Odpowiedzialność lekarza za studenta Wydziału Lekarsko-Dentystycznego (cd.)
Cóż, jak mówią, „Uderz w stół, a nożyce się odezwą”. W zawiązku z artykułem „Odpowiedzialność za studenta” i przedstawioną odpowiedzią pana Jarosława Klimka, radcy prawnego OIL Łódź, chciałam dodać parę słów w tej sprawie.
UCS WUM w Warszawie. Foto: Mariusz Tomczak
Podczas procesu dydaktycznego w czasie studiów na kierunku lekarskim student w większości ogląda zabiegi, natomiast na kierunku lekarsko-dentystycznym, pod bezpośrednią kontrolą asystenta, musi zabiegi wykonać.
W nowej ustawie o szkolnictwie wyższym zapisano, że absolwent kierunku lekarskiego, aby pracować w określonej dziedzinie, musi się dalej szkolić. Absolwent kierunku lekarsko-dentystycznego po odbyciu rocznego stażu podyplomowego jest traktowany jako specjalista i nie ma obowiązku zdobywania specjalizacji. I jest to istotna różnica, która powinna być uwzględniana w sposobie realizacji kształcenia przeddyplomowego.
Ucz i martw się sam o bezpieczeństwo
Kształcąc studentów na kierunku lekarsko-dentystycznym, trzeba wykonać procedury stomatologiczne zapisane w programach studiów jako tak zwane normy (załącznik 1 i 2 do Rozp. Dz.U. z 2019 r.). Są to zabiegi konieczne do przeprowadzenia procesu dydaktycznego, które muszą być wykonywane w podmiotach klinicznych. Zatem na kierunku lekarsko-dentystycznym, aby można było realizować kształcenie w przedmiotach zawodowych, muszą być spełnione warunki takie jak:
1. W odpowiedni sposób wyposażone pomieszczenia (w postaci warsztatu pracy) w przychodni lub lecznicy akademickiej jako miejsca przyjmowania pacjentów z zatrudnioną wykwalifikowaną kadrą nauczycieli akademickich.
2. Zabezpieczone środki finansowe na realizację świadczeń medycznych koniecznych dla procesu dydaktycznego realizowanego w podmiocie medycznym.
Dlatego nauczyciele akademiccy na kierunku lekarsko-dentystycznym, oprócz umowy o pracę w uniwersytecie medycznym, powinni być zatrudnieni także na umowę o pracę w jednostkach klinicznych, a z tym, jak wynika z artykułu i interpretacji prawnej, jest nadal różnie. Dodatkową trudnością w realizacji programów szkolenia jest to, że po wprowadzeniu reformy ochrony zdrowia od 2000 r. kontrakty stomatologiczne są imienne i nie mogą być – zgodnie z prawem – realizowane przez studentów, ponieważ nie mają oni prawa wykonywana zawodu. Poza tym w ramach świadczeń finansowanych ze środków publicznych są tylko dwie procedury protetyczne oraz reperacja protezy i badanie pacjenta, studenci natomiast muszą się nauczyć również innych, które są realizowane tylko ze stuprocentową odpłatnością.
Drugi problem to liczebność grup studenckich na stomatologicznych zajęciach klinicznych. W trakcie jednych ćwiczeń, np. z protetyki, asystent przyjmuje jednoczasowo kilku pacjentów, pracując z grupą studentów (przeciętnie 5-6 osób) na dwóch lub trzech stanowiskach klinicznych jednocześnie. To tak, jakby chirurg operował jednocześnie na dwóch lub trzech salach – tu wyrostek, tam kolano, a na trzeciej zmieniał opatrunek. Władze uczelni nie biorą pod uwagę odpowiedzialności asystentów prowadzących takie zajęcia, bo szukając oszczędności, zwiększają grupy studenckie na ćwiczeniach klinicznych. Również sprawa ubezpieczenia asystentów od odpowiedzialności za powikłania w trakcie zabiegów realizowanych w trakcie zajęć z studentami jest zamiatana pod dywan.
