4 grudnia 2024

Zaraz wracam

Pacjent poddany sterydoterapii doznaje cudownej ulgi, jaką daje lek. Z biegiem dni musi jednak zmierzyć się ze schematem odstawienia i lękiem nawracających objawów chorobowych – pisze dr Jarosław Wanecki.

Foto: pixabay.com

Przewlekłość systemowych dolegliwości ochrony zdrowia znamy doskonale. Często jesteśmy dwiema stronami porady lekarskiej. Wiedza i autorytet nie chronią wszak przed chorobą. Dwoją się wówczas niedostatki świadczeń odczuwane na własnej skórze.

Złość potęguje walenie głową w mur, gdy mizerii każdej niemal dziedziny medycyny doświadczają najbliżsi. Tylko w pierwszej fazie żywimy przekonanie o niezawodności telefonów do przyjaciół i pozycji środowiskowej. Z czasem rodzinne i koleżeńskie „pospolite ruszenie” osiada na mieliznach, które silniej i wcześniej poznają zwykli pacjenci.

Przeglądam codziennie historyczny zapis pandemii koronawirusa w raporcie prasowym NIL. Na tej podstawie, w klasycznej epikryzie pierwszy akapit powinien brzmieć mniej więcej tak: 38-milionowy pacjent z gorączką, bólem mięśni, dusznością i determinacją „błędnego rycerza”, walczący z wiatrakami ministerstwa, sanepidu i oddziałów szpitalnych, został warunkowo przyjęty w celu wykonania testu.

Z uwagi na niedostosowane do sytuacji kryteria dostępu, medialne wystraszenie i nieoczekiwane zaostrzenie objawów podczas kwarantanny domowej, nie pozostawił służbom epidemiologicznym wyboru i był izolowany w sali intensywnej opieki medycznej. W konsekwencji okazał się statystycznie i politycznie nieodpowiedzialny. Zmarł z powodu nierozpoznanych wcześniej chorób współistniejących i niepotwierdzonego do ostatniego tchnienia zakażenia wirusowego.

Najczęściej choroby nie można uniknąć. Zapisana w genach, zwyczajach i losach ujawnia się w najmniej spodziewanych chwilach. Dodawanie lat życia zawdzięczamy modyfikacji zachowań, postępom nauki i adekwatnej reakcji leczniczej po postawieniu diagnozy. W odniesieniu do opieki zdrowotnej taka profilaktyka to nic innego jak umiejętność przewidywania zagrożeń poprzez analizę modeli matematycznych, tworzenie map potrzeb zdrowotnych i sieci placówek udzielających porad oraz mądre kształcenie kadr, które poświęcając czas pacjentom, nie trwonią sił w walce o godne życie i wysoki odpis PKB na zdrowie.

Kontekst ostatnich tygodni ujawnia nagość królestwa z Miodowej, iluzję propagandowej zmiany i gliniane nogi kolosa. Goliat jeszcze biegnie, ale po odmrożeniu roztopi się, zalewając lawiną kolejek, długów, braków, pozwów, roszczeń i oskarżeń. Efekt będzie podobny do sterydoterapii, podczas której nie zaplanowano monitoringu i zapobiegania skutkom ubocznym, gdzie przysłowiowy kij zabija drugim końcem. Sprawdza się wówczas parafraza z Gombrowicza, że nie ma takiego „wypłaszczenia”, które nie byłoby „wybrzuszeniem”.

Decydenci prowadzący naród przez morze pandemii, boją się dwóch rzeczy naraz: skutków ubocznych terapii oraz nawrotu dolegliwości podczas obniżania dawek i obostrzeń. Pacjent, godząc się na trudy leczenia, zawsze stawia cel pełnej sanacji, nawet jeśli wyraża tylko oczekiwanie lżejszego cierpienia. Nadzieja nie opisuje wznowy i przywrócenia zakazów. Nieskuteczność metody często decyduje o zmianie deklaracji wyboru lekarza. Strach władzy przed tym ruchem suwerena jest silniejszy niż dekalog. Stąd utrzymanie dużej dawki sterydu, powikłane agresją rekomendacji i łamaniem kręgosłupów. Dlatego ordynator ma dożyć do majowego poranka. Resztę dokończy powrotna fala.

Jarosław Wanecki, pediatra, felietonista