Prof. Teresa Sierpińska: rodzinna szczoteczka to już przeszłość
O zagrożeniach i wyzwaniach dla współczesnej stomatologii, perspektywach na wyższe wyceny świadczeń w ramach NFZ oraz rosnącej agresji pacjentów wobec lekarzy, w tym lekarzy dentystów, z prof. dr hab. Teresą Sierpińską, prezydentem Europejskiego Towarzystwa Protetycznego, konsultantem krajowym w dziedzinie protetyki, członkinią Rady ds. Rozwoju Stomatologii przy ministrze zdrowia, rozmawia Artur Pedryc.

Co według Pani jest dziś największym wyzwaniem dla współczesnej stomatologii?
Dziś jesteśmy w przełomowym momencie. Znajdujemy się w punkcie leżącym pomiędzy stomatologią analogową a cyfrową. Świat idzie do przodu. Sztuczna inteligencja, która jest już obecna w każdej dziedzinie naszego życia, nie ominie dentystów. Funkcjonujemy w dwóch światach – analogowym i cyfrowym. Procedury wykonywane analogowo z pewnością jeszcze długo będą funkcjonowały, ale przed cyfryzacją się nie obronimy i to jest droga, którą musimy podążać.
Młodzi lekarze z pewnością łatwiej sobie poradzą. Osoby, które nie urodziły się ze smartfonem w ręku, będą miały niestety trudniej. Wielkim wyzwaniem i jednocześnie zagrożeniem dla stomatologii są dziś rosnące koszty. Wiąże się to z wprowadzaniem nowoczesnych materiałów, zaawansowanych technologii. Niestety, w ślad za tym nie idzie adekwatna zmiana wyceny świadczeń wykonywanych w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia. Niektóre zaawansowane zabiegi w ogóle nie są finansowane przez fundusz.
W tej kwestii mamy progres. Ministerstwo Zdrowia wreszcie wykonało krok do przodu…
Tak, zaczęły pojawiać się nowe, wyższe wyceny, mamy dodatkowe usługi w koszyku świadczeń gwarantowanych. To głównie zasługa samorządu lekarskiego i Rady ds. Rozwoju Stomatologii funkcjonującej przy ministrze zdrowia. Ale wciąż pozostaje wiele do zrobienia.
Jakie jeszcze problemy stoją przed polską stomatologią?
Wydaje mi się, że dużym problemem może być w niedalekiej przyszłości to, że nasze społeczeństwo się starzeje. W związku z tym coraz więcej świadczeń stomatologicznych powinno być przeznaczonych dla osób w podeszłym wieku. W tej chwili mówimy już o rozwijającym się nowym zagadnieniu – gerostomatologii. Powinna ona znaleźć ważne miejsce w systemie świadczeń, ponieważ leczenie osób w podeszłym wieku wymaga niestandardowego podejścia.
A jakie widzi Pani największe zagrożenia?
Sporym zagrożeniem w mojej ocenie może być powstawanie korporacji stomatologicznych czy tak zwanych dużych podmiotów korporacyjnych. Mam wrażenie, że są one bardziej nastawione na zysk niż na pacjenta. Obecnie jest zbyt wcześnie, by podejmować konkretne działania, ale z pewnością trzeba się bacznie przyglądać temu zjawisku.
Innym zagrożeniem dla współczesnej stomatologii jest kreowanie nowych potrzeb społecznych, wśród których coraz częściej w grupie tych najbardziej pożądanych pojawia się piękny uśmiech. Staje się on wręcz synonimem szczęścia oraz sukcesu. Tymczasem celem leczenia stomatologicznego nie jest uzyskanie efektu estetycznego – choć jest to rzecz pożądana. Stomatologia ma zapewnić pacjentowi przede wszystkim zdrowie i funkcje.
Rewolucja cyfrowa, rozwój mediów społecznościowych i „doktor Google” to także spore zagrożenie dla stomatologii, prawda?
Oczywiście. Chcę w tym miejscu zaapelować szczególnie do młodych lekarzy po studiach, by nie czerpali wiedzy z przypadkowych, niesprawdzonych źródeł typu YouTube czy TikTok. Wielokrotnie już widziałam filmy w internecie, w których młodzi dentyści chwalą się: „zobaczcie, jak to zrobiłem, jaki superefekt”, a prezentowane tam zabiegi zostały wykonane niezgodnie z obowiązującymi zasadami lub aktualnymi wytycznymi.
Zagrożenia i wyzwania, o których Pani mówi, z pewnością wymagają zmian w systemie kształcenia, także tego podyplomowego, które w przypadku stomatologii pozostawia wiele do życzenia.
Owszem. Wiedza, którą uzyskujemy w ramach kształcenia przeddyplomowego, z reguły wystarczy nam na pięć do siedmiu lat. Potem powinniśmy podjąć ustawiczne kształcenie, czyli zapoznawać się z nowymi trendami i możliwościami zaopatrzenia pacjenta. Temu służy system kształcenia podyplomowego w formie specjalizacji. Wydaje mi się, że programy szkoleń są dostosowywane do wyzwań i potrzeb. Natomiast problemem jest liczba miejsc specjalizacyjnych w dziedzinach stomatologicznych. Jest ich po prostu bardzo mało.
Nie chcę w tym momencie mówić, dlaczego tak się dzieje, bo za bardzo odbiegniemy od tematu. Natomiast bardzo mnie niepokoi w procesie kształcenia podyplomowego to, że wiele osób zaczyna szkolenie bezpośrednio po ukończeniu stażu. Tymczasem dziedziny stomatologiczne wymagają spojrzenia na pewne zagadnienia z perspektywy posiadanego już doświadczenia.
