Zaufanie do lekarza a substancje psychoaktywne
Mając na uwadze sentencję rzymskiego filozofa Seneki, że „zaufanie jest najpiękniejszą spowiedzią zakończoną słowem – prowadź”, musimy pamiętać o tym, jak ważną rolę odgrywa ono w relacjach między ludźmi. Jeżeli darzymy kogoś zaufaniem i godzimy się, aby nas „prowadził”, liczymy na jego życzliwość, dyskrecję i kompetencje, a jednocześnie oczekujemy od niego lojalności i uczciwości. Stąd zaufanie do lekarza i do jego kompetencji jest sprawą fundamentalną.
„Gazeta Lekarska” nr 2/2015
Dotyka ono bowiem zagrożenia najcenniejszych dóbr człowieka, jakimi są zdrowie i życie, przy jednoczesnej bezradności pacjenta i jego niewiedzy na temat choroby, w przeciwieństwie do wiedzy i potężnej władzy lekarza. Pojawiające się ostatnio w mediach informacje mówiące o zatrzymanych w miejscu pracy (i nie tylko) naszych „niedysponowanych” koleżankach i kolegach przyczyniły się niewątpliwie do spadku poziomu zaufania do zawodu lekarza i obniżenia jego prestiżu.
Z badań European Trusted Brands obejmujących 12 państw europejskich wynika, że zaufanie do polskich lekarzy w 2013 r. deklarowało jedynie 57 proc. ankietowanych. Niestety zaufanie to systematycznie spada, bowiem w 2011 r. ufało nam 73 proc. ankietowanych, a w 2012 r. – 64 proc.
Według cytowanych badań gorzej jest tylko w Rosji, gdzie wskaźnik ten wynosił 47 proc. Średnia europejska to 78 proc. Jeszcze bardziej powinny nas zaniepokoić wyniki badań opublikowanych ostatnio w „New England Journal of Medicine” [1], bowiem wśród 29 badanych uprzemysłowionych krajów Polska, z wynikiem 43 proc., znalazła się na ostatnim miejscu pod względem poziomu zaufania do lekarzy.
Wielu kolegów zapewne zdziwi fakt, że przed nami znalazły się takie kraje jak Rosja (45 proc.) czy Bułgaria (46 proc.). W świetle cytowanych badań zastanawiać muszą dane opublikowane ostatnio przez CBOS [2], według których 78 proc. ankietowanych ufa swojemu lekarzowi. Nie wnikając w to, skąd takie rozbieżności i komu powinniśmy wierzyć, nie ulega wątpliwości, że odbudowa zaufania do zawodu lekarza powinna być dla nas sprawą priorytetową.
Jeżeli zależy nam na tym, aby zawód lekarza był nadal traktowany jako zawód zaufania publicznego, a izby lekarskie jako depozytariusz tego zaufania, powinniśmy pilnie podjąć działania naprawcze. Jednym z nich musi być znalezienie sposobu na ograniczenie, a dalej na wyeliminowanie z placówek ochrony zdrowia zachowań będących skutkiem używania substancji psychoaktywnych przez lekarzy.
Nie może być tak, że praktycznie w każdym miesiącu dowiadujemy się, z polujących na sensacje mediów, o kolejnych „niedysponowanych” kolegach zatrzymanych w miejscu pracy przez Policję (chyba że udało im się wcześniej uciec, tak jak to miało ostatnio miejsce w Limanowej). Ponieważ temat relacji pomiędzy lekarzami i ich pacjentami ma związek z prawami człowieka, zatrzymam się na chwilę przy tych prawach.
Nie jest bowiem tajemnicą, że część naszych kolegów traktuje niestety branie „pod lupę” naszych „niedysponowanych” kolegów jako zamach na te prawa, a reagowanie na ich zachowania jako „donosicielstwo”. Ponieważ wśród uznanych powszechnie praw człowieka istnieje prawo do decydowania o swoim życiu, jesteśmy zapewne zgodni co do tego, że każdy człowiek może decydować o swoim zdrowiu, w tym również o tym, czy pije alkohol, bierze leki czy też przyjmuje narkotyki.
Prawo jednego człowieka kończy się jednak tam, gdzie zaczyna się prawo innego człowieka. Powinniśmy więc akceptować pełną wolność człowieka do momentu, kiedy jego działania nie stanowią zagrożenia dla prawa innego człowieka, np. do ochrony zdrowia.
Jeżeli jednak zauważamy zachowania niebezpieczne, a do tego naruszające godność zawodu lekarza i podważające zaufanie do niego, to musimy zdecydowanie i adekwatnie reagować. Wychodząc z tego założenia, w swoim poprzednim artykule (zobacz więcej), sygnalizowałem konieczność opracowania szczegółowych procedur objęcia opieką tych kolegów lekarzy, których stan zdrowia ogranicza lub uniemożliwia wykonywanie zawodu, albo stwarza zagrożenie dla zdrowia, a nawet dla życia ich pacjentów i których zachowania podważają zaufanie do nas wszystkich.
