11 listopada 2024

Hejt wobec lekarzy

Nienawiść wobec medyków tak w świecie wirtualnym, jak i realnym przybiera na sile od czasów pandemii COVID-19. Przepracowani lekarze, często niesłusznie oskarżani o nierzetelne wykonywanie zawodu, obawiają się ataków na swoje życie czy bliskich. Nic więc dziwnego, że coraz częściej decydują się walczyć o ochronę dobrego imienia w sądzie – pisze Katarzyna Nowosielska.

Fot. pixabay.com

„Ostatni zgasi światło. Nastroje polskich lekarzy w postpandemicznej rzeczywistości” opracowanego przez Centrum Polityk Publicznych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie na próbie 2144 osób. Medycy wskazywali w badaniu, iż najczęstszą formą niechęci wobec nich są obelgi, wyzwiska, niszczenie mienia, a nawet napaści. Lekarze deklarowali nawet, że mają trudności z zapisaniem dzieci do szkół i przedszkoli. Hejtu doświadczyli również rezydenci – wskazało tak 61 proc. z nich.

Do nasilenia zjawiska hejtu przyczyniła się pandemia COVID-19, wprowadzone lockdowny i atmosfera wokół szczepień. – Do dziś oskarża się nas o to, że inspirowaliśmy wówczas rząd do zamykania lasów czy parków. To jest bardzo jednostronne myślenie. Za to, że chodziłem w czasie pandemii do mediów, edukowałem, jak zapobiegać zachorowaniu, jak sobie poradzić, gdy człowiek się już zaraził, i dlaczego warto się szczepić, spotkała mnie ogromna fala nienawiści. Wypisywanie o mnie szaklujących komentarzy w social mediach sprawiło, że musiałem usunąć konto na Twitterze, czyli obecnym X. Z tym sobie jakoś poradziłem – wskazuje Michał Sutkowski, prezes Kolegium Lekarzy Rodzinnych.

 Dodaje, że napaściom osobistym, których doświadczał, ciężko było zaradzić: – Przecięto mi opony w samochodzie, grożono, mailem wysyłano pogróżki. Wszcząłem przeciwko tym osobom sprawy karne, toczą się one cały czas. Na razie efektów nie widać. Doktor Sutkowski przyznaje, że nie rozumie, dlaczego fakt, że lekarz chce zarabiać pieniądze za wykonywaną pracę, budzi zdziwienie w społeczeństwie.

Poroniła przez stres

Hejt, który nasilił się podczas pandemii, był wielowymiarowy. Nie dotyczył wyłącznie ataków słownych w internecie, w grę wchodziło realne zagrożenie fizyczne. Miało to negatywny wpływ na samopoczucie i pracę lekarzy, w niektórych przypadkach skutkowało nawet decyzją o odejściu z zawodu.

Ofiarą padła dr Anna Wardęga, psychiatra. Po wizycie jednej z pacjentek doświadczyła zmasowanego szaklowania jej osoby w internecie. Niezadowolona z usługi lekarki pacjentka opublikowała post na Facebooku, który udostępniono kilka tysięcy razy. Następnie pojawiły się hejterskie wobec lekarki komentarze na jej profilu zawodowym w Google. Psychiatra musiała wziąć zwolnienie z pracy i wyłączyć się na jakiś czas z pełnienia obowiązków zawodowych.

Podobny los spotkał dr. Bartosza Fiałka, młodego lekarza działającego w Ogólnopolskim Związku Zawodowym Lekarzy. Namawiał na Facebooku i Twitterze do szczepienia się przeciwko COVID-19. W zamian za to dostawał obraźliwe komentarze. Niektóre z nich udostępniał. Część była jednak tak wulgarna, że nie nadawała się do publikacji.