Jakość kształcenia
W wypowiedziach przedstawicieli samorządu lekarskiego, ale również pracowników reprezentujących władze uczelni medycznych, przewija się wątek o nadmiernym naborze na studia medyczne o kierunku lekarsko-dentystycznym. Sami absolwenci często w prasie lub innych publikatorach formułują zarzuty, że uczelnie słabo przygotowują ich do wykonywania zawodu. Padają również zarzuty ze strony władz uczelni o niedostatecznym lub słabym przygotowaniu studentów kierunku lekarsko-dentystycznego przez asystentów, co odzwierciedla uzyskana punktacja egzaminu LDEK.
W mojej ocenie są dwie przyczyny takiego stanu rzeczy. Jedna to brak środków finansowych na realizację programów i modernizację bazy szkoleniowej kierunków zawodowych. Druga jest bardziej prozaiczna. Za wynikiem uzyskanym na egzaminie LDEK nie idą żadne profity dla absolwenta, takie jak możliwość wyboru rezydentury i kierunku specjalizacji (w odróżnieniu od kierunku lekarskiego). Natomiast samo zdanie egzaminu LDEK w pierwszym terminie pozwala na szybsze znalezienie dobrego miejsca do odbycia stażu podyplomowego, a tym samym – szybsze rozpoczęcie samodzielnej pracy zawodowej. Uzyskana ocena z egzaminu nie ma znaczenia, bo liczy się czas rozpoczęcia i zakończenia stażu.
Ciernista droga nauczyciela czy komercja?
I jeszcze jedno. Uczelnia rozlicza nauczycieli akademickich kierunków klinicznych z działalności naukowej, a nie z pracy dydaktycznej czy zarobkowej na rzecz macierzystego zakładu. Do okresowej oceny ważna jest ilość publikacji w wysoko punktowanych czasopismach, najlepiej z listy filadelfijskiej, oraz wykazanie się udziałem w grantach, odbycie staży zagranicznych itd. Jeżeli w przewidzianym czasie pracownik nie wykaże wymaganej ilości publikacji IF, nie obroni doktoratu lub nie przeprowadzi przewodu habilitacyjnego, to mimo świetnych wyników dydaktycznych lub finansowych na rzecz zakładu, następuje degradacja ze stopnia adiunkta do starszego wykładowcy lub rozwiązanie umowy o pracę.
Obecnie bycie pracownikiem naukowym na wydziałach lekarsko-dentystycznych nie jest żadną nobilitacją i gratyfikacją zawodową, to determinacja do granic masochizmu. W wielu jednostkach klinicznych wręcz wymaga się wykonywania zabiegów odpłatnych na rzecz zakładu, twierdząc, że to asystenci swoją komercyjną pracą mają te zakłady utrzymywać. Wielu dobrze zapowiadających się młodych asystentów zrezygnowało z tej ciernistej drogi na rzecz komercji, coraz częściej odchodząc od zawodu nauczyciela akademickiego. Pozostają ci najbardziej zdeterminowani i ci, którzy jeszcze wierzą, że może coś zmieni się na lepsze.
Reasumując to moje wystąpienie, aby student kierunku lekarsko-dentystycznego nauczył się procedur z protetyki, ortodoncji, stomatologii zachowawczej, chirurgii stomatologicznej, które są opisane w załącznikach do ustawy, musi je wykonać. Konia z rzędem temu, kto wie, gdzie są przepisy wykonawcze i zabezpieczone środki finansowe na ten cel. Niestety tej prostej zależności nie chcą lub nie potrafią zrozumieć kolejni reformatorzy. Czy napisałam coś odkrywczego? Nie. 19 lat temu w „Gazecie Lekarskiej” ukazał się artykuł, który dotyczył tego samego tematu (nr 10/2000 „GL”, „Lekarze-nauczyciele akademiccy w systemie ochrony zdrowia. Zbędne obciążenie czy lokomotywa?”). Czy coś się zmieniło? Tak. Wtedy byłam dr. n. med. i adiunktem ds. dydaktyki. Teraz jestem dr. hab. n. med. i starszym wykładowcą.
Dr hab. n med. Halina Ey-Chmielewska, adiunkt ds. dydaktyki przedklinicznej i klinicznej (obecnie starszy wykładowca), Katedra i Zakład Protetyki Stomatologicznej, Pomorski Uniwersytet Medyczny w Szczecinie