Powódź: medycy w obliczu kataklizmu
W połowie września regiony południowo-zachodniej Polski doświadczyły siły niszczycielskiego żywiołu. Wielka woda dokonała ogromnych zniszczeń. Ucierpiały także placówki medyczne. I chociaż woda już opadła, ślad po niej pozostanie jeszcze na długo – pisze Lidia Sulikowska.
Kłodzko, Głuchołazy, Lądek-Zdrój, Lewin Brzeski, Paczków, Stronie Śląskie, Nysa, Lwówek Śląski, Bardo, Wleń i wiele innych miejscowości musiało zmierzyć się z kataklizmem, który trudno sobie wyobrazić. Największe zniszczenia były w województwach: dolnośląskim, opolskim, śląskim i lubuskim. O tym, z jak trudną sytuacją mieliśmy do czynienia, może świadczyć choćby fakt, że Rada Ministrów zdecydowała o wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej na terenach, które ucierpiały najbardziej.
Pod koniec września pełnomocnik rządu ds. odbudowy terenów dotkniętych powodzią Marcin Kierwiński informował o dotychczas oszacowanych stratach – to zniszczonych ponad 17 tys. budynków mieszkalnych, blisko 8,5 tys. obiektów gospodarczych, około 1150 budynków użyteczności publicznej, w tym 141 szkół i 41 mostów. Nie ma wątpliwości, że ta lista nie jest zamknięta, bo proces szacowania szkód trwa.
Pod wodą, błotem i szlamem
Powódź nie ominęła placówek ochrony zdrowia – gabinetów lekarskich i stomatologicznych, szpitali i przychodni czy aptek, m.in. w Stroniu Śląskim, Kłodzku czy Jeleniej Górze. Niektóre z nich zostały zalane lub podtopione, a część tych, które uniknęły bezpośredniego starcia z żywiołem, miała ogromne trudności z brakiem prądu i wody. Na pytanie, ile placówek medycznych ucierpiało podczas powodzi, Ministerstwo Zdrowia (MZ) odpowiedziało „Gazecie Lekarskiej” na początku października, że problem ten dotyczy łącznie ok. 50 podmiotów (POZ, AOS, szpital, sanatorium).
Resort zdrowia nie doprecyzował jednak, czy liczba ta obejmuje także indywidualne praktyki lekarskie i lekarsko-dentystyczne i czy dotyczy jedynie miejsc, które posiadają kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia (NFZ), czy również placówek działających wyłącznie prywatnie. Najwięcej poszkodowanych jest w woj. dolnośląskim. Aby ułatwić mieszkańcom zalanych miejscowości dotarcie do pomocy medycznej, NFZ uruchomił bezpłatną całodobową infolinię zdrowotną (800 190 590), gdzie można uzyskać informacje, do których miejsc nie należy się kierować. Fundusz zapewnił także, że każdy pacjent z obszaru objętego klęską żywiołową, jeśli nie może dostać się do swojego lekarza rodzinnego, ma prawo do wizyty u każdego lekarza POZ w Polsce.
– Podpisałem zarządzenie umożliwiające finansowanie opieki nad pacjentami również spoza tzw. listy aktywnej. Każdy pacjent może skorzystać z pomocy dowolnego lekarza na terenie kraju i ten lekarz uzyska od nas finansowanie – podkreślił prezes NFZ Filip Nowak podczas konferencji prasowej zorganizowanej 16 września w Ministerstwie Zdrowia.
Szczególnie w pierwszych dniach po powodzi pojawiły się trudności w dostępie do opieki medycznej, bo z powodu zniszczonej infrastruktury drogowej lub utraty pojazdu część medyków miała problem z dojazdem do pracy lub po prostu nie byli w stanie pracować, bo sami mieli zalane domy i musieli zmierzyć się z własnym, osobistym dramatem. Albo też nie mieli gdzie pracować, bo placówka została zalana. Najwyższą cenę zapłacił dr n. med. Krzysztof Kamiński, 71-letni chirurg, konsultant dla woj. opolskiego w dziedzinie chirurgii ogólnej. Lekarz zmarł w wyniku powodzi w Nysie, wracając z dyżuru lekarskiego.