Bolesne skutki ataku antyszczepionkowca odczuła w 2021 r. dr Jadwiga Kłapa-Zarecka, lekarka rodzinna. Pewnego dnia do jej gabinetu wtargnęła pacjentka i przez 50 minut krzyczała na lekarkę, wyzywając ją od morderców i porównując do dr. Mengele. Po tym incydencie dr Kłapa-Zarecka przyjmowała jeszcze w gabinecie. Nieco później poroniła, straciła ciążę. Pandemia niewątpliwie wzmogła ruch antyszczepionkówców, którzy nie tylko agitowali społeczeństwo do nieprzyjmowania szczepionki przeciwko koronawirusowi, ale także podburzali rodziców. Namawiali ich do rezygnacji ze szczepienia dzieci preparatami wynikającymi z kalendarza szczepień ochronnych.

Pozorny sukces antyszczepionkowców

Efekty ruchów antyszczepionkowych i hejtu na lekarzy widać gołym okiem. Z danych zebranych do lipca 2024 r. wynika, że na krztusiec zachorowało 8600 osób. To prawie 18-krotnie więcej niż w pierwszym półroczu 2023 r. Co więcej, od stycznia do lipca 2024 r. odnotowano 246 przypadków zachorowań na odrę. W całym 2023 r. było zaś 36 potwierdzonych przypadków tej choroby. Jeszcze bardziej niepokojące są dane o zachorowalności na ospę wietrzną. W 2022 r. zarejestrowano 172 tys. przypadków, podczas gdy rok wcześniej 58 tys. przypadków.

Nie tylko promocja szczepień czy lockdown są powodem hejtu na lekarzy. Skupia się na nich także nienawiść za niedomagający system ochrony zdrowia, w którym zmorą dla pacjenta są kolejki do specjalistów czy przepełnione SOR-y. „Takich lekarzy trzeba unicestwić. Niech się boją o siebie i bliskich. Ludzie skrzywdzeni będą się mścili, i to okrutnie. Innego wyjścia nie ma. Wolę siedzieć w więzieniu na koszt podatnika, wiedząc, że gość, który rozwalił swoim działaniem lub jego brakiem rodzinę, po prostu nie żyje”.

Inny przykład: „Dawać im podwyżki, a za co? Za to, że ludzi uśmiercają? Wielkie mi hrabiostwo. Wielki pan doktor z pretensjami zejdzie i obejrzy pacjenta, bo zbadaniem tego, co oni robią, nazwać nie można. Wstyd! Ludzie umierają, a oni nie ponoszą żadnych konsekwencji”. To komentarze internautów, które pojawiły się w 2019 r. pod artykułem na www.wirtualnapolska.pl opisującym sytuację w szpitalu w Zawierciu. Na szpitalny oddział ratunkowy tamtejszej lecznicy trafiła młoda kobieta w ciąży. Miała rzekomo czekać za długo na pomoc lekarską i dostała udaru. Czytający artykuł dali temu wyraz na forum internetowym, wylewając wszelkie żale, pretensje i wszystko, co myśleli o lekarzach.

Obecnie wiele portali informacyjnych rezygnuje z możliwości komentowania pod tekstami. Redakcje i moderatorzy doszli do wniosku, że z komentarzy nic nie wynika, a można się w nich natknąć na podżeganie do popełnienia przestępstwa.

Robią zasięgi w social mediach

Komentowanie ma się za to dobrze na YouTube, X, Instagramie czy Facebooku. Trudno się spodziewać, aby właściciele tych platform czy prowadzący poszczególne konta zrezygnowali z możliwości dodawania komentarzy. Im więcej się ich bowiem pojawia, tym dalej post czy film idzie w świat. Nie służy to jednak lekarzom. Czują się bezsilni wobec morza negatywnych komentarzy, które są publikowane w social mediach. Nie tylko zresztą tam. Znanylekarz.pl jest także miejscem do zamieszczania negatywnych komentarzy, z którymi nie za bardzo da się cokolwiek zrobić.

