Wywiad lekar(s)ki: razem mamy siłę (wideo)
O tym, jak powstała i jak dziś funkcjonuje jedna z najbardziej niezwykłych grup w środowisku ochrony zdrowia, opowiada pediatra Dorota Bębenek, założycielka „Matek Lekarek”, w rozmowie z Marią Kłosińską.
Zacznijmy od podstaw: skąd pomysł na założenie grupy „Matki Lekarki”? Jesteś lekarzem, specjalistką pediatrii i medycyny ratunkowej, do tego mamą dwojga dzieci. Co skłoniło Cię do uruchomienia tej inicjatywy?
Pomysł na grupę pojawił się, w momencie kiedy miałam już dzieci. Właściwie była to idea, która się narodziła jeszcze przed ukończeniem specjalizacji, kiedy byłam na jej końcówce i intensywnie pracowałam. Gdy pojawiło się pierwsze dziecko, zaczęły się zupełnie inne potrzeby. Pojawiła się potrzeba wspólnoty i wsparcia. Uznałam, że internet, a konkretnie Facebook, to świetne miejsce, by zebrać osoby z podobnymi problemami i potrzebami, by dzielić się zarówno wiedzą, jak i doświadczeniami.
Jak scharakteryzowałabyś grupę „Matki Lekarki”? Kim są jej członkinie?
Pracujemy w różnych miejscach, w klinikach, w szpitalach powiatowych, mamy różne umowy, różne formy zatrudnienia. Jesteśmy w bardzo różnym wieku – od tych, które dopiero rozpoczynają karierę, po te, które już są babciami, mają doktoraty, profesury. Jesteśmy ogromną częścią środowiska lekarskiego. Chciałabym podkreślić, że nie skupiamy się tylko na matkach. Są u nas również lekarki, które być może dopiero rozważają macierzyństwo, mają z nim trudności, a także te, które dzieci nie mają.
Uważam, że kwestia posiadania lub braku dzieci to osobista sprawa, ale dla kobiet, szczególnie w naszym zawodzie, ma duże znaczenie. Z mojej perspektywy jest to pełen przegląd środowiska lekarskiego, bo jesteśmy bardzo różne, ale mimo tej różnorodności widać ogromną solidarność. Właśnie w tej różnorodności tkwi siła, która pozwala nam budować jedność – co jest naprawdę niesamowite, bo takie społeczności to rzadkość.
To trochę opowieść o samotności, prawda? Lekarki mają zadania, które trudno zrozumieć innym matkom, nawet najbliższym – jak własnej mamie, siostrze czy żonie brata. Z kolei kiedy lekarka zostaje mamą, często inni lekarze nie rozumieją, że pojawiają się zupełnie nowe priorytety. Czy grupa „Matki Lekarki” jest dla nich skutecznym lekiem na tę samotność?
Myślę, że to nie jest całkowicie skuteczne, ale na pewno pomaga. Lekarką jest się zawsze, a rola matki pojawia się, nakładając się na tę zawodową. Trzeba znaleźć dla niej przestrzeń, nie umniejszając jednak roli lekarza.
Pomysł na grupę powstał z potrzeby wsparcia i dzielenia się doświadczeniami. A jak ta idea wygląda w praktyce? Jakie tematy dominują, zwłaszcza w kontekście 17 tys. lekarek, które się udzielają?
Myślę, że mimo wszystko większość miejsca w grupie zajmuje specjalistyczna wiedza medyczna i edukacja. Tematy, takie jak pieluchy czy codzienne sprawy rodzicielskie, są raczej drugorzędne. Mamy lekarki, które spędzają czas w domu, ale nie chcą oderwać się od bieżących wydarzeń w medycynie. Grupa daje im przestrzeń do wymiany wiedzy, dyskusji, a także do dzielenia się najnowszymi badaniami klinicznymi.
Kolejny bardzo ważny cel tworzenia grupy to wsparcie – zarówno psychologiczne, materialne, jak i w różnych trudnych sytuacjach. Jest bardzo dużo sytuacji kryzysowych, kiedy można powiedzieć, że zbiera się pospolite ruszenie. Uważam, i wiele lekarzy i lekarek się ze mną zgodzi, że „Matki Lekarki” zmieniły postrzeganie samorządu i samego środowiska lekarskiego – zarówno w naszym gronie, jak i na zewnątrz.
Lekarki w dużej mierze tworzą środowisko lekarskie. Pamiętam moment, kiedy jedna z największych stacji telewizyjnych zwróciła się do OIL w Warszawie o zabranie głosu w sprawie szczepień. To było pięć lat temu, a my jako „Matki Lekarki” zdecydowałyśmy się wystąpić publicznie, dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem – nie tylko jako lekarki, ale i matki.
Dokładnie. Pokazałyśmy nasze karty szczepień, podkreślając, że miewamy obawy, ale wiedza i doświadczenie medyczne pomagają nam podjąć rozsądną i świadomą decyzję. Wiedziałyśmy, że korzyści ze szczepienia przewyższają ryzyko.
