23 kwietnia 2024

Zachorowalność na odrę: Europa kontra USA

Niedawno Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny alarmował, że wzrasta zachorowalność na odrę w Polsce. Przytaczał też dane, że w Niemczech ten trend jest jeszcze bardziej niepokojący. Okazuje się, że i inne kraje europejskie mają z tym problem, a odra atakuje ze wzmożoną siłą w Ameryce Północnej.

San Francisco. Foto: freeimages.com

Tylko od stycznia 2015 roku w Stanach Zjednoczonych zanotowano ponad 150 nowych przypadków zachorowań. Zebrano już też dane za ubiegły rok (podajemy za National Center for Immunization and Respiratory Diseases).

Wynika z nich, że w całym 2014 roku w 27 stanach zarejestrowano łącznie 644 potwierdzone zachorowania na odrę, co jest najgorszym wynikiem od co najmniej 14 lat. Jak podają eksperci Centers for Disease Control and Prevention (CDC), większość osób, które zachorowały, nie była szczepiona.

Jednak gorzej jest w krajach europejskich.

Od października 2014 roku odnotowano 600 przypadków zachorowań na odrę w Niemczech, z czego tylko w styczniu br. było to 250 osób. Ostatnio tak wysokie poziomy zapadalności na odrę obserwowano za naszą zachodnią granicą w 2001 roku.

We Włoszech w 2014 roku było 1921 zachorowań. Najlepiej jest w Bułgarii i Portugalii, gdzie w zeszłym roku nie zanotowano ani jednego przypadku wirusa odry, w Grecji zachorowała jedna osoba. W sumie w całej Europie odnotowano 3840 przypadków pojawienia się odry.

Dane na temat zachorowalności na odrę zaczynają niepokoić także, jeśli chodzi o Polskę.

Z informacji opracowanych przez NIZP-PZH wynika, że z roku na rok w naszym kraju wzrasta liczba chorujących. O ile w 2010 roku było to zaledwie 13 osób, to już dwa lata później liczba chorych wzrosła do 70.

Ten niepokojący trend wciąż się pogłębia – w 2014 roku zgłoszono 110 zachorowań na odrę. Pierwsze zachorowania pojawiły się już także w tym roku. Eksperci uważają, że za pojawienie się odry odpowiedzialne są ruchy antyszczepionkowe, które twierdzą, że szczepionka przeciwko tej chorobie wywołuje poważne skutki uboczne, np. autyzm.

Powołują się przy tym na artykuł autorstwa doktora Andrew Wakefielda, który ukazał się w 1998 roku w prestiżowym magazynie medycznym „Lancet”.

Po latach okazało się, że jego autorzy sfałszowali badania. W 2010 roku „Lancet” oficjalnie wycofał publikację i odciął się od zaprezentowanych w niej tez, a Wakefield stracił prawo wykonywania zawodu.

Ostatnie wyniki szeroko zakrojonych badań opublikowane w specjalistycznym czasopiśmie „Pediatrics” pokazują, że szczepionki typu MMR, które najczęściej oskarża się o powodowanie autyzmu, nie mogą być uznane za groźne dla zdrowia lub życia dzieci.