– Pacjenci lepiej oceniają lekarza, jeśli jest uprzejmy i życzliwy. W serwisach typu znanylekarz.pl negatywne oceny w większości dotyczą sytuacji, gdy lekarz wydał się pacjentowi oschły, wycofany, mało zainteresowany. Opinie te mogą być zupełnie nieprawdziwe i lekarz nie może z tym nic zrobić. Pamiętam sytuację, gdy opisywane zdarzenie po prostu się nie wydarzyło, ale przecież nikt tego nie zweryfikuje. Napisałam do portalu z prośbą o usunięcie opinii. Tyle że w takiej sytuacji jest słowo przeciw słowu, a poza tym nie mam prawa ujawnić żadnych szczegółów dotyczących wizyty czy pacjenta. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska. Portal oczywiście odmówił usunięcia opinii – opowiada dr Magdalena Flaga-Łuczkiewicz, psychiatra. Zaznacza, że lekarze mają w takich sytuacjach związane ręce.

– To trudne doświadczenie dla lekarza, gdy zostaje „obsmarowany” w internecie. Lekarz mający nawet świadomość, że w niczym nie zawinił, starał się jak mógł, aby zaopiekować się dobrze pacjentem, czytając negatywne komentarze na swój temat, może czuć złość i lęk. Może też obawiać się kompromitacji, utraty dobrej reputacji. Znane są przypadki, gdy jeden pacjent nawoływał inne osoby na zamkniętych forach do zmasowanych ataków negatywnymi opiniami w ramach osobistej zemsty na lekarzu – mówi dr Flaga-Łuczkiewicz.

Ataki na lekarzy w przestrzeni publicznej i wirtualnej wzbudzają w lekarzach trudne do uniesienia uczucia i stres. Dlatego dobrze, by każdy lekarz doświadczający hejtu zdawał sobie sprawę, że nie jest on zazwyczaj skierowany w jego stronę Hejt obnaża problemy, lęki i frustracje osób piszących komentarze. W social mediach łatwo się daje wyraz emocjom. Użytkownicy platform piszą słowa przepełnione frustracją, zawiścią czy agresją. W realnym świecie nie byliby często w stanie powiedzieć tego samego lekarzowi. W internecie rozładowują emocje.

Nieszczęście dzisiejszych czasów

– Jest to jedno z największych nieszczęść naszych czasów. Pozwolenie na to, aby obraźliwe komentarze były wypisywane, funkcjonowały w przestrzeni publicznej, to legitymizacja nienawiści. Hejt jest aktem nienawiści. Osoba, która go dokonuje, w pierwszej kolejności niszczy siebie – wskazuje Bogdan de Barbaro, profesor nauk medycznych, psychiatra i psychoterapeuta. Zaleca lekarzom, aby w ramach dbania o zdrowie psychiczne nie czytali komentarzy na swój temat w social mediach. O ile jednak w internecie można unikać czytania obraźliwych komentarzy na swój temat, o tyle trudniej o to w gabinecie.

Zmęczonemu, przepracowanemu lekarzowi, który przyjmuje w danym dniu np. już piętnastego pacjenta, może być czasem ciężko poradzić sobie z aktem nienawiści. – Warto być świadomym, że dziś agresja może nas spotkać za wszystko. Nawet za to, że przed przychodnią czy szpitalem nie było miejsca do zaparkowania. Przez to w pacjencie narodziła się złość, którą zaniesie do gabinetu. A jak trafi na lekarza przeciążonego pracą, może nie być dla niego miły. Powinniśmy jako lekarze być uczeni rozumienia emocjonalnej dynamiki relacji z pacjentem. Tego, co na nią wpływa, i tego, jak deeskalować agresję. Zdecydowanie pomogłoby to w takich sytuacjach – zaznacza dr Flaga-Łuczkiewcz.

Pomagają grupy Balinta

Okręgowa Izba Lekarska w Warszawie prowadzi np. grupy Balinta, podczas których psycholodzy, terapeuci i psychiatrzy uczą, jak radzić sobie z agresją w gabinecie. Choćby przez postaranie się, aby empatycznie wejść w perspektywę pacjenta i spróbować odzwierciedlić jego uczucia, a tym samym ostudzić jego emocje. Na zasadzie „Rozumiem, że pan/pani jest zła, bo coś się wydarzyło przed chwilą, ale jeśli będzie pan/pani na mnie krzyczeć, to nie będę w stanie pomóc, nie wykonam swojego zadania”.