Spodziewałem się, że wielu kolegów przyzna mi rację. Tak też się stało. W listach, które po moim artykule dotarły zarówno do redakcji „Gazety Lekarskiej”, jak i bezpośrednio do mnie, powtarzał się postulat opracowania procedur i algorytmów postępowania z „niedysponowanymi” kolegami. W tym miejscu chciałbym poinformować zainteresowanych kolegów, że chyba idzie ku dobremu, bowiem na poziomie NIL i OIL w Warszawie powstały ostatnio zespoły, które mają wypracować propozycje takich procedur.
Pochylając się nad tworzonymi propozycjami, musimy jednocześnie znać odpowiedź na kilka nasuwających się pytań. Jedno z nich brzmi: czy przedmiotem naszego zainteresowania powinni być wyłącznie „niedysponowani” koledzy, którzy zostali zatrzymanymi w miejscu pracy?
Czy lekarz zatrzymany z powodu jazdy samochodem w stanie po spożyciu alkoholu lub pod wpływem, przyjmowanych „na własną rękę”, innych substancji psychoaktywnych, albo lekarz zatrzymany w izbie wytrzeźwień, powinien być traktowany jako osoba, która:
- narusza godność zawodu i podważa zaufanie do zawodu lekarza (art. 1. KEL);
- postępuje w sprzeczności z dobrymi obyczajami (art. 76 KEL)?
Takie pytania skierowałem w sierpniu ub.r. do Komisji Etyki Lekarskiej NRL. Niestety myliłem się, sądząc, że są to pytania retoryczne, bowiem do dnia dzisiejszego nie otrzymałem na nie odpowiedzi. Jeżeli, nie czekając na stanowisko KEL, będziemy zgodni co do tego, że takie sytuacje są bardzo niekorzystne dla naszego środowiska, to wszyscy zgodnie powinniśmy temu przeciwdziałać.
Nie myślę absolutnie o karaniu, lecz o tym, w jaki sposób pomóc koledze lekarzowi w zidentyfikowaniu problemu i jak go skłonić do podjęcia leczenia, chroniąc tym samym zarówno jego, jak i jego pacjentów.
Musimy mieć świadomość, że związane z alkoholem i innymi substancjami psychoaktywnymi zachowania nie tylko budzą wątpliwości etyczne, dotyczą kwestii godności naszego zawodu i zaufania do niego, ale dają także poważne podstawy do obaw, że istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo popełnienia przewinienia zawodowego (art. 53 ustawy o izbach lekarskich), wykroczenia, a nawet przestępstwa.
Z mojego wieloletniego doświadczenia zawodowego wynika, że osoby, które dopuszczają się tego rodzaju zachowań, mają na ogół dość zaawansowane problemy alkoholowe, lekowe lub narkotykowe i niewątpliwie mają uszkodzoną tzw. kontrolę sytuacyjną nad przyjmowaniem tych substancji. W związku z tym powinny one poddać się (lub zostać zobligowane do poddania się) procesowi diagnostycznemu, m.in. w kierunku wykluczenia lub potwierdzenia uzależnienia od substancji psychoaktywnych.
Osoby zdiagnozowane jako uzależnione, które chciałyby nadal wykonywać zawód lekarza, powinny poddać się terapii, jeśli już nie dla własnego dobra, to w celu zminimalizowania zagrożenia, jakie stwarzają dla swoich pacjentów.
Same nie poradzą sobie z uzależnieniem. Zadbajmy więc nie tylko o pacjentów, ale także o tych kolegów lekarzy, którzy nie są jeszcze świadomi swojej choroby i bez naszej pomocy nie będą w stanie jej u siebie odkryć, a później sobie z nią poradzić. O tym, jak taka pomoc wygląda w innych krajach, napiszę w kolejnym artykule.
Na zakończenie chciałbym podpisać się pod propozycją kol. Medarda Lecha („GL” 12/2014) i zaapelować do kolegów lekarzy, którzy od lat zdrowieją z uzależnień, żeby uświadomili nam wszystkim, dokąd zaprowadziły ich „dobre serce” i fałszywie pojmowana „solidarność” kolegów.
Bohdan Woronowicz
Doktor nauk medycznych, specjalista psychiatra, certyfikowany specjalista terapii uzależnień, certyfikowany superwizor psychoterapii uzależnień, pełnomocnik ds. zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów przy OIL w Warszawie
[1] Blendon RJ, Benson JM, Hero JO: Public trust in physicians – U.S. medicine in international perspective. N. Engl. J. Med. 2014 Oct 23;371(17):1570-1572.
[2] Komunikat z badań CBOS nr 165/2014, Opinie o błędach medycznych i zaufaniu do lekarzy. Warszawa, grudzień 2014.