22 listopada 2024

Prof. Andrzej Matyja: Jubileusz w cieniu kryzysu

Historia – ta bliska i ta odległa – uczy, że z zadziwiającą konsekwencją powiela się stare błędy – pisze prof. Andrzej Matyja w felietonie dla „Gazety Lekarskiej”.

Foto: arch. NIL

„Chaotyczne decyzje, brak wizji, ogromny deficyt społecznego zaufania, arogancja władzy wobec medyków, zanik autentycznego dialogu (…). A przed nami gigantyczne wyzwania w ochronie zdrowia. Pandemia pokazała, że inwestycje w zdrowie to inwestycje w gospodarkę, bezpieczeństwo i przyszłość kraju. Sprawna i bezpieczna ochrona zdrowia to racja stanu i wyzwanie cywilizacyjne. Życzmy sobie, aby ta świadomość jak najszybciej i w pełni dotarła do wszystkich rządzących i naszych rodaków”.

Takimi życzeniami kończył się mój komentarz w numerze „Gazety Lekarskiej” wydanym na przełomie 2020 i 2021 r. Bez satysfakcji stwierdzam, że nie straciły one na aktualności. Przytłacza skala tzw. nadmiarowych zgonów. Rośnie dług zdrowotny jako efekt pandemii i błędów w zarządzaniu kryzysem, na czym cierpią pacjenci niecovidowi obciążeni innymi chorobami.

Zawstydzająco, by nie powiedzieć kompromitująco, wygląda pozycja Polski na tle innych krajów europejskich pod względem skali zakażeń, liczby zgonów w relacji do liczby ludności. Mamy porażkę programu szczepień przeciwko COVID-19 i kapitulację rządzących wobec ruchów negujących pandemię oraz potrzebę szczepień. Widzimy niespójność zaleceń sanitarnych i brak egzekwowania obowiązujących przepisów. Brakuje decyzji o zastosowaniu w praktyce paszportów covidowych.

Wreszcie, słyszymy tłumaczenie bierności rzekomym polskim genem buntu i braku zgody na jakiekolwiek ograniczenia. Na tym polu kapitulacja. Za to duża aktywność w sferze zaostrzania przepisów karnych, które prowadzą prostą drogą do uprawiania medycyny asekuracyjnej ze stratą dla pacjentów. Równie dużego zaangażowania nie widać z kolei w walce z hejtem wobec lekarzy.

2021 rok to kolejny rok stracony dla poprawy sytuacji kadrowej w ochronie zdrowia. Forsowane przez Ministerstwo Zdrowia regulacje płacowe doprowadziły do konfliktów wewnętrznych i nie przyniosły systemowego rozwiązania problemu. Za to ostentacyjne ignorowanie postulatów różnych środowisk medycznych połączonych w proteście w obronie publicznej ochrony zdrowia było przejawem arogancji i lekceważenia nie wobec lekarzy czy całego środowiska medyków, ale wobec pacjentów. Dla nich coraz bardziej dostęp do leczenia będzie limitowany zasobnością portfeli.

Odpływ lekarzy do sektora prywatnego czy emigracja lub chociażby ograniczenie liczby etatów i godzin pracy w trosce o własne zdrowie i bezpieczeństwo zawodowe sprawią, że dobro rzadkie, a takim są kadry medyczne, stanie się jeszcze bardziej niedostępne. Pomysły rządzących na otwarcie polskiego rynku pracy dla lekarzy spoza Unii Europejskiej bez rzetelnej weryfikacji kwalifikacji, czy też „uzawodowienie” kształcenia lekarzy doprowadzą do felczeryzacji medycyny.

W tabelach i na wykresach może odnotuje się rosnącą liczbę kadr medycznych, tyle tylko, że zgodnie w prawem Kopernika-Greshama „pieniądz gorszy wyprze pieniądz lepszy”, ale ekipa „zarządzająca zdrowiem” chyba spodziewa się, że ilość przejdzie w jakość. Gdyby tak było, to liczba stron kolejnych dokumentów, raportów, sprawozdań, programów poświęconych ochronie zdrowia dawno powinna przełożyć się na idealny model, którego zazdrościłby nam świat. Wygłaszane deklaracje zaś przypominają zaklinanie rzeczywistości.

W ciągu minionych dwunastu miesięcy mieliśmy prawdziwy wysyp rządowych dokumentów strategicznych w większym lub mniejszym stopniu odnoszących się do ochrony zdrowia – „Polski Ład”, „Zdrowa przyszłość”, „Krajowy plan transformacji”. Dużo słów, tabel, liczb, prezentacji…

Gdy jednak przyjrzeć się im uważniej, to widać niespójność, rozproszenie różnych projektów, brak konkretnych mierników oceny. To prosta droga do zmarnowania pieniędzy. Statystyki i wskaźniki mogą być optymistyczne – będą pokazywać wzrost nakładów na zdrowie (o co przecież walczymy), ale wcale nie musi to przełożyć się na odczuwalną poprawę zdrowia mieszkańców naszego kraju.

Mnożenie dokumentów i opracowań, podobnie jak powoływanie kolejnych instytucji, to często ruchy pozorne, przejaw bezradności, zasłona dymna, za którą skrywa się nieumiejętność lub niechęć do prowadzenia dialogu i unikanie decyzji obarczonych ryzykiem politycznym. Przykładem jest chociażby fasadowa rola, w jakiej została obsadzona Rada Medyczna skupiająca niewątpliwe autorytety w swoich dziedzinach. Rekomendacje ekspertów medycznych mają się nijak do decyzji rządzących, a – jak uczy doświadczenie innych krajów – dawałyby one szansę na powstrzymanie czwartej fali epidemii, która towarzyszyła nam w końcu 2021 r.

W 2022 rok wchodzimy z ciężkim bagażem ponurych statystyk o kondycji zdrowotnej Polaków, z finansową i organizacyjną zapaścią ochrony zdrowia, z brakiem kadr i realnych widoków na poprawę w niedalekiej przyszłości. Jednocześnie jesteśmy świadomi, jak wielki potencjał polskiej medycyny jest niewykorzystany, jak mógłby lepiej służyć chorym, bo przecież mamy wiedzę i umiejętności wcale nie gorsze niż nasi koledzy i koleżanki z innych krajów.

Postęp w medycynie jest ogromny, jesteśmy w stanie ratować ludzi, którzy jeszcze do niedawna nie mieliby szans, możemy wydłużać życie w zdrowiu, ale tak jak kiedyś, tak i teraz jesteśmy zakładnikami polityków, którzy odpowiadają za organizację ochrony zdrowia. Znamienna jest wypowiedź prof. Mieczysława Michałowicza, prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej w latach 1935-1940 i 1945-1947, którą znaleźć można we właśnie wydanej specjalnej, jubileuszowej publikacji NIL: pt. „Zeszyt Historyczny. 100 pytań na stulecie samorządu lekarskiego w Polsce 1921-2021”.

Profesor Michałowicz, apelując do władz sanacyjnych o godne traktowanie lekarzy, a tym samym zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom i państwu, mówił: „Potrafimy się przystosować do obecnych konieczności życiowych. Prosimy jedynie, aby przy gospodarowaniu (…) budżetem na cele lecznictwa głos nasz miał decydujące znaczenie, by o zdrowiu publicznym i o sprawach organizacji lecznictwa nie stanowili, jak to ma częstokroć obecnie miejsce, laicy i cudotwórcy, lecz zwykli fachowcy (…)”.

Nie chciałbym Czytelników zostawiać w minorowych nastrojach u progu nowego roku i nowego stulecia samorządu. Pamiętajmy – idea samorządności lekarskiej liczy wiele setek lat. Autonomia zawodowa i niezależność często były solą w oku rządzących. Samorząd zawodowy jest wpisany w model państwa demokratycznego, obywatelskiego. Ma do spełnienia ważną – choć nie zawsze wdzięczną – rolę recenzenta poczynań władzy i administracji państwowej, a także strażnika standardów zawodowych, co czyni w interesie publicznym. Wypada więc życzyć nam i kolejnym pokoleniom, aby samorząd mógł spełniać pokładane w nim nadzieje.

Andrzej Matyja, prezes NRL


Odwiedź profil „Gazety Lekarskiej” na Facebooku