Saga lekarskiego protestu. Gdy służba zdrowia sięgała dna
W czasie, gdy odradzał się samorząd lekarski, służba zdrowia sięgała dna. Samorząd lekarski chciał mieć wpływ na kształt przeprowadzanych reform w ochronie zdrowia, jednak wciąż tkwiący w starych strukturach system niełatwo poddawał się zmianom.
Pierwsza masowa manifestacja uliczna, 1996 r. Foto: Marek Stankiewicz
Likwidacja ZOZ-ów, zadłużenie i restrukturyzacja szpitali, polegająca głównie na łączeniu placówek i cięciach kadrowych, odbijały się na warunkach pracy lekarzy oraz ich płacach. To były czasy, kiedy lekarze zarabiali żenująco marnie. Miała to zmienić nowelizacja ustawy o podatku wyrównawczym, ale nie poprawiła sytuacji bytowej lekarzy.
Płonne nadzieje
Zwolnienie wynagrodzeń za dyżury od podatku wyrównawczego i uznanie ich za pracę w godzinach nadliczbowych nie satysfakcjonowało środowiska. Nie rozwiązywało codziennych problemów – w szpitalach brakowało strzykawek, igieł, podstawowego sprzętu, nie było szans na jakiekolwiek podwyżki. Wrzenie przybierało na sile, kraj ogarnęła fala protestów – uczestniczyli w nich nie tylko lekarze, ale też pielęgniarki i inni pracownicy służby zdrowia. 2 maja 1991 r. w Gorzowie Wielkopolskim doszło do pierwszego protestu, wkrótce dołączyły: Łódź, Zielona Góra, Wrocław, Poznań, Warszawa i przybywało kolejnych miejsc.
Dr Bogdan Kaczmarek, ordynator Chirurgii Ogólnej Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Gorzowie Wielkopolskim, ówczesny prezes tamtejszej OIL i członek NRL, tak wspomina tamten czas: „Podejmowałem w życiu wiele trudnych decyzji, ale ta należała do najtrudniejszych. Ryzykowałem utratą twarzy przed OIL, groźbą niekontrolowanego protestu z nieobliczalnymi skutkami. Ale nie było wyjścia, stanęliśmy razem, obok siebie, zdesperowani i silni”. Protestujący wybrali Komitet Protestacyjny, któremu dr Kaczmarek przewodniczył. Żądano m.in. zniesienia zapisu w Konstytucji o bezpłatnym leczeniu, przystąpienia do natychmiastowych prac nad ustawami o ubezpieczeniach, zakładach opieki zdrowotnej, odpłatności za leki, umożliwienia szpitalom działalności gospodarczej, zagwarantowania środków na terminowe wypłaty dla pracowników.
Wkrótce te postulaty przejęli lekarze z całej Polski. 18 maja 1991 r. na nadzwyczajnym posiedzeniu NRL podjęła decyzję o poparciu akcji protestacyjnej lekarzy, która organizacyjnie została scalona przez NSZZ „Solidarność”, z apelem do władz o korektę budżetu, zapewnienie środków na normalne funkcjonowanie placówek, rozłożenie ciężaru leczenia ze wskazaniem na lekarza rodzinnego. Na pierwsze miejsce wysuwało się finansowanie placówek i organizacja świadczeń medycznych, sprawy płacowe znalazły się w cieniu potrzeb lecznictwa, ale wobec pogarszającej się sytuacji ekonomicznej lekarzy na Nadzwyczajnym II Krajowym Zjeździe Lekarzy wystąpiono z apelem skierowanym do rządzących o waloryzację płac. Nie było reakcji.
Głodówka
3 grudnia 1994 r. 4 pracowników służby zdrowia zrzeszonych w NSSZ „Solidarność” rozpoczęło głodówkę na znak protestu przeciwko ustawie budżetowej na 1995 r. Protest poparły izby okręgowe oraz Naczelna Rada Lekarska. Lekarze dostrzegli, że na służbę zdrowia znów przeznaczono zatrważająco mało środków. Protestujący domagali się kompleksowego programu reformy ubezpieczeń zdrowotnych i socjalnych. Wobec braku odpowiedzi rządzących, protest zaczął obejmować kolejne szpitale. 18 grudnia 1994 r. w Warszawie do protestu głodowego przystąpiło 13 pracowników służby zdrowia (lekarze, pielęgniarki, sanitariusze). Mimo dramaturgii formy tego protestu rząd długo nie podejmował negocjacji ze strajkującymi.
