Życie jest silniejsze
„Jak mogłem pomóc innym, dla których zabrakło leków i środków opatrunkowych? Tylko dobrym słowem, przyjaznym gestem. To wszystko, co mogłem ofiarować jako lekarz i jako człowiek” (dr Suren Konstantynowicz Barutczew).
Foto: Iwona Burdzanowska
Jak funkcjonować po traumie obozu koncentracyjnego? Czy po takich doświadczeniach można jeszcze w ogóle cieszyć się życiem? – pytałam dzieci i wnuki byłych więźniów Konzentrationslager Lublin, którzy uczestniczyli w Zjeździe Rodzin Więźniów Majdanka, towarzyszącym lipcowym obchodom 75. Rocznicy likwidacji tego obozu.
Nikt mi nie odpowiedział: „nie można”. – Życie jest silniejsze – usłyszałam od synowej Jana Klonowskiego, lekarza, który spędził na Majdanku cztery lata. W obozie, w którym wielu więźniów było lekarzami, a często także żołnierzami walczącymi na froncie. Nie sposób nie wspomnieć o nich w roku, w którym mija 80 lat od wybuchu II wojny światowej.
Wyszedł tylko po truskawki
– To był wyjątkowy pech. Imieniny taty, 24 czerwca 1941 r. Ojciec pracował wtedy w szpitalu Jana Bożego w Lublinie i wyszedł na chwilę, aby kupić koszyk truskawek. I wpadł. To była przypadkowa łapanka – wspomina ojca Antoni Klonowski, z którym rozmawiałam podczas Zjazdu Rodzin Więźniów Majdanka. Jan Klonowski to jeden spośród 230 lekarzy i lekarek, którzy byli więźniami Majdanka. Był jednym z medyków obozowych najdłużej niosących pomoc. Wcześniej, przed wybuchem II wojny światowej, pracował jako lekarz w 63. Pułku Piechoty w Toruniu. Był żołnierzem kampanii wrześniowej, uczestniczył także w obronie Warszawy. Po aresztowaniu najpierw przebywał w więzieniu na Zamku Lubelskim, a potem w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen, skąd przetransportowano go do KL Lublin, gdzie doczekał likwidacji obozu. Na Majdanku Klonowski dostał numer 25. Jego zadaniem było zorganizowanie apteki obozowej, którą kierował.
Jeden z więźniów, z którym się zaprzyjaźni, ks. Witold Kiedrowski-Kołodko, wspominał: „Gdy chodzi o Majdanek, decydującą rolę odegrali moi przyjaciele z podziemia (…) i Janek Klonowski. Nigdy nie wypowiem jego zasługi, która niespodziewane owoce wydała. Najpierw uratował mi życie, prowadząc jako chorego na zapalenie płuc, gdy byłem chory na tyfus. I tak uniknąłem komory. Nie żałował trudu, by ze mnie „aptekarza” zrobić”. Inny lekarz więziony na Majdanku, Zacheusz Pawlak, o Janie Klonowskim opowiadał tak: „Kiedy w obozie zapanowała epidemia tyfusu plamistego, pragnąc dostarczyć szczepionkę przeciwtyfusową Weigla i inne leki dla setek ciężko chorych więźniów, Klonowski z księdzem Kołodko podjęli wielką akcję, znaną tylko niewielu wtajemniczonym pod kryptonimem „lekarstwa”. W rezultacie wczesną wiosną 1943 r. do obozu trafiła pierwsza partia szczepionek przeciwtyfusowych dla więźniów Majdanka. Bezpośrednio po wojnie dr Klonowski został wcielony do wojska, gdzie był szefem służby medycznej. W 1973 r. podjął pracę jako lekarz specjalista rentgenolog. Zmarł w 2013 r., mając 101 lat! – Tata bardzo mało opowiadał o swoich przeżyciach na Majdanku. Chyba nie chciał do nich wracać, skupił się na nowym etapie życia: założył rodzinę, wychowywał czwórkę dzieci, miał pracę i pacjentów, co całkowicie wypełniało mu życie – wspomina syn.
Babcia przeżyła cztery obozy
– Stefania Perzanowska dla mnie i mojego brata była przede wszystkim ukochaną, najlepszą na świecie babcią, do której jeździliśmy co tydzień z Warszawy do Radomia. Z całą pewnością rozpieszczała nas. Zawsze opanowana, łagodna, pełna stoickiego spokoju i ciepła – wspomina Krzysztof Korczak. – Dzisiaj myślę, że ten spokój wynikał z dystansu do życia, który chyba naturalnie rodzi się w ludziach, którzy przeszli przez koszmar obozów, a babcia była więźniem aż czterech. Oprócz Majdanka i KL Auschwitz-Birkenau była także więźniarką obozów w Ravensbrück i Neustadt-Glewe. W każdym z oddaniem i poświęceniem ratowała ludzkie istnienia, w każdym zakładała szpitale dla więźniów – dodaje wnuczek Stefanii Perzanowskiej. Na Majdanku to właśnie dzięki staraniom dr Perzanowskiej (pseudonim „Żywna”) powstał pierwszy kobiecy barak szpitalny.
