług medycznych na czele. W tle czai się płatnik – NFZ, który limituje usługi. – Te słowa czy wyrażenia, obecne m.in. w aktach prawnych, są przejawem komercjalizacji służby zdrowia, sprowadzają proces leczenia do transakcji kupna-sprzedaży. Pozbawiają podmiotowości zarówno lekarza, jak i pacjenta. Lekarz powinien przecież leczyć, a nie świadczyć usługi. Pacjent to nie artroskopia spod trójki czy zawał z piątki. Człowiek chory nie przestaje przez sam fakt choroby być człowiekiem – podkreśla prof. Danuta Krzyżyk. W komunikacji medycznej nie tylko słowa są ważne. Równie istotna jest przestrzeń, w której toczy się rozmowa.
Na przykład nawiązanie kontaktu wzrokowego, kluczowego w procesie właściwej komunikacji, może uniemożliwić źle ustawiony monitor komputera. Zasłania on pacjenta, bywa, że to na nim przede wszystkim jest skupiona uwaga lekarza. Pacjent w takiej sytuacji może odczuwać dyskomfort, może mieć poczucie, że jest lekceważony. Rodzi się w nim niepokój. – Taki sposób komunikacji jest ułomny i nie wspomaga procesu leczenia. Lekarz, rozmawiając z pacjentem, powinien wyrażać słownie i pozasłownie zainteresowanie swoim rozmówcą – dodaje prof. Krzyżyk. Jak podkreśla dr n. med. Elżbieta Kortyczko, prezes Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich, nie wolno się godzić na odczłowieczanie medycyny. – Nasz zawód wyrósł na humanizmie. Każdy lekarz, składając przysięgę Hippokratesa, deklaruje, że będzie służył zdrowiu i życiu człowieka. Trudności administracyjne, biurokracja, technicyzacja czy społeczne uwarunkowania nie zwalniają lekarza z przynoszenia choremu ulgi, nadziei oraz pełnego zrozumienia jego sytuacji – mówi Elżbieta Kortyczko.
Lidia Sulikowska