Każdy pacjent przychodzi ze swoimi emocjami. Lekarz też jest człowiekiem i również ma emocje. Ważne, by jako profesjonalista i specjalista nabył umiejętność ich studzenia u swoich podopiecznych. Bo gdy medyk dostroi się do tonu, skali głosu i sposobu wypowiedzi pacjenta, oboje zaczną krzyczeć, a to rodzi ryzyko zaistnienia przemocy fizycznej.

Problemy, o których piszę, dostrzeżono już 70 lat temu w Wielkiej Brytanii. To wówczas w Londynie Michael Balint i jego trzecia żona Enid zaczęli organizować spotkania dla koleżeństwa. Początkowo dla lekarzy ogólnych. Miały one na celu uświadomienie lekarzom psychologicznych aspektów problemów ich pacjentów oraz umożliwienie im przyjrzenia się psychologicznej stronie kontaktu z pacjentem.

Dziś metoda ta, od lat stosowana w wielu miejscach na świecie, pomaga lekarzom i przedstawicielom innych zawodów „pomocowych” w radzeniu sobie z zawodowym stresem. Zapobiega również wypaleniu zawodowemu. Celem działania grup jest to, aby osoby uczestniczące w spotkaniach czuły się mniej sfrustrowane, spokojniej reagowały w trudnych sytuacjach. Ważne jest też to, aby przeżywały mniej nieprzyjemnych emocji, by łatwiej im było się zrelaksować i zachować równowagę między życiem zawodowym i prywatnym, by odczuwały satysfakcję z własnej pracy.

Procesy o zniesławienie

Stosowanie technik komunikacyjnych i mediacyjnych to jeden ze sposobów obrony przed agresją. Gdy jednak już do niej dojdzie, a lekarz czuje się niewinny, może rozważyć drogę prawną. Komentujący w sieci nie są bowiem anonimowi. To mylne przekonanie, że siedząc we własnym domu, we własnym fotelu przed laptopem czy telefonem, można pisać, co się tylko podoba. Policja może łatwo namierzyć IP komputera i zidentyfikować autora niewybrednych komentarzy. Nic dziwnego, że coraz więcej medyków decyduje się bronić swojego dobrego imienia i występuje na drogę prawną. – Bardzo wielu lekarzy zgłasza się do nas z prośbą o reprezentowanie ich w tego typu procesach.

Najczęściej wytaczają sprawy karne z oskarżenia prywatnego, z art. 212 i 216 Kodeksu karnego, traktujących odpowiednio o zniesławieniu i znieważaniu. Lekarzom zazwyczaj nie chodzi o uzyskanie rekompensaty finansowej od hejtera, ale obronę dobrego imienia – wskazuje Aleksandra Powierża, radca prawny z Kancelarii Podsiadły&Powierża.

Artykuł 212 Kodeksu karnego mówi: „Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w paragrafie 1 za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”.

Pacjentom wydaje się, że napisanie komentarza, w który obrzuca się lekarza inwektywami i wysuwa oskarżenia, jest realizacją prawa do wolności słowa. – Czym innym jest jednak prawo pacjenta do oceny i opinii o usłudze lekarza, a czym innym wpis hejterski, pełen inwektyw i wulgaryzmów. Ten ostatni jest zniesławieniem. Największym jednak problemem lekarzy, utrudniającym odniesienie się do tej niesprawiedliwości w internecie czy w rzeczywistości, jest tajemnica lekarska. Dobrze, że ona jest, ale uniemożliwia bezpośrednie odparcie ataku – wskazuje mecenas Powierża.

Ochrona dóbr osobistych

Lekarz, który czuje się niesprawiedliwie potraktowany przez pacjenta czy znieważony, ma jeszcze drogę cywilną. Do sądu można złożyć pozew o naruszenie dóbr osobistych, tj. godności czy czci, i walczyć jednocześnie o uzyskanie odszkodowania. Sądy karne bardzo nie lubią rozpatrywać spraw z art. 212 Kodeksu karanego, w efekcie często trafiają one właśnie do sądów cywilnych. Adam Bodnar, minister sprawiedliwości, zapowiada nawet zniesienie art. 212 Kodeksu karnego. Dzięki temu wszystko mogłoby się przenieść do sądów cywilnych.

Na razie w sądach karnych wyroki zapadają. W jednej z głośnych spraw została ukarana Justyna Socha, znana ze swojego sprzeciwu wobec szczepień i szczepionek. Działaczkę organizacji STOP NOP poznański Sąd Okręgowy skazał prawomocnie za zniesławienie dr. Pawła Grzesiowskiego. Nałożono na nią karę grzywny w wysokości 2 tys. zł oraz obowiązek zapłaty 5 tys. zł na rzecz jednego ze szpitali dziecięcych. Sprawa ciągnęła się od 2016 r.

Wtedy to Paweł Grzesiowski złożył pozew. Chodziło o petycję skierowaną do premiera, w której Stowarzyszenie STOP NOP domagało się ujawnienia powiązań z firmami farmaceutycznymi osób decydujących o systemie szczepień oraz odpowiedzialnych za refundację leków w Polsce. W petycji padły nazwiska, m.in. Pawła Grzesiowskiego, który był członkiem Zespołu Ekspertów do spraw Programu Szczepień Ochronnych przy Ministerstwie Zdrowia.

Głośna była także sprawa lekarki wytoczona portalowi znanylekarz.pl. Wiosną 2023 r. Sąd Okręgowy w Warszawie przyznał jej zadośćuczynienie od serwisu. Sprawę ujawniła Okręgowa Izba w Warszawie, przytaczając sentencję wyroku sądu, z której wynikało, iż przepisy prawa jednoznacznie nakładają na portal internetowy ciężar udowodnienia prawdziwości negatywnego komentarza.

Sąd podkreślił, że z uwagi na fakt, że znanylekarz.pl tego nie uczynił, przeciwnie, uwierzył jedynie w oświadczenie autora krzywdzącego wpisu, został uznany za odpowiedzialnego naruszenia dóbr osobistych lekarki, pod której adresem wpis był skierowany. Sąd podkreślił, że jeśli osoba, której dobra osobiste są naruszane, zgłosi to dostawcy usługi internetowej, musi on od tego momentu udowodnić, że komentarz jest prawdziwy, albo go zablokować.

Pomoc u Rzecznika Praw Lekarza

W sprawy dotyczące naruszenia dóbr osobistych czy zniesławienia lekarzy angażują się także rzecznicy praw lekarza. W 2022 r. Monika Potocka, rzecznik praw lekarza OIL w Warszawie, zawiadomiła prokuraturę rejonową o możliwym zniesławieniu jednego z warszawskich lekarzy. Sprawa dotyczyła zniesławiania lekarzy należących do OIL w Warszawie, którzy zgłosili się do rzecznika praw lekarza. Chodziło o to, że za pośrednictwem mediów społecznościowych użytkownik ukryty pod tzw. nickiem zamieścił post zawierający wulgarne słownictwo, oskarżając medyków o nieprawidłowy sposób udzielania świadczeń zdrowotnych. Jednocześnie poniżył lekarzy w opinii publicznej i naraził ich na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu.

Zgodnie z polskim prawem zniesławienie ścigane jest z oskarżenia prywatnego. Prokuratura, uznając jednak interes społeczny, wynikający m.in. z wagi naruszenia dóbr oraz faktu, że sprawca nie został ustalony, a pokrzywdzeni lekarze nie mają realnej możliwości ustalenia jego danych personalnych, postanowiła objąć ten czyn ściganiem z urzędu. Sama Monika Potocka pisała wówczas na stronie internetowej OIL, że internet dziś dla wielu pacjentów jest platformą zdobywania wiedzy i opinii o lekarzach, i zapewnianych przez nich usługach medycznych.

W jej ocenie, niestety nie każdy ma odwagę podzielić się swoją opinią w sposób rzetelny, ale niekiedy – ukrywając się pod wymyśloną nazwą – szkaluje dobre imię lekarzy. Przynosi to szkodę nie tylko tym ostatnim, ale także potencjalnym pacjentom, którzy zrezygnują z pomocy medycznej.

Katarzyna Nowosielska, psychoterapeutka oraz mediator sądowy