Cel: działać mimo wszystko
– Budynek, w którym jest mój gabinet, a także gabinet lekarski, bo tutaj działa też NZOZ, zlokalizowany jest na parterze. Znajdujemy się blisko rzeki. Co trzy-cztery lata zdarzają się jakieś podtopienia, więc mamy wprawę w zabezpieczaniu się przed wodą. Byliśmy przygotowani na metr wody, niestety zalało nas do poziomu 1,8 metra. To w zasadzie nie była woda, ale tony mułu i szlamu. Trzeba było wyczyścić wszystko do gołej cegły. Kuć, osuszać i dezynfekować – relacjonuje Paula Migała, właścicielka gabinetu fizjoterapii w Głuchołazach.
Przed wielką wodą dość skutecznie obronił się za to Zespół Opieki Zdrowotnej w Kłodzku. – Zabezpieczaliśmy budynek główny szpitala zaporą worków z piaskiem. Martwiliśmy się o położone na parterze oddziały intensywnej terapii, paliatywny, chirurgii, ginekologiczno-położniczy i urologiczny. Na szczęście nasza placówka składa się z kilku budynków. Budynek główny jest położony najniżej, ale reszta nieco wyżej, więc im zalanie nie groziło. Przenieśliśmy więc tam prewencyjnie naszych pacjentów z zagrożonych zalaniem oddziałów. Szkody na szczęście nie były duże. Zalany został poziom -1 budynku głównego szpitala, gdzie znajdowały się kuchnia, sterylizatornia i pogotowie ratunkowe. Następnego dnia, gdy woda opadła, praca wszystkich oddziałów wróciła do normalności – relacjonuje Jadwiga Radziejewska, dyrektor ZOZ w Kłodzku.
Dodaje jednak, że niestety popłynęła im cała podstacja pogotowia ratunkowego zlokalizowana w Lądku-Zdroju przy ul. Strażackiej. Placówka mieści się w części budynku podnajmowanego od NZOZ Alba-Med. Przychodnia, znajdująca się w tej samej lokalizacji, także nie miała szczęścia.
– Przez długi czas wydawało się, że przychodnia i podstacja pogotowia ocaleją. Jeszcze z samego rana nasz samochód strażacki podwoził pacjentkę do pogotowia, bo źle się czuła. Niestety stało się inaczej. Staraliśmy się walczyć o te miejsca do samego końca. Zalało też budynek naszej OSP. Zawsze my pomagamy, a teraz sami potrzebujemy wsparcia w odbudowie remizy. Nikt się nie spodziewał aż takiej dużej fali i ogromu zniszczeń – opowiada Łukasz Wrona, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Trzebieszowicach.
– Zostaliśmy zalani. W zeszłym roku robiłam generalny remont, kupiłam nowy sprzęt. Dzięki ofiarnej pracy lekarzy, pielęgniarek, ratowników i rejestratorek medycznych po kilkunastu dniach udało się posprzątać naszą przychodnię. Odtworzyć, na tyle, na ile się da, by móc przyjmować pacjentów. Wielkie dzięki dla 23 Wojskowego Szpitala Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnego, który pomógł nam zabezpieczyć opiekę medyczną i realizować szczepienia przeciwko tężcowi, w czasie gdy doprowadzaliśmy naszą przychodnię do jako takiego użytku – mówi Małgorzata Marcinowska, właścicielka NZOZ Alba-Med w Lądku-Zdroju.
Dodaje, że chciało jej się płakać po tym wszystkim, co ją spotkało, ale przecież są ludzie, którzy przeżywają o wiele większe tragedie. – Mieszkam w Kłodzku, moje mieszkanie jest całe. Mogłam wrócić z zalanego gabinetu do ciepłego domu, móc się wykąpać i zjeść ciepłą zupę. Pracuję. Tutaj wielu ludzi potraciło domy. Najbardziej mi szkoda starszych, bardzo biednych ludzi. Co oni mają zrobić? Widać dużo zaangażowania ze strony straży pożarnej i wojska, ale przecież to nie wystarczy – martwi się Małgorzata Marcinowska. Lekarze w obliczu tej katastrofy starali się mimo przeciwności zapewniać ciągłość opieki zdrowotnej. Na przykład zalany ośrodek zdrowia w Bardzie awaryjnie zaczął działać najpierw w budynku urzędu miasta tej miejscowości, a następnie w Centrum Seniora. Przykłady można mnożyć.
Samopomoc lekarska
– Obserwowałam ogromną solidarność w środowisku lekarskim. Lekarze wspierali się nawzajem i organizowali pomoc dla poszkodowanych, a przede wszystkim starali się jak najszybciej uruchomić gabinety dla pacjentów, mimo że niekiedy sami ponieśli straty i przeżywali osobiste tragedie. Przykładem są lekarze z mojego rocznika (1994) z Akademii Medycznej we Wrocławiu, którzy natychmiast zaczęli pomagać, organizując sprzęt medyczny, leki czy sprzęt dla powodzian oraz udzielając porad w ramach wolontariatu – mówi Aleksandra Sędziak, konsultant krajowy w dziedzinie balneologii i medycyny fizykalnej, naczelny lekarz uzdrowisk woj. dolnośląskiego.
– Zauważyłam przy tym, że sami lekarze nie mają odwagi prosić o wsparcie, uważają, że są osoby bardziej potrzebujące. Powinniśmy jednak docierać do tych, którzy tego wsparcia wymagają. Niestety, powódź już „zniknęła” z mediów, będzie o tej tragedii coraz ciszej, chociaż pomoc dla powodzian potrzebna będzie jeszcze przez długie miesiące. Chciałabym podziękować wszystkim ludziom dobrej woli. Oby to dobro trwało jednak jak najdłużej, nie zapominajmy o potrzebujących – dodaje.
Dorota Radziszewska, wiceprezes Dolnośląskiej Rady Lekarskiej i szefowa delegatury wałbrzyskiej DIL, starała się być z wieloma lekarzami z terenów, które ma pod swoją opieką, w stałym kontakcie. – Lekarze, którzy dysponowali terenowymi autami, docierali do chorych, podłączali im kroplówki, dużo było też szycia ran i chorych z bardzo wysokim ciśnieniem i dusznościami. Pomagali wszyscy wokół. Koledzy i koleżanki z Polanicy, Kłodzka, z Ząbkowic… Jak komuś brakowało np. leków albo pakietów do zszywania ran, to pytałam po znajomych, czy by nie mogli wesprzeć. Odzew był niesamowity. Kolega lekarz zadzwonił do mnie, że likwiduje praktykę i chciałby jej wyposażenie przekazać potrzebujących lekarzom. Takie gesty są bardzo budujące – wspomina i dodaje, że lekarze prosili też o pomoc dla ich pacjentów, biednych ludzi, którzy zostali bez niczego.
– Mówili, że potrzeba łopaty, leków, gazowych kuchenek turystycznych etc. I my to wspólnie organizowaliśmy. Grupy lekarzy i przyjaciele z Hospicjum Wałbrzyskiego transportowali zebrane dary do potrzebujących. Na początku był chaos pomocowy, ale po kilku dniach logistyką zajęły się służby mundurowe. Służby ratownicze i wojsko pomagają, jak mogą. Dziękuję też w imieniu lekarzy z Lądka-Zdroju wolontariuszom z Polskiej Misji Medycznej (PMM) za ich wielowymiarową pomoc – opowiada Dorota Radziszewska.
Jak wyjaśnia Norbert Kwiatkowski z PMM, lokalny personel jest bardzo obciążony, dlatego zdecydowali się wysłać swój zespół medyczny do pomocy miejscowej ludności. – Na początku skoncentrowaliśmy się na dostarczaniu leków pierwszej potrzeby, czyli środków przeciwzapalnych, przeciwwymiotnych, przeciwbiegunkowych, do odkażenia ran, do punktów medycznych w Lądku-Zdroju i Stroniu Śląskim. Lekarz z naszego teamu pomaga w przyjmowaniu pacjentów w miejscowych przychodniach. Nie ograniczamy się do pomocy tylko w tych dwóch miastach, dostosowujemy ją na bieżąco do aktualnych potrzeb.
Wojsko w miejsce kuracjuszy
Woj. dolnośląskie znane jest z dobrze rozbudowanej infrastruktury uzdrowiskowej. – W wyniku powodzi został uszkodzony budynek Sanatorium „Jan” w Lądku-Zdroju i będzie wymagał remontu. Chociaż nie ucierpiały pozostałe lądeckie uzdrowiskowe obiekty lecznicze, to infrastruktura miejska została zdewastowana w tak dużym stopniu, że konieczne było przerwanie turnusów rehabilitacyjnych w Uzdrowisku Lądek-Długopole i 23 Wojskowym Szpitalu Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnym. W tych obiektach zakwaterowano służby ratownicze oraz powodzian. Pozostałe uzdrowiska w woj. dolnośląskim w trakcie powodzi pracowały bez problemów. W porozumieniu z Dolnośląskim Oddziałem NFZ uruchomiono w sanatoriach dodatkowe miejsca dla chorych dzieci powodzian – tłumaczy naczelny lekarz uzdrowisk woj. dolnośląskiego Aleksandra Sędziak.
Dramat w Nysie
W pojedynczych placówkach medycznych niezbędna była ewakuacja pacjentów do innych jednostek leczniczych. Przeniesiono kilkudziesięciu pacjentów z Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Paczkowie. Ewakuacja nie ominęła Szpitala Powiatowego w Nysie. Wszyscy mogliśmy śledzić w mediach trudną akcję ratunkową, podczas której trzeba było przetransportować część osób pontonami, bo przez gromadzącą się wodę ambulanse nie były w stanie podjechać pod szpital. – Sytuacja zmusiła nas do ewakuacji wszystkich 109 hospitalizowanych. W całym procesie bardzo pomogło Opolskie Centrum Ratownictwa Medycznego, NFZ, straż pożarna i wojsko. Pacjentów przejęły inne szpitale, m.in. w Opolu, Strzelcach Opolskich, Krapkowicach, Kędzierzynie-Koźlu, Kluczborku, Kup i Brzegu. W Szpitalu Specjalistycznym MSWiA w Głuchołazach udało się zorganizować wraz z naszą kadrą i sprzętem 37-łóżkowy oddział internistyczny – tłumaczy Marek Szymkowicz, zastępca dyrektora do spraw medycznych nyskiego szpitala.
Szpital w Nysie na co dzień zabezpiecza mieszkańców powiatu nyskiego, częściowo prudnickiego i brzeskiego. To placówka wielospecjalistyczna, w której działa 15 oddziałów i jest w sumie 328 łóżek. Rocznie jest tu hospitalizowanych ok. 20 tys. pacjentów.
Pojawiają się głosy, że może warto na przyszłość przenieść lecznicę do bezpieczniejszej części miasta? – Szpital został zalany w bardzo szybkim tempie. Woda wdarła się do poziomu około 1,5 metra. Ucierpiała część diagnostyczna, w tym dwa tomografy komputerowe, rezonans magnetyczny, laboratorium diagnostyczne, mikrobiologiczne, SOR i pracownia endoskopii. Chyba powoli wszyscy dojrzewamy do tej myśli. Oczywiście, najpierw ten szpital trzeba doprowadzić do stanu używalności – dodaje Marek Szymkowicz.
Szpitale polowe i mobilne ambulanse
W zabezpieczeniu medycznym mieszkańców Nysy i okolicznych miejscowości pomógł wojskowy szpital polowy. Zaczął działać 19 września i w ciągu pierwszych kilku dni przyjął ponad 200 pacjentów, udzielając świadczeń w zakresie pediatrii, drobnej chirurgii urazowej i interny. Placówkę utworzyli żołnierze 2 Wojskowego Szpitala Polowego na rozkaz Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
To niejedyna pomoc medyczna udzielana przez siły Zbrojne RP, w tym Wojska Obrony Terytorialnej. W teren wyruszyły mobilne ambulatoria medyczne, które miały docierać do mniejszych miejscowości i na tereny wiejskie. Szczególnie tam, gdzie w wyniku zalania, podtopienia lub braku prądu nie działały przychodnie, albo tam, gdzie ludzie mieli problem z dostaniem się do stacjonarnej placówki medycznej, ponieważ np. w wyniku powodzi stracili auto albo nie było drogi dojazdowej, bo ta uległa zniszczeniu. Mobilne ambulatoria stacjonowały m.in. w Lewinie Brzeskim, Trzebieszowicach, Żelaźnie, Krosnowicach i Ołdrzychowicach.