Wcześniej jako lekarz uczestniczyła w obronie Warszawy we wrześniu 1939 r. Działała w konspiracji. Na Majdanek trafiła w styczniu 1943 r. – Babcia często wspominała swoje obozowe przeżycia. Jedno z nich dotyczyło oprawcy z Oświęcimia doktora Josefa Mengele, z którym musiała współpracować jako lekarka – więzień obozu. Mengele codziennie jej powtarzał: „Ty nie przeżyjesz. Nie masz szans”. Los pokazał, jak bardzo się mylił! – wspomina Krzysztof Korczak. Do końca cieszyła się życiem. – Mimo zapracowania, bo po zajęciach w szpitalu przyjmowała jeszcze pacjentów w gabinecie w domu, potrafiła znaleźć czas dla nas. Na przykład zbieraliśmy razem rośliny do zielnika – opowiada mi Krzysztof i dodaje: – Zdradzę, że miała jedną słabość. To papierosy, które zaczęła palić jeszcze jako studentka na zajęciach w prosektorium. Jednak pokonała nałóg. Pewnego dnia, w wieku 70 lat po prostu rzuciła papierosy i nigdy do nich nie wróciła.
Tata był skryty
Romuald Sztaba był absolwentem Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Warszawskiego oraz Szkoły Podchorążych Sanitarnych Rezerwy. Żołnierz kampanii wrześniowej i członek konspiracji. W lutym 1942 r. trafił na Majdanek. Był lekarzem w rewirze pola I w bloku 2 – chirurgicznym, a także w bloku dla chorych na tyfus i świerzb. Działał w obozowym ruchu oporu, współpracował z PCK. Od 1955 r. mieszkał w Gdańsku. Był kierownikiem Kliniki Chirurgii Dziecięcej Akademii Medycznej. „Żaden z polskich lekarzy nie wybierał do gazu i nie decydował o tym. Selekcję przeprowadzali lekarze niemieccy, a czasem podoficerowie. Ustawiano w szeregu wynędzniałe szkielety, trzęsące się z osłabienia i temperatury, bo podczas duru człowiek jest zamroczony, odurzony. Chwiejąc się, szli jeden za drugim na cieniutkich nogach, duża ostrzyżona głowa, przerażony wzrok, nie bardzo świadomi, co się dzieje. Na środku stawał esesman, kapo albo dwóch podoficerów, obok ja. Tamten decydował: na lewo – do gazu, na prawo – jeszcze może pożyć. I koniec” – wspominał po latach Romuald Sztaba. Córka Romualda Sztaby, Ewa Sztaba-Chmielarz, opowiadając o ojcu, powołuje się na jego pamiętniki. Cztery bruliony notatek, które spisywał w latach 1956-1982. Zawierają one różne zapiski i refleksje, ale nie ma w nich nic o wojnie ani o traumie, ani o pobycie w obozach. – Tata był człowiekiem skrytym. Nie opowiadał o swoich przeżyciach obozowych – zaznacza Ewa Sztaba-Chmielarz.
Otto Hett to mój stryj
– Przyjeżdżam tutaj, bo chcę poznać historię mojego stryja, niemieckiego lekarza więzionego na Majdanku. To mój obowiązek – podkreśla Gerhard Hett, który od kilku lat, zawsze na rowerze, dociera na Majdanek. Jego stryj Otto Hett przed wojną ukończył studia medyczne i już w 1938 r. z powodu poglądów politycznych (jawnie krytykował faszyzm) został aresztowany. Osadzono go w KL Dachau, a w 1941 r. przeniesiono na Majdanek i oznaczono numerem 15. Początkowo pełnił funkcję kapo rewiru w baraku szpitalnym na polu I, następnie został naczelnym lekarzem na II polu w lazarecie dla inwalidów, jeńców sowieckich. Wśród więźniów miał opinię prawego człowieka i lekarza starającego się w miarę możliwości jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki. Został zastrzelony dosłownie na chwilę przed wyzwoleniem obozu, w czasie pieszego transportu ewakuacyjnego z Majdanka do KL Auschwitz w lipcu 1944 r. Niemcy woleli pozbyć się takiego świadka.
Anna Augustowska, dziennikarz