Zdarzają się Ukraińcy oczekujący bezpłatnej pomocy lekarskiej
Często lekarze rodzinni podejmują decyzję o nieodpłatnym przyjęciu pacjenta – mówi Agnieszka Jankowska-Zduńczyk, prezes Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce, była konsultant krajowa w dziedzinie medycyny rodzinnej.
– Duże wyzwanie dla lekarzy rodzinnych stanowi konieczność ustalenia, czy dana osoba ma uprawnienia do otrzymania bezpłatnych świadczeń w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego.
Obecnie identyfikacja uciekinierów wojennych, którzy przekroczyli granicę polsko-ukraińską po 24 lutego i osób z przyznanym numerem PESEL, odbywa się sprawnie. System eWUŚ wyświetla ich „na zielono” tak jak każdego innego Polaka uprawnionego do otrzymania nieodpłatnej pomocy w ramach NFZ. To duże ułatwienie.
Jest jednak grupa osób posługujących się ukraińskim paszportem, które przyjechały do Polski, ale nie przekroczyły granicy polsko-ukraińskiej, lecz na teren UE wjechały np. od strony Rumunii. Ustawa dotycząca uprawnień uciekinierów wojennych wskazuje na konieczność wyrażenia woli na pozostanie w Polsce jako warunek do korzystania z bezpłatnych świadczeń zdrowotnych.
Tu pojawia się kłopot, bo publicznie informacje o tym nie są skutecznie przekazywane do opinii publicznej. Często lekarze rodzinni, udzielający świadczeń w ramach umów podpisanych z NFZ, którzy jednocześnie są właścicielami swoich praktyk, podejmują decyzję o nieodpłatnym przyjęciu pacjenta.
Tak jak w każdej grupie ludzi, zdarzają się osoby oczekujące bezpłatnej pomocy lekarskiej, mimo że nie są do niej uprawnieni. Wiąże się to z koniecznością przeprowadzenia trudnych rozmów, często w różnych językach i przy pomocy translatorów. Generalna zasada dla osób z obcym obywatelstwem jest następująca: trzeba posługiwać się kartą pobytu wydaną przez Rzeczpospolitą oraz dowodem opłacania składek zdrowotnych w ZUS, a gdy ktoś ich nie ma, świadczenia powinny być udzielane odpłatnie. Ta granica jest jednak na tyle płynna, że lekarze często podejmują indywidualne decyzje.
Ogromne wyzwanie, także w kontekście odpowiedzialności zawodowej, stanowi próba kontynuowania leczenia uciekinierów wojennych z Ukrainy, której towarzyszy brak wiedzy, na co chorowali w przeszłości. Brakuje dostępu do dokumentacji medycznej czy jakiejkolwiek innej merytorycznej informacji o ich stanie zdrowia, bazujemy głównie na informacjach przekazywanych ustnie w obcym nam języku.
Zdarza się, że uchodźcy przynoszą leki, które zabrali ze sobą z Ukrainy. Etykiety są opisane cyrylicą, staramy się znaleźć ich polskie odpowiedniki. Gorzej, gdy z ust uciekinierów wojennych pada nazwa leku, ale nie udaje się jej zidentyfikować.
Lekarze rodzinni są wykwalifikowani do rozpoznawania m.in. chorób o charakterze przewlekłym, takich jak astma, POChP, przerost gruczołu krokowego, nadciśnienie tętnicze czy cukrzyca. To z nimi najczęściej mamy do czynienia w gabinetach i w naszym zakresie pozostaje możliwość diagnostyki. Staramy się robić to, co w naszej mocy.
Cały czas pracujemy jednak w obliczu ryzyka błędu spowodowanego brakiem znajomości języka ukraińskiego przez polskich lekarzy i nieznajomością języka polskiego ze strony Ukraińców. W POZ ponad połowa lekarzy jest w wieku 50+, wiec pamiętają język rosyjski, ale Ukraińcy nie zawsze się nim nie posługują. Staramy się minimalizować ryzyko zdrowotne dla pacjentów, ale też konsekwencje ponoszenia odpowiedzialności finansowej po ewentualnych postepowaniach kontrolnych ze strony NFZ, do których może dojść w przyszłości.
Notował: Mariusz Tomczak