Prof. Krzysztof J. Filipiak: jakość i dostępność kształcenia muszą iść w parze
Absolwentom kierunku lekarskiego trzeba zapewnić odpowiednią liczbę miejsc specjalizacyjnych, a jednocześnie dbać o jakość szkolenia – mówi prof. dr hab. n. med. Krzysztof J. Filipiak, kardiolog, internista, hipertensjolog, farmakolog kliniczny, dyrektor Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie, w rozmowie z Lidią Sulikowską.

Został Pan powołany na stanowisko dyrektora CMKP w nowej procedurze, zakładającej udział m.in. samorządu lekarskiego. Będzie Pan szefem połączonego centrum kształcenia podyplomowego dla lekarzy i pielęgniarek. Co to zmienia w samej procedurze kształcenia podyplomowego?
Cieszę się, że zostałem powołany w takiej procedurze konkursowej i na dodatek w której wzięło udział kilku znakomitych profesorów medycyny. W odróżnieniu od instytutów resortowych podległych Ministerstwu Zdrowia, w których wyboru dyrektora dokonuje minister, CMKP w rozumieniu nowej ustawy stanowi pewną hybrydę prawną: uczelni wyższej i ważnej instytucji podległej resortowi zdrowia, przez którą to właśnie ministerstwo realizuje politykę kształcenia podyplomowego wszystkich pracowników systemu ochrony zdrowia w Polsce – nie tylko lekarzy, ale również pozostałych pięciu zawodów medycznych: pielęgniarek i położnych, farmaceutów, fizjoterapeutów, diagnostów laboratoryjnych, ratowników medycznych.
Biorąc pod uwagę, że najliczniejsze grupy zawodowe to pielęgniarki i lekarze, ustawodawca stworzył dla nich przywilej udziału w komisji konkursowej. CMKP staje się zatem instytucją, która ma się orientować na szkolenie podyplomowe wszystkich wymienionych zawodów medycznych, ale zwłaszcza tych najliczniejszych: pielęgniarek i lekarzy.
Co nowego wnosi nowelizacja ustawy o CMKP w zakresie poprawy jakości kształcenia lekarzy i lekarzy dentystów? Jakie są najpilniejsze potrzeby i wyzwania w tym obszarze?
Ustawa daje tylko pewne ramy prawne działania, a wypełnić je trzeba treścią i praktyką. Programy specjalizacji wymagają stałego udoskonalania, uporządkować trzeba także kwestię kursów wymaganych w programach specjalizacji. Zwrócimy też uwagę na monitorowanie jakości kształcenia w podmiotach akredytowanych, a nie tylko, jak dotychczas, na spełnianie wymogów akredytacyjnych.
Już za kilka lat do systemu specjalizacji będzie wchodzić w każdym roku ponad 10 tys. absolwentów kierunku lekarskiego. Trzeba im zapewnić odpowiednią liczbę miejsc specjalizacyjnych, co będzie wiązało się z koniecznością poszerzania listy podmiotów akredytowanych. Z drugiej strony CMKP musi dbać o jakość kształcenia, w związku z tym trzeba zachować równowagę i bardzo uważnie przyglądać się tym nowym podmiotom.
Jakie będą pierwsze decyzje nowego szefa CMKP?
Ustawa wymaga od nowego dyrektora CMKP szybkiego opracowania nowego statutu instytucji, który odpowiadałby zadaniom ustawowym. Zdradzę też, że po raz pierwszy w historii CMKP jednym z nowych wicedyrektorów będzie osoba ze środowiska pielęgniarskiego.
Dokonamy oceny stanu instytucji – Ministerstwo Zdrowia rozpoczyna właśnie kontrolę niektórych aspektów działania CMKP, mam nadzieję, że wnioski z tej kontroli pozwolą nam jeszcze lepiej określać kierunek dalszego rozwoju tej specyficznej uczelni. Jako uczelnia będąca organem założycielskim szpitali własnych, jak i mająca swoje jednostki również na bazie obcej, musimy szczególnie zadbać o aspekty działalności klinicznej i kondycję, w tym finansową, własnych jednostek. Jest w tej kwestii sporo wyzwań.
Czy widzi Pan szansę, aby umożliwić lekarzowi realizację drugiej specjalizacji w ramach rezydentury?
Jest to pytanie do Ministerstwa Zdrowia, a nie dyrektora CMKP, ale jeżeli pyta mnie Pani o moją opinię – tak, przychylałbym się do takiego rozwiązania zwłaszcza w kontekście specjalizacji deficytowych. Pomimo że w perspektywie najbliższych 8–10 lat liczba lekarzy wzrośnie do ponad 180 tysięcy, to nadal ogromnym problemem będzie na przykład deficyt internistów. Dysponujemy danymi, które wskazują, że do 2028 r. ubędzie ich prawie 2000.
W rozwiązaniu tej sytuacji pomogłaby zgoda na realizowanie w pierwszym wyborze rezydenckim interny, jeżeli dla takiego internisty specjalizacje, jak kardiologia, pulmonologia, nefrologia, endokrynologia, gastrologia i inne, byłyby dostępne w trybie drugiej rezydentury. Być może mogłoby to być rozwiązanie przejściowe, które pozwoliłoby doraźnie zwiększyć liczbę internistów, być może część z nich pozostałaby tylko przy tej specjalizacji, a część realizowała się w internie chociaż cząstkowo, jednocześnie szkoląc się dalej. Dla systemu byłoby to dobre rozwiązanie.
Jaką rolę w szkoleniu podyplomowym powinny odgrywać izby lekarskie?
Szkolenie podyplomowe musi być nadzorowane przez CMKP, ale dobra współpraca z samorządem lekarskim jest tutaj oczywiście niezbędna. Bardzo doceniam profesjonalny system szkolenia podyplomowego stworzony zarówno przez Naczelną Izbę Lekarską, jak i Okręgową Izbę Lekarską w Warszawie – wspominam o tych dwóch podmiotach, bo sam również mam ogromną przyjemność uczestniczyć w tych szkoleniach jako wykładowca.
Jestem otwarty na szerszą dyskusję na temat roli izb lekarskich w szkoleniu podyplomowym zarówno z władzami samorządu, jak i z Radą Ekspertów NIL. To zresztą szerszy problem, w kontekście ciągnących się od lat dyskusji nad umiejętnościami lekarskimi, tu także widziałbym rolę samorządu lekarskiego współdziałającego z towarzystwami naukowymi.
W środowisku medycznym kontrowersje wzbudzają niektóre Pańskie wypowiedzi dotyczące strategii walki z nałogiem tytoniowym. „Less harm” to dziś hasło chętnie używane przez koncerny produkujące „innowacyjne produkty tytoniowe”. Jak się Pan do tych zarzutów odniesie?
Tak się akurat składa, że te „zarzuty” pojawiły się, gdy szczególnie mocno wraz z innymi ekspertami włączyłem się w walkę z największym epidemicznie zagrożeniem dla polskiej młodzieży – czyli z e-papierosami. Walkę wygraną, bo wprowadzono zresztą skuteczne instrumenty prawne w Polsce w zakresie ochrony nieletnich przed tymi produktami. Mam wiele przesłanek, aby sądzić, że to „wzmożenie” zainteresowania i nagłaśnianie od lat przez nas dyskutowanych kwestii stało się grą pomiędzy koncernami produkującymi różne rodzaje produktów tytoniowych i beztytoniowych. A przecież powtarzamy tylko to, co znajduje się w najnowszych zaleceniach niektórych organizacji medycznych na świecie.
Przykładowo najnowsze stanowisko z 2025 r. amerykańskiej National Comprehensive Cancer Network (NCCN) mówi wyraźnie, że każdy lekarz musi wspierać całkowitą rezygnację z palenia papierosów, bez względu na jej formę, co jest zgodne z zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia. Z drugiej strony to samo NCCN przypomina, że niektóre tzw. wyroby tytoniowe zmodyfikowanego ryzyka (ang. MRTF – modified risk tobacco products) oceniane były i badane przez amerykańską agencję rządową FDA, a ich używanie wiąże się z niższym ryzykiem zdrowotnym niż palenie papierosów.
Oczywiście żaden z tych produktów nie został zatwierdzony przez FDA do leczenia nikotynizmu, ale wiele towarzystw naukowych, w tym polskich, dyskutuje o możliwości stosowania takiego produktu u dotąd palącego pacjenta, gdy wyczerpią się wszystkie metody odzwyczajania: behawioralne, edukacyjne, farmakologiczne, a pacjent nie daje się przekonać do rzucenia nałogu. Ma to być droga do rzucenia nałogu.
Jestem przekonany, że ta dyskusja będzie kontynuowana – nasze inicjatywy w tym względzie postulują m.in. bardziej szczegółowe przeprowadzanie wywiadu lekarskiego, pytania nie tylko o papierosy tradycyjne, ale też o e-papierosy nikotynowe i beznikotynowe, o podgrzewacze tytoniu i o woreczki (snusy) z nikotyną. Jako lekarze praktycy nie możemy zamykać oczu na te zupełnie nowe zjawiska wśród naszych pacjentów, musimy je lepiej poznać, porównywać pomiędzy sobą i rozumieć związane z nimi zagrożenia.
Bardzo krytycznie oceniał Pan działalność poprzedniej koalicji rządzącej i działania w obszarze zdrowia. Jednocześnie angażował się Pan w inicjatywy jednoznacznie polityczne – takie jak Campus Polska. Jak Pan ocenia dokonania byłej już minister Izabeli Leszczyny?
Trzy pytania w jednym? I to w ograniczonym objętościowo wywiadzie? No dobrze, spróbuję. Tak, bardzo krytycznie oceniam działalność poprzedniej koalicji rządowej w sferze ochrony zdrowia, ale przyznajmy, że całościowej wizji i dobrych pomysłów na ochronę zdrowia brakowało w Polsce od 1989 r., od początku zmiany ustrojowej.
Tak, uczestniczyłem dwukrotnie w spotkaniach z młodzieżą w ramach paneli dyskusyjnych podczas Campus Polska i niezwykle doceniam, że mogłem tam być. Były to czasy okołocovidowe w 2022 i 2023 r., była tam możliwość dyskutowania o wielu patologiach ochrony zdrowia i edukacji medycznej: o ruchach antyszczepionkowych, o zaufaniu do lekarzy, o priorytetach kształcenia medycznego, o przyszłości medycyny. Znaleźć się w gronie takich prelegentów, jak m.in.: Marian Turski, Olga Tokarczuk, prof. Jerzy Buzek, ambasador Marek Brzeziński, Agnieszka Holland, Wanda Traczyk-Stawska, ks. Kazimierz Sowa, ks. Arkadiusz Nowak, prof. Ewa Łętowska, Radosław Sikorski i wielu, wielu innych, to w mojej ocenie wyjątkowy zaszczyt.
Każdy, kto był na Campus Polska, z pewnością potwierdzi niesamowitą atmosferę tego miejsca. I ostatnie pytanie: bardzo pozytywnie oceniam kilka elementów, które udało się wprowadzić do systemu ochrony zdrowia od grudnia 2023 r., ale przede wszystkim próby racjonalizacji i porządkowania systemu. Napisałem na ten temat cały felieton na łamach „Świata Lekarza”, serdecznie zapraszam do lektury.
Jest Pan bardzo aktywny w mediach społecznościowych. Pańskie konto na Instagramie ma prawie 30 tys. obserwujących. Czy to dobry sposób na popularyzację często trudnych zagadnień medycznych? Na co uważać, prowadząc taką formę edukacji w sieci?
Dziękuję za reklamę. Nie można dzisiaj podejmować się roli edukatora medycznego, nie można wypowiadać się o postępach medycyny, zaniedbując nowoczesne kanały technologiczne. Uświadomić to sobie powinien każdy pracownik systemu ochrony zdrowia. Ja wybrałem te dla „starszego” i „średniego” pokolenia XXI wieku, czyli Facebook (konto profKrzysztofJFilipiak, obserwowane przez 17 tysięcy osób) oraz Instagram (konto profkrzysztofjfilipiak, obserwowane przez 28 tysięcy osób). A czy to dobry sposób na popularyzację wiedzy medycznej? Proszę samemu sprawdzić.
Oczywiście edukacja w sieci musi być odpowiedzialna i zgodna z prawem. Bardzo doceniam tutaj nie tylko wysiłki blogerów lekarzy, pielęgniarek, ratowników, farmaceutów – dużo bardziej ode mnie popularnych w sieci, ale też inicjatywy samorządu lekarskiego, gdzie m.in. dzięki dr Marii Kłosińskiej z NIL udało się zbudować platformę do dyskusji na ten temat. Mam oczywiście wiele obiekcji, gdzie medycyna nie powinna „wchodzić”, stąd, jak powyżej, nie zdecydowałem się na media „młodszego” pokolenia, które się dopiero kształtują i nie wiemy, jaką ostatecznie przybiorą formę w przyszłości.
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 9/2025