Jak informuje portal Polska-Zbrojna.pl, personel do mobilnych zespołów medycznych oddelegowali komendanci: 7 Szpitala Marynarki Wojennej w Gdańsku, Wojskowego Instytutu Medycznego oraz Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej w Warszawie, 10. Wojskowego Szpitala Klinicznego z Polikliniką w Bydgoszczy, 5. Wojskowego Szpitala Klinicznego z Polikliniką w Krakowie oraz 4. Wojskowego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
– Są one rozstawiane w kluczowych miejscach poszczególnych miejscowości po to, żeby ktoś mógł zostać zbadany, ewentualnie przewieziony do szpitala lub ewakuowany – tłumaczył sekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej Cezary Tomczyk podczas konferencji, która odbyła się 23 września. Tego dnia ruszyła operacja „Feniks”, której jednym z zadań jest zapewnianie pomocy medycznej do czasu, w którym lokalna służba zdrowia odtworzy swoją infrastrukturę. W zakres tej operacji wchodzi również prowadzenie szczepień ochronnych oraz udzielanie opieki psychologicznej.
W pomoc medyczną włączyli się także strażacy. Od 20 września w Stroniu Śląskim zaczął działać szpital polowy – komponent medyczny Szkoły Aspirantów Państwowej Straży Pożarnej (PSP) w Krakowie. – W Stroniu Śląskim ucierpiały placówki medyczne, a do najbliższego szpitala był bardzo utrudniony dojazd, stąd nasza obecność. Szpital funkcjonował przez mniej więcej dwa tygodnie. Była tam część triażowa, internistyczna, chirurgiczno-reanimacyjna oraz izolatka dla osób z infekcjami. Kadra opierała się na lekarzach i ratownikach medycznych PSP. Doraźnie na terenie gmin Lądek-Zdrój i Stronie Śląskie pomagali medycy wolontariusze – opowiada mł. bryg. lek. Grażyna Krause, specjalista medycyny ratunkowej, koordynator Ratownictwa Medycznego Służby Komendy Głównej PSP.
– Byłem w szpitalu polowym w Stroniu Śląskim na kilku dyżurach w ramach wolontariatu. Głównie zajmowałem się szyciem ran. Jak przyjechałem do tego miasta pierwszy raz po tym, co się wydarzyło, przeżyłem absolutny szok. Przez ten rejon przeszedł kataklizm. Praktyka lekarska znajomej lekarki została zalana prawie na dwa metry. Wszystko znalazło się pod wodą, łącznie ze sprzętem – opowiada Robert Seifert, chirurg, który na co dzień prowadzi prywatną praktykę. Mieszka w Ząbkowicach Śląskich.
Grażyna Krause koordynowała pomoc medyczną udzielaną w gminach Stronie Śląskie i Lądek-Zdrój, w tym pracę ambulansów medycznych, wysłanych do pomocy z różnych placówek medycznych z całej Polski, m.in. z Warszawy, Bydgoszczy, Zabrza, Jędrzychowic, Wejherowa. – Super, że byli. Tworzyli w okolicznych miejscowościach ambulatoria mobilne. Tam, gdzie mieszkańcy nie mogli dotrzeć do stacjonarnej przychodni. Udało się też nam pozyskać od proboszcza strońskiej parafii lodówkę na odpady medyczne dla POZ przy ul. Nadbrzeżnej 14 w Stroniu Śląskim i zorganizować punkty szczepień we współpracy z tą przychodnią – dodaje lekarka z PSP.
Niezbędna rola psychologa
Wielka woda niszczy nie tylko budynki, drogi i dorobek życia. Zostawia także traumatyczne ślady w ludzkiej psychice. Przeżycie tak ekstremalnego doświadczenia, jakim jest powódź, zwłaszcza gdy jesteśmy zmuszeni do opuszczenia swoich domów, tracimy dorobek życia, miejsce pracy i nie wiemy, co dalej będzie, może nawet skutkować wystąpieniem PTSD.