Kształcenie specjalizacyjne w dziedzinach stomatologicznych w głównej mierze odbywa się na uczelniach. Czy to dobrze?
Odpowiadając na to pytanie, chciałabym zaapelować, aby jednak więcej miejsc było tworzonych poza nimi. Uniwersytety i akademie medyczne i tak mają dużo zadań w zakresie kształcenia studentów. To jest ich podstawowe zadanie, za które dostają pieniądze z ministerstwa.
Kształcenie podyplomowe może być tam realizowane w ramach posiadanych możliwości i tak też się dzieje, ale nie można całego procesu kształcenia lekarzy dentystów zrzucić na barki uczelni. Nie można w tym miejscu nie wspomnieć o finansach. Uczelnie nie dostają pieniędzy na kształcenie podyplomowe. Owszem, wynagrodzenie rezydentowi wypłaca Ministerstwo Zdrowia, kierownik specjalizacji jest też w minimalny sposób opłacany, ale uczelnia z tego tytułu nie ma nic.
Ponadto większość procedur wykonywanych w ramach kształcenie podyplomowego nie jest finansowana przez Narodowy Fundusz Zdrowia. To oznacza, że dużo świadczeń w ramach programu szkolenia podyplomowego trzeba wykonywać prywatnie. To kolejny problem, bo przecież pacjent, który wydaje własne niemałe pieniądze na uzupełnienia stałe czy leczenie implantoprotetyczne, chce być leczony przez specjalistę, a nie osobę, która dopiero się uczy.
Coraz więcej lekarzy dentystów nie chce podpisywać kontraktów z NFZ. Obawiają się kar albo tego, że będą musieli zwracać pieniądze za niedopełnienie jakichś formalności. Jak to zmienić?
Doskonale rozumiem frustrację choćby protetyków, którzy w ramach szkolenia specjalizacyjnego zostali przygotowani do wykonywania szerokiej gamy świadczeń, a w ramach NFZ mogą wykonywać tylko ich niewielką część, i to na dodatek z bardzo słabym finansowaniem. Do tego dochodzą zawiłości zapisów kontraktowych.
Uważam, że Ministerstwo Zdrowia i jego Departament Prawny powinni włączyć się w interpretację niejasnych przepisów dotyczących relacji na linii świadczeniodawca-płatnik. To mogłoby poprawić sytuację. Natomiast kluczową sprawą, aby dentyści chcieli pracować dla NFZ, jest odpowiednia wycena świadczeń.
Z badań przeprowadzonych wśród studentów kierunków lekarsko-dentystycznych wynika, że blisko 40 proc. z nich dopiero na zajęciach na uczelni dowiedziało się, jak prawidłowo dbać o higienę jamy ustnej. Co zrobić, by zmienić tę sytuację?
Problemem jest to, że my, Polacy, tak naprawdę niewiele wiemy o profilaktyce stomatologicznej. Ten stan trwa od wielu lat. Gdy zaczynałam swoją pracę zawodową, częstym zjawiskiem, zwłaszcza w małych ośrodkach, było to, że gdy lekarz bądź higienistka udawali się do szkoły w celu przeprowadzenia spotkań lub zabiegów profilaktycznych, dzieci przynosiły szczoteczki rodzinne. Na szczęście te czasy minęły. Dziś nie ma już czegoś takiego jak rodzinna szczoteczka do zębów, ale wciąż niewiele się mówi o profilaktyce. Mam nadzieję, że nowy przedmiot, edukacja zdrowotna, który od września pojawi się w szkołach, poprawi sytuację.
Ponadto uważam, że ogromną rolę w profilaktyce mogą odegrać reklamodawcy. Kiedy włączymy dziś telewizor, zobaczymy mnóstwo reklam past do zębów czy płynów do płukania. Tymczasem istotą higieny jamy ustnej jest mechaniczne usunięcie płytki bakteryjnej. Najważniejsze jest więc prawidłowe szczotkowanie. Można powiedzieć: szczoteczka ważniejsza od pasty, szczoteczka ważniejsza od płynu do płukania. Moim zdaniem wystarczy wprowadzić prawny obowiązek, aby każda reklama pasty, płynu, nici dentystycznej itp. zawierała krótki instruktaż, jak prawidłowo dbać o higienę jamy ustnej.
Po tragicznych wydarzeniach w Krakowie, gdzie lekarz zginął z rąk pacjenta nożownika, muszę zapytać o problemem agresji wobec medyków. Czy dentyści także się z nią spotykają?
Mało się o tym mówi, a przecież lekarze dentyści tak samo jak inni medycy padają ofiarami agresywnych zachowań pacjentów. Do groźnych sytuacji dochodzi z reguły w zaciszu prywatnych gabinetów, często bez świadków. Większość takich przypadków nie jest nawet zgłaszanych policji. Do agresji wobec lekarzy dochodzi też na ulicy, w przychodni i oczywiście w internecie.
Dużo mówimy o prawach pacjentów, i słusznie, a co z prawami lekarza? Konieczne są szybkie zmiany legislacyjne. Musimy być bardziej chronieni. Trzeba też dążyć do tego, by nasza pozycja społeczna się wzmacniała. W żadnej mierze nie wolno pozwalać, aby winą za wady systemu opieki zdrowotnej w Polsce obarczano lekarzy.
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 6/2025