Dopiero po 30 dniach doszło do rozmów, po których zobowiązano się, że w 1995 r. płace pracowników sfery budżetowej będą o 6 proc. wyższe od określonego wskaźnika średniorocznego wzrostu cen towarów i usług, co oznaczało zahamowanie spadku płac realnych. Ale to były rozwiązania połowiczne. W lutym 1995 r. złożono wniosek o wyodrębnienie zawodu lekarza z ogólnej siatki płac służby zdrowia, a także do czasu wprowadzenia zmian systemowych, o podpisanie układu zbiorowego pracy, odrębnego dla zawodu lekarza. Przeszło to bez echa. Wobec kolejnych budżetowych cięć i niedotrzymywania obietnic płacowych przez rządzących 19 kwietnia 1996 r. lekarze znów zagrozili protestem i postawili wotum nieufności dla rządu. W liczbie kilku tysięcy przeszli ulicami Warszawy, by wyrazić swoje rozgoryczenie. Brak reakcji skłonił ich do podjęcia kolejnego protestu, w którym m.in. przy wystawianiu druków L4 nie wpisywali numeru statystycznego choroby.
15 kwietnia 1997 r. w Brodnicy 7 anestezjologów rozpoczęło głodówkę, domagając się podwyżki płac, zainstalowania nowoczesnej aparatury w salach operacyjnych, zorganizowania w ich szpitalu sali pooperacyjnej. W tym czasie w strajku ostrzegawczym wzięło udział 100 lekarzy ze szpitala wojewódzkiego w Szczecinie. Ich działania poparli anestezjolodzy z MSWiA. We wrześniu 1998 r. protesty zawieszono. Co uzyskano? Niewiele, ale znowelizowano ustawę o zakładach opieki zdrowotnej w części dotyczącej czasu pracy, na mocy której za dyżury zaczęto płacić oddzielnie. Wynagrodzenie za godzinę dyżuru ustalono na minimum 130 proc. stawki godzinowej wynagrodzenia zasadniczego, w godzinach nocnych – 165 proc., a w niedziele i święta – 200 proc. To już było coś, jednak nie zakończyło protestów.
19 czerwca 2007 r. ulicami Warszawy od Pl. Zamkowego pod kancelarię premiera w Al. Ujazdowskich przeszli lekarze i pielęgniarki. Ten „biały marsz” był protestem przeciwko niskim płacom i zapaści w lecznictwie. Gdy premier nie chciał rozmawiać z protestującymi, po drugiej stronie ulicy spontanicznie powstało „białe miasteczko”, gdzie protestowały pielęgniarki i, grzechocząc wypełnionymi bilonem plastikowymi butelkami po napojach, manifestowały swoje niezadowolenie. Zdesperowani brakiem postępów w rozmowach lekarze uciekli się wówczas do ostatecznej formy protestu – głodówek w miejscu pracy. Z tego powodu doszło do ewakuacji chorych z warszawskiego szpitala ortopedycznego przy ul Barskiej. Tymi protestami żyła wówczas cała Polska. 1 stycznia 2012 r. lekarze w całym kraju rozpoczęli protest pieczątkowy, sprzeciwiając się przepisom ustawy refundacyjnej przewidującym, że w przypadku błędnie wypisanej recepty będą zobowiązani do zwrotu kwoty nienależnej refundacji wraz z odsetkami.
Rezydenci
Od 2 października 2017 r. w ośmiu miastach Polski w sumie około 200 osób prowadziło głodówkę. Domagali się zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia do 6,8 proc. PKB i podwyżek płac. Później zdecydowali się na wypowiadanie klauzuli opt-out, czyli umowy, w której lekarz zgadza się na wydłużenie czasu pracy ponad normę. Mimo dramatycznego przebiegu długo nie mogli przebić się do władz ze swoimi postulatami. Jarosław Biliński, ówczesny prezes Porozumienia Rezydentów OZZL, powiedział wówczas, że rezydentom zarzucano, że wdali się w politykę, że chodzi im wyłącznie o pieniądze, a idee przyświecające protestowi próbowano umniejszać i spychać na margines. Kiedy 8 lutego 2018 r. doszło do spotkania z ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim i podpisania porozumienia, wydawało się, że sprawa jest zamknięta.
Jak pokazała przyszłość, nie jest. Wytykają resortowi zdrowia, że w 67 szpitalach wciąż nie zostały wypłacone uzgodnione podwyżki i że nadal nie ma w systemie obiecanych sekretarek medycznych. Minister zapewnia, że większość postulatów wynikających z porozumienia została zrealizowana, m.in. wzrosło finansowanie publicznego sektora ochrony zdrowia oraz wynagrodzenia zasadnicze lekarzy odbywających szkolenia specjalizacyjne w trybie rezydenckim, a także przyznano lekarzom specjalistom zatrudnionym na podstawie stosunku pracy wynagrodzenie zasadnicze w kwocie nie mniejszej niż 6750 zł brutto. Resort przydzielił także rezydentom dodatkowe środki finansowe w zamian za odpracowanie w Polsce dwóch z pięciu lat po ukończeniu szkolenia specjalizacyjnego. Młodzi lekarze są rozgoryczeni postępami w realizacji porozumienia, mówią wręcz że minister Szumowski ich oszukał.
Lucyna Krysiak