Osoby będące w kryzysie psychicznym mogą skorzystać z bezpłatnej całodobowej pomocy psychologicznej dostępnej m.in. pod numerami telefonów: 800 70 2222 (Telefoniczne Centrum Wsparcia dla dorosłych), 116 123 (Telefon zaufania dla dorosłych), 116 111 (Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży). Bezpłatną infolinię wsparcia psychologicznego dla osób dotkniętych skutkami powodzi uruchomił m.in. Uniwersytet SWPS.
Ministerstwo Zdrowia zamieszcza w swoim serwisie internetowym listę placówek udzielających wsparcia psychologicznego na miejscu, na terenach dotkniętych powodzią. Aktualne informacje warto też sprawdzać na stronach poszczególnych gmin. Powstały również oddolne inicjatywy środowisk psychiatrów i psychologów oferujące pomoc powodzianom. Państwowa Straż Pożarna poinformowała, że na miejscu organizowane są struktury koordynujące taką pomoc, do których można się zgłaszać (szczegóły na stronie internetowej Komendy Głównej PSP).
Specustawa a ochrona zdrowia
Przepisy dotyczące wsparcia placówek medycznych, które ucierpiały podczas powodzi, znalazły się w ustawie z 1 października 2024 r. o zmianie ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z usuwaniem skutków powodzi oraz niektórych innych ustaw, czyli tzw. specustawie powodziowej. Na jaką pomoc mogą liczyć lecznice w myśl tej ustawy? Przyjęte rozwiązania dotyczą m.in. umożliwienia podmiotom posiadającym umowę z NFZ modyfikacji warunków i miejsca wykonywania świadczeń opieki zdrowotnej (za zgodą prezesa NFZ).
Ustawa przewiduje również, że w razie ograniczenia dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej na terenach objętych skutkami powodzi, po uzyskaniu zgody prezesa NFZ, podmiot wykonujący działalność leczniczą, który nie posiada umowy o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych albo posiada umowę i udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej w innym rodzaju lub zakresie, będzie miał prawo do wynagrodzenia za udzielone świadczenia opieki zdrowotnej.
Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej pozytywnie odniosło się do rozwiązań zawartych w tzw. specustawie powodziowej w zakresie, w jakim zmierzają one do zachowania ciągłości dostępu pacjentów do świadczeń opieki zdrowotnej na terenach objętych skutkami powodzi i zapewnienia możliwości działania podmiotów świadczących usługi medyczne. Prezydium NRL jednocześnie podkreśliło, że „władze państwowe powinny podjąć wszelkie możliwe działania, aby łagodzić skutki takiego nadzwyczajnego zdarzenia jak powódź”.
Chodzi zatem nie tylko o placówki bezpośrednio dotknięte skutkami powodzi, ale też te, które na skutek powodzi czasowo utraciły znaczną cześć swoich pacjentów i tym samym płynność rozliczania zakontraktowanych z NFZ świadczeń. Prezydium NRL zaapelowało też do ministra zdrowia, aby resort zdrowia wystąpił z inicjatywą legislacyjną, mającą na celu wprowadzenie do ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z usuwaniem skutków powodzi zapisów regulujących w szczególny sposób relacje między placówkami medycznymi a NFZ na terenach dotkniętych skutkami powodzi.
„Proponujemy, aby te przepisy w możliwie najszerszym stopniu zwalniały placówki medyczne i lekarzy z niemożliwych do dotrzymania obowiązków i z sankcji wiążących się z ich niedotrzymaniem” – czytamy w apelu Prezydium NRL z 4 października. Chodzi o sytuacje, w których placówki nie mogą spełniać wszystkich warunków wynikających z przepisów oraz zarządzeń prezesa NFZ, m.in. w zakresie sprawozdawczości. Chodzi też np. o sytuację, w której nie ma dostępu do dokumentacji medycznej, a trzeba wystawiać recepty na leki.
Lidia Sulikowska