Wstydliwy problem. Wypalenie zawodowe a warunki pracy lekarza
Wypalenie zawodowe traktowane jest jak osobista słabość. Nie rozmawiamy o nim i udajemy, że nie istnieje, co przynosi szkody zarówno nam, rodzinom, pacjentom, jak i systemowi ochrony zdrowia. „British Medical Journal” uczynił ten problem tematem numeru, co pokazuje, że na całym świecie rośnie świadomość tego zagadnienia.
Foto: pixabay.com
Wypalony lekarz jest mniej efektywny, aktywność zawodowa jest dla niego udręką.
W skrajnym przypadku można od niego usłyszeć, że wolałby „zostać potrącony przez samochód podczas drogi do pracy, byleby tylko nie musieć leczyć chorych”. Rozejrzyjmy się po dyżurkach, na pewno znamy takie osoby.
Liczę na Waszą dyskusję i na listy w tej sprawie. Mam nadzieję, że temat ten zyska na znaczeniu i pojawią się kolejne publikacje w „Gazecie Lekarskiej”. Zasygnalizowali mi go członkowie Porozumienia Rezydentów, którzy żalili się, że wypalenie jest u nich spowodowane nadmiernym obciążeniem pracą, zbyt dużą liczbą dyżurów, niską jakością szkolenia, toksycznymi relacjami w pracy czy też mobbingiem ze strony przełożonych i dyrekcji.
W klasycznym ujęciu wypalenie zawodowe składa się z trzech czynników:
1) wyczerpania emocjonalnego;
2) utraty relacji z pacjentem – poczucia, że nie jest on człowiekiem, lecz kolejnym problemem;
3) utraty satysfakcji z własnej pracy i osiągnięć – mylnego wrażenia, że nie ma ona większego znaczenia.
Wbrew powszechnym wyobrażeniom („jesteś za młody, by się wypalić zawodowo”) niewielki staż pracy jest również czynnikiem ryzyka. Do innych zalicza się: chęć zbawiania świata, wysokie oczekiwania, a także brak asertywności oraz wpływu na warunki podejmowane w pracy.
O zjawisku wypalenia zawodowego mówi się od lat 70. XX w., a pierwsze badanie na ten temat dotyczyło kontrolerów ruchu lotniczego. Po serii katastrof przebadano 416 pracowników tej branży, skarżących się na brak równowagi między życiem zawodowym i prywatnym, nadmiernie długie godziny pracy i zbyt dużą intensywność wykonywanych zadań.
Okazało się, że ci ludzie, chociaż byli w stanie pracować w trudnych warunkach i podejmować kluczowe decyzje, to byli bezradni wobec warunków pracy. Najbardziej uderzającym i przeczącym intuicji zjawiskiem był fakt, że ci, którzy doświadczyli wypalenia, wcześniej cieszyli się lepszym zdrowiem psychicznym niż osoby, których ten problem nie dotknął, mieli mniej wahań nastroju i spożywali mniej alkoholu.
Wywnioskowano również, że pracownicy obawiający się wypalenia byli najbardziej kompetentnymi kontrolerami i że ich obawy zmieniały się w samospełniającą przepowiednię. Wysnuto hipotezę, że przyczyną zjawiska jest rodzaj patologicznego altruizmu, który na pewien czas pozwala stawiać potrzeby innych ponad własne. Niestety jest to zawsze rozwiązanie tymczasowe.
Czy nie wydaje się ono bardzo bliskie polskiemu kompleksowi Judyma czy też tzw. lekarza na służbie? W lotnictwie wysnuto odpowiednie wnioski, systemowo zmieniając warunki pracy. Niestety w medycynie ciągle zamiast tworzyć właściwe rozwiązania, koncentrujemy się na odpowiedzialności jednostki i dehumanizujemy lekarzy, odbierając im prawo do zmęczenia czy emocji.
Wygląda na to, że środowisko musi samo wyegzekwować dobre warunki pracy, nie licząc na elity polityczne. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku po raz kolejny wyjdziemy na ulice i będziemy ograniczać czas pracy. Pozwoli to przeciwdziałać jednemu z czynników wypalenia zawodowego, czyli braku poczucia wpływu na rzeczywistość, a także zwiększy równowagę między życiem prywatnym a zawodowym.
Damian Patecki, lekarz rezydent