To nie były jednostkowe przypadki, a raczej siła całej grupy, która udowodniła, że wiedza i doświadczenie są kluczowe w podejmowaniu takich decyzji.
To też dodaje odwagi. W grupie jest siła – łatwiej się nam wypowiedzieć i podjąć działania.
„Matki Lekarki” okazały również wsparcie w działaniach społecznych, jak np. podczas protestów związanych ze zmianami w systemie opieki zdrowotnej.
Tak. Jeśli nie mogłyśmy wesprzeć fizycznie, to przynajmniej dawałyśmy jasny i społecznie zauważalny sygnał, że jesteśmy za tymi zmianami.
Taka grupa to również olbrzymie emocje. Jaka była najbardziej wzruszająca sytuacja w tym gronie?
Najbardziej urzeka mnie, gdy potrafimy się solidaryzować i wspierać osoby w potrzebie – nie tylko materialnie, ale także emocjonalnie. Na przykład kiedy zaczęła się zbiórka dla dziecka jednej z lekarek, które chorowało na SMA, wsparcie przyszło błyskawicznie. Zebrano pieniądze na najdroższy lek na świecie, co wydawało się niemożliwe, ale udało się. Potem każda kolejna zbiórka pokazywała tę samą jedność i szybkość reakcji. To nie tylko pomoc finansowa, ale też wsparcie, które pokazuje, jak silna jest wspólnota.
Choć może się to wydawać proste – lekarki gromadzą fundusze – warto zauważyć, że lekarka to zawód wymagający dużych nakładów na kształcenie, a rola matki wiąże się z dużymi wydatkami, zwłaszcza na wychowanie dzieci.
I warto dodać, że nie zamykamy się tylko na naszą grupę. Wiele razy wspierałyśmy osoby spoza środowiska – na przykład powodzian czy uchodźców z Ukrainy, którzy przyjechali do Polski.
A jaka sytuacja jest dla ciebie największym wyzwaniem jako założycielki tej grupy?
Od początku jej istnienia obawiałam się naszej różnorodności. Choć działamy w tej samej branży, nasza grupa to pełen przekrój społeczeństwa – różne poglądy religijne, polityczne, zawodowe. To ogromne wyzwanie, żeby znaleźć jedność, ale udaje nam się to, i to jest zaskakujące. Mimo różnic potrafimy dojść do porozumienia i się wspierać. I to jest siła tej grupy. Chociaż jest to też proces. I tu ukłon w stronę administratorek, które wkładają mnóstwo pracy, by łagodzić konflikty. One są nieocenione w tym, by wszystko załatwić na początku, zanim zacznie eskalować.
Skoro mówimy o administratorkach, chciałam Cię zapytać: jak postrzegasz pracę lekarek na rzecz lekarek? To pozwala działać naszemu narzędziu, jakim jest wirtualna grupa prawdziwych ludzi. Wydaje mi się, że jest to bardzo samorządowa idea – lekarki służą swoim czasem, pomagając innym.
Dlatego w pewnym momencie doszło do takiego przekształcenia i „Matki Lekarki” wyszły poza internet. Teraz to już jest coś namacalnego i samorząd wirtualny przeszedł na stronę życia realnego.
Osiem lat działania jednej grupy to bardzo dużo. Co dalej?
„Matki Lekarki” wychodzą poza internet, coraz bardziej istniejemy w samorządzie. Działamy bardzo prężnie również w związkach zawodowych, w towarzystwach i organizacjach naukowych – właściwie wszędzie. Można powiedzieć, że matki lekarki zaczynają trochę dyktować warunki. To może być odważne stwierdzenie, ale wydaje mi się, że to prawda. Jesteśmy dużą siłą napędową – wzajemnie się wspieramy, ale też wpływamy na całe środowisko. Zwracamy uwagę na różne problemy. Motywujemy do rozwiązywania tych problemów, do dostrzegania ich, w tym pomaga nam też samorząd.
Zgadza się. Każda matka, a więc także matka lekarka, patrząc na swoje dzieci, dostrzega, jak mija czas. Dobrze jest, kiedy w naszym środowisku, które ma duży napęd do działania, jasno wyrażane są potrzeby. Gdy nie znamy potrzeb, to trudno działać i je realizować, prawda?
Pewnie, że trzeba je realizować. A kiedy wiemy, jakie są te potrzeby, i wiemy, jakie mamy narzędzia, to po prostu żal, żeby to zmarnować. Myślę, że przez osiem lat działalności grupy te potrzeby się wyklarowały. Doskonale potrafimy je teraz wypunktować. Chciałabym również podziękować całej grupie, bo tak naprawdę wszystkie uczestniczki tego środowiska tworzą matki lekarki.
Dziękuję za to, że sprawiłaś, iż ten pomysł jest realny i że możemy sobie pomagać. Życzę Tobie, sobie i wszystkim Matkom Lekarkom, żeby rok 2025 był rokiem wspierania siebie nawzajem, czy to w sprawach rodzinnych, zawodowych, czy tych naukowych i społecznych.