20 kwietnia 2024

Optymizm wspomnieniowy

Jedno z dyżurnych pytań, zadawanych przez dziennikarzy na przykład artystom kabaretowym, brzmi: „Czy Polacy są optymistami, czