15 lipca 2025

Podwyżki na pauzie. Rząd gra na czas, związki – va banque

Ministerstwo Zdrowia szykuje zmianę, która może przełożyć podwyżki dla pracowników ochrony zdrowia o cały rok. As w rękawie to lekarskie kontrakty. Choć oficjalnie rząd nie mówi o zamrożeniu płac, propozycja przesunięcia podwyżek na styczeń 2026 r. może zredukować ich koszt o miliardy. Związki zawodowe są coraz bardziej nieufne.

Fot. KPRM

Podwyżki tak, ale od stycznia, a nie od lipca – zapowiedziała w czerwcu minister zdrowia Izabela Leszczyna. To, oczywiście, dotyczy przyszłości, bo w 2025 r. ustawa o minimalnych wynagrodzeniach jest realizowana w dotychczasowej formule. Szpitale liczą, ile środków im zabraknie, a rząd liczy, że związki zawodowe zgodzą się na rozwiązanie niekorzystne dla pracowników. Asem w rękawie mają być… lekarskie kontrakty.

Premier: więcej „na leczenie”, a nie na płace

25 czerwca Ministerstwo Zdrowia miało odkryć karty i przedstawić podczas posiedzenia prezydium Zespołu Trójstronnego ds. Ochrony Zdrowia szczegóły swojej propozycji dotyczącej zmian w ustawie o wynagrodzeniach minimalnych. O tym, że rząd je planuje, mówił podczas dyskusji nad wnioskiem o wotum zaufania sam premier.

– Wiemy dobrze, że nakłady na zdrowie rosną, i to od kilku lat. Rosną asymetrycznie. Wiecie, o jakiej ustawie mówię, kiedy mówię o tej asymetrii. Bardzo dużo środków poszło, i z reguły są to oczywiście uzasadnione decyzje, na wzrost wynagrodzeń w ochronie zdrowia, w szczególności pielęgniarek i pielęgniarzy – podkreślał premier.

Odnosząc się do bliskiej przyszłości, szef rządu stwierdził: – Wzrost nakładów na ochronę zdrowia w przyszłym roku przekroczy 25 mld zł. Przygotujemy takie plany, by te pieniądze w maksymalnym stopniu trafiły w miejsca, działania, procedury, które będą sprzyjać pacjentom, a nie będą przekierowane w jakimś istotnym procencie na wzrost wynagrodzeń.

Uściślając, wzrost o 25 mld zł dotyczy porównania pierwotnej wysokości przychodów (i kosztów) systemu ochrony zdrowia w 2025 r. z planem na 2026 r. Nie będzie to więc żaden imponujący wzrost, jeśli wziąć pod uwagę, że budżet państwa w tym roku będzie musiał dołożyć do NFZ jeszcze kilkanaście miliardów złotych (a dołożył już cztery). Ale kluczowa jest zapowiedź innego rozłożenia akcentów: gros środków ma trafić „na leczenie”, dużo mniej na wynagrodzenia.

Jak ominąć ustawowy mechanizm

Jak to możliwe? W 2026 r. wydatki na wynagrodzenia mogą niemal nie wzrosnąć, jeśli rządowi udałoby się przesunąć termin podwyżek na styczeń. Wówczas nie zmieni się kwota bazowa (cały czas obowiązywać będzie ta za 2024 r.), nie będzie podstaw do podwyższania wynagrodzeń. Pierwsze styczniowe podwyżki wchodziłyby w życie dopiero w 2027 r., ale wówczas kwotą bazową byłoby średnie wynagrodzenie za 2025 r. (obwieszczenie prezesa GUS w sprawie wysokości przeciętnego wynagrodzenia za poprzedni rok publikowane jest dopiero w lutym).

To prawdziwy gamechanger, bo dwucyfrowy wzrost wynagrodzeń zastąpiłby znacznie skromniejszy (rzędu 6-7 proc.), niewiele odbiegający od wskaźnika waloryzacji płac w budżetówce czy świadczeń emerytalno-rentowych. Tylko jedna techniczna zmiana – a takie możliwości rozwiązania nierozwiązywalnego, wydaje się, problemu.

Weto prezydenta, opór związków? Jak jednak ją przeprowadzić? W tej sprawie można założyć, że nowy prezydent nie pójdzie rządowi na rękę, zwłaszcza w sytuacji, w której gabinet Donalda Tuska chciałby zmiany forsować wbrew stanowisku związków zawodowych. Premier mówił wprawdzie w kuluarach, że jeśli Karol Nawrocki nie będzie gotowy do współpracy, część zmian uda się wprowadzić – np. w ochronie zdrowia – bez nowelizacji przepisów wymagających podpisu głowy państwa, ale akurat kwestie wynagrodzeń trudno do tej grupy zaliczyć.

Pozostaje więc jedynie szukać zrozumienia i współpracy związków zawodowych (o poparcie organizacji pracodawców dla osłabienia oddziaływania ustawy podwyżkowej na system ochrony zdrowia rząd martwić się nie musi).

Raport NIK: pieniądze są, ale nie tam, gdzie trzeba

Mocny argument rządowi dała do ręki Najwyższa Izba Kontroli. Jej raport opublikowany 12 czerwca potwierdza tezy formułowane w ostatnich kilkunastu miesiącach przez ekspertów: mimo nominalnego wzrostu nakładów na zdrowie dostępność do świadczeń zdrowotnych się pogorszyła, zaś nierówności w dostępie – znacząco pogłębiły. Pojawiły się liczne „białe plamy”.

