22 listopada 2024

Po co mediacja medyczna?

107,6 tys. zł za jedną zawartą ugodę, prawie 5,1 tys. za wydane orzeczenie – tak wygląda efektywność kosztowa wojewódzkich komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych według danych RPP.

Foto: pixabay.com

– Komisje nie zdały egzaminu – powiedział prezes NRL prof. Andrzej Matyja, rozpoczynając 24 stycznia w Krakowie dwudniową konferencję samorządów lekarskiego i adwokackiego pt. „Mediacja w medycynie”.

Kiedy przed dekadą powstawał pozasądowy system orzekania o zdarzeniach medycznych, 16 wojewódzkich komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych miało odciążyć sądy od spraw o odszkodowania za błędy medyczne, a także przyspieszyć postępowania i obniżyć ich koszty.

Z danych zaprezentowanych przez Rzecznika Praw Pacjenta Bartłomieja Chmielowca wynika, że choć w 2018 r. ich funkcjonowanie pochłonęło (bez obsługi administracyjnej) 3,66 mln zł, to zawieranych ugód jest niewiele – w sumie 34, co daje średnio 2,1 ugody na komisję. Ze wstępnych szacunków urzędów wojewódzkich za 2019 r. wynika, że działalność komisji kosztowała przynajmniej o kilkaset tysięcy złotych więcej. – Sami państwo sobie odpowiedzcie, czy jest to model efektywny, czy nie – powiedział RPP.

Alternatywa: taniej i szybciej

W Krakowie kilkunastu prelegentów (lekarzy i adwokatów) przekonywało, że warto w tej sytuacji postawić na mediacje, które mogą być alternatywą zarówno dla postępowania sądowego, jak i prowadzonego przed wojewódzkimi komisjami ds. orzekania o zdarzeniach medycznych. – Z punktu widzenia lekarzy mediacje są ważne z uwagi na rosnące roszczenia pacjentów i ich bliskich oraz zasądzanie coraz wyższych zadośćuczynień – podkreślił Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Grzegorz Wrona, który wraz z prezes Centrum Mediacyjnego przy Naczelnej Radzie Adwokackiej Agnieszką Zemke-Górecką był pomysłodawcą wydarzenia.

Postępowanie mediacyjne może pomóc zakończyć sprawę dużo szybciej niż spór przed sądem, gdzie obie strony zwykle skarżą się na przewlekłość. Jest ono również znacznie tańsze niż to przed wojewódzkimi komisjami ds. orzekania o zdarzeniach medycznych. Jak zauważa mediator przy OIL w Krakowie Jolanta Orłowska-Heitzman, w czasie mediacji nie ma postępowania dowodowego, nie ma rozbieżności w orzecznictwie i nie potrzeba starać się o opinie biegłych. Mediacje są dobrowolne i nie wymagają bezpośredniego kontaktu między stronami, a to, o czym mówią w czasie postępowania, jest poufne także dla sądu. – W izbie lekarskiej mediacje są bezpłatne, a przed wojewódzkimi komisjami trzeba zapłacić za postępowanie – mówiła Jolanta Orłowska-Heitzman.

Póki nie zapadnie wyrok, można wejść na drogę mediacji, w dowolnym momencie można się z niej również wycofać. Mediator musi zachować neutralność. Nie może wywierać presji na strony ani narzucać im określonych rozwiązań. Powinien skupić się na konkretyzowaniu i urealnianiu wzajemnych oczekiwań stron. Na specyfikę mediacji w medycynie zwróciła uwagę Martyna Maciejewska-Przyłucka, stały mediator przy Sądzie Okręgowym w Szczecinie. Ich wyjątkowy charakter wynika m.in. z wysokiej wartości tego, czego dotyczy spór, w końcu zdrowie i życie są bezcenne. Przekłada się to na ogromne zaangażowanie emocjonalne przy dużej nierównowadze w zakresie wiedzy po stronie pacjenta lub jego bliskich, zwłaszcza wtedy, gdy przystępują do sporu z podmiotem leczniczym.

Psychologia: serce i umysł

Na niedocenianie psychologicznych aspektów mediacji zwracali uwagę zarówno adwokaci, jak i lekarze. Zdaniem prezesa Wielkopolskiej Izby Lekarskiej Artura de Rosier, konflikt rodzi emocje, które czasami powodują nieracjonalne reakcje, a formalizm postępowania sądowego nie sprzyja ani ich uwalnianiu, ani otwartości. – Pacjent trafiający na mediacje może podyskutować i często pierwszy raz jest pytany, jak było. Pojawia się u niego przekonanie o kontroli własnych praw. W postępowaniu przed okręgowym rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej lub przed sądem może dochodzić swoich racji, ale nie rozładuje napięcia – podkreślał prezes WIL.

Wielu mediatorów zna przypadki, kiedy postępowanie kończyło się wkrótce po tym, gdy lekarz wyraził skruchę i przemówił „ludzkim głosem”, nie zasłaniając się paragrafami. Jak tłumaczył Artur de Rosier, niedoskonałość zapisów ustawy utrudnia mediację, bo uczestniczy w niej lekarz obwiniony, a nie lekarz, którego dotyczy postępowanie. To obniża jego poczucie wartości. Nie da się ukryć, że mediacja w sprawach z zakresu odpowiedzialności zawodowej lekarzy i lekarzy dentystów nie cieszy się wielką popularnością. Z danych zaprezentowanych przez Paulinę Tomaszewską z Biura Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej wynika, że w latach 2010-2018 OSL na terenie całego kraju skierowały do mediacji 26 spraw.

Trochę częściej z tej możliwości korzystali OROZ: od 2010 r. do pierwszej połowy 2019 r. skierowali do mediacji 82 sprawy, z czego 48 przypadło na Śląską Izbę Lekarską. – Do okręgowych rzeczników odpowiedzialności zawodowej rocznie wpływa ok. 3 tys. spraw, ale spoglądając na liczbę spraw skierowanych do mediacji, widać, że to kropla w morzu – powiedziała Paulina Tomaszewska. Jak wspomniał Artur de Rosier, kiedy pełnił funkcję OROZ, rocznie prowadził ok. 400 spraw, ale do postępowań mediacyjnych trafiały średnio tylko dwie każdego roku. – U wielu osób widać niechęć do mediacji wynikającą z niewiedzy i nieznajomości istoty mediacji – podkreśliła Jolanta Orłowska-Heitzman. Jak dodała, w ciągu sześciu lat bycia mediatorem przy OIL w Krakowie doszło do zaledwie kilku postępowań mediacyjnych.

Osobowość ma znaczenie

W związku z tym, że mediacji nie określają sztywne reguły i w dużym stopniu ma ona nieformalny charakter, dużą rolę odgrywa osobowość mediatora. Lekarze i adwokaci są zgodni, że do każdej sprawy powinien podchodzić indywidualnie, a od jego umiejętności i doświadczenia w znacznym stopniu zależy powodzenie mediacji. Zdaniem przewodniczącego Naczelnego Sądu Lekarskiego Jacka Miarki, jedną z najważniejszych przyczyn „śląskiego fenomenu” jest talent tamtejszego mediatora dr. Zygfryda Wawrzynka. – Jego osobowość sprawia, że strony, początkowo nastroszone, w jego obecności skłonne są zachowywać się bardziej kompromisowo – mówił Jacek Miarka.

Dodał, że aby być dobrym mediatorem, trzeba być dobrym lekarzem, a żeby być dobrym lekarzem, należy być dobrym człowiekiem. Chcąc spopularyzować mediacje, ważna wydaje się szersza edukacja w środowiskach: lekarskim, prawniczym, pacjenckim i ubezpieczeniowym. Niezbędna wydaje się również zmiana przepisów. Kwestię mediacji w postępowaniu w przedmiocie odpowiedzialności zawodowej reguluje rozdział 6 ustawy o izbach lekarskich. Obecnie sprawę do mediacji można skierować jedynie po postawieniu lekarzowi zarzutów, co oznacza, że najpierw musi zostać przeprowadzone postępowanie przed rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej, a nierzadko również przed sądem lekarskim.

– To błędny zapis – zauważył Jacek Miarka, dodając, że im wcześniej rozpoczną się mediacje, tym większa szansa na ich powodzenie, bo kontynuowanie postępowania przez OROZ sprzyja eskalacji żądań. – Należałoby zmienić ustawę, tak aby rzecznicy mieli swobodę w kierowaniu sprawy do mediacji jeszcze przed postawieniem zarzutów. Doświadczony rzecznik już na wstępie może ocenić, która nadaje się do tego, a która nie – podkreślił przewodniczący NSL. Wśród postulowanych zmian przepisów jest modyfikacja art. 113 ustawy o izbach lekarskich – tak, aby pojawiła się możliwość umorzenia postępowania w przedmiocie odpowiedzialności zawodowej w przypadku zawarcia ugody. – Zachęciłoby to do pójścia do mediatora i odciążyłoby sądy lekarskie – powiedziała Paulina Tomaszewska.

Na ważny aspekt zwrócił uwagę RPP, apelując o stworzenie kultury uczenia się personelu medycznego i podmiotów leczniczych na błędach. W jego ocenie trzeba wprowadzić rozwiązania, które zwiększą bezpieczeństwo pacjentów i spowodują poprawę jakości leczenia w placówkach medycznych w oparciu o zasadę „no fault”. Nawiązywał do tego również przewodniczący Zespołu ds. Reformy Systemu Zgłaszania i Rejestrowania Zdarzeń Niepożądanych i Szkód w Ochronie Zdrowia NRL Piotr Pawliszak. Gdyby to się udało, mogłoby być znacznie mniej sporów o rzeczywiste i domniemane błędy medyczne, przez co rzadziej dochodziłoby do batalii sądowych.

Mariusz Tomczak