NIK ma zastrzeżenia do gospodarki finansowej NFZ, ale przede wszystkim zwraca uwagę na podstawowy fakt, że w okresie objętym kontrolą (2021-2024) wpływy do budżetu NFZ rosły wolniej niż koszty. Choć przychody ogółem zwiększyły się o 8,3 proc., uwzględniając wskaźnik inflacji, realnie zmalały, zaś koszty ogółem wzrosły o ponad 30 proc. – wyliczają kontrolerzy Izby, wskazując, że płatnik w tym czasie przejął (lepszym określeniem byłoby: „został obarczony”) zadanie finansowania dodatkowych świadczeń. NIK wyliczyła obciążenia na 113 mld zł.

To przede wszystkim koszty corocznego wzrostu wynagrodzeń personelu medycznego w wysokości ponad 90 mld zł, będące skutkiem realizacji ustawy o zmianie ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych.

Są to też koszty finansowania ratownictwa medycznego, świadczeń wysokospecjalistycznych i leków osobom poniżej 18. i powyżej 65. roku życia, kobietom w ciąży i połogu oraz w ramach wybranych programów polityki zdrowotnej oraz m.in. koszty zakupu szczepionek do szczepień obowiązkowych (czyli skutki nowelizacji ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty z końca 2022 r.).

– Zdaniem NIK utrzymanie tak wysokiej dynamiki wzrostu minimalnych płac w ochronie zdrowia w przyszłych latach i uwzględnianie go w wycenach świadczeń zdrowotnych będzie negatywnie oddziaływało na finanse Funduszu oraz ograniczało możliwość zabezpieczenia dostępu do świadczeń dla pacjentów – konkluduje Izba.

Koszt: 128 miliardów i wciąż rośnie

Ministerstwo Zdrowia i NFZ nie polemizują z wyliczeniami NIK w sprawie skutków ustawy o wynagrodzeniach. – Łączne skutki podwyżek w ciągu czterech lat bez uwzględnienia najnowszej rekomendacji sięgają 128 mld zł – mówił w dniu publikacji raportu NIK, podczas konferencji Szczyt Zdrowie 2025, wiceprezes NFZ Marek Augustyn. To kwota bez tegorocznej rekomendacji Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, bo do 12 czerwca Ministerstwo Zdrowia nie ujawniło, który scenariusz finansowania podwyżek wybierze.

Można jednak założyć, że do kwoty podanej przez Augustyna trzeba doliczyć minimum 7-8 mld zł, a koszt podwyżek tylko w tym roku (wobec bazowego poziomu z 2022 r.) przekroczy w znaczący sposób 50 mld zł, czyli jedną czwartą budżetu NFZ. – Nie neguję konieczności tych podwyżek, które musiały mieć miejsce, ale jeśli proponuje się podwyżki, trzeba wskazać też źródła ich finansowania – mówił Augustyn.

Związki kontra kontrakty

To, że ustawa o wynagrodzeniach minimalnych wymaga gruntownego „przeglądu”, wyciągnięcia wniosków i w konsekwencji zmian, mocno wybrzmiało podczas czerwcowego posiedzenia sejmowej Podkomisji ds. Organizacji Ochrony Zdrowia. Posłowie koalicji rządzącej podkreślali, że zasadniczy cel ustawy został osiągnięty. W tej chwili konieczna jest jej nowelizacja, która z jednej strony naprawi błędy (wskazywano m.in. zbyt małą różnicę między wynagrodzeniami lekarzy specjalistów a pielęgniarkami zakwalifikowanymi do drugiej grupy oraz zbyt duże różnice między trzema grupami, do których kwalifikowane są pielęgniarki).

– Mamy nadzieję, że 10 czerwca, po rozmowach Ministerstwa Zdrowia z przedstawicielami strony społecznej, będzie wiadome, w jakim kierunku mamy iść – mówiła Elżbieta Gelert (KO), przewodnicząca podkomisji, która miała pracować nad obywatelskim (przygotowanym przez OZZPiP) projektem nowelizacji ustawy. Jednak rozmowy 10 czerwca zakończyły się jedynie ustaleniem nowego terminu.

Jednym z postulatów, jaki pojawia się w wypowiedziach liderów związków zawodowych (przede wszystkim NSZZ Solidarność), jest ograniczenie lub wręcz likwidacja finansowania przez NFZ zwiększania kontraktów, co dotyczy przede wszystkim, choć nie wyłącznie, lekarzy.

Na początku czerwca Maria Ochman, przewodnicząca Solidarności ochrony zdrowia, jednoznacznie stwierdziła, że „to nie pracownicy otrzymujący pensję minimalną są odpowiedzialni za to, że nie ma pieniędzy w systemie”. Dodała, że strona związkowa nie zgadza się na sytuację, kiedy z ustawy korzystają lekarze i pielęgniarki, z którymi szpital zawarł kontrakty, a podwyżek nie dostają pracownicy zatrudnieni na podstawie umowy o pracę (np. pionu administracyjnego, którym dyrektorzy dają podwyżki, ale nie są one gwarantowane ustawą).

Nowe zasady gry?

Od co najmniej jesieni 2024 r. z Ministerstwa Zdrowia i NFZ dochodzą nieoficjalne informacje o możliwości albo wyłączenia kontraktów spod działania ustawy podwyżkowej, albo o ograniczeniu finansowania ich wzrostu ze środków NFZ do określonej wysokości (np. czterech lub pięciu średnich krajowych).

W tej chwili, jak można nieoficjalnie usłyszeć, na znaczeniu zyskuje postulat, by publiczne szpitale nie mogły zawierać z lekarzami kontraktów opartych na określonym procencie od procedury (powoduje to automatyczne zwiększenie kontraktów na skutek podwyższenia wycen). Podstawą umów mogłaby być jedynie stawka godzinowa.

Małgorzata Solecka

Autorka jest dziennikarką portalu Medycyna Praktyczna i miesięcznika „Służba Zdrowia”

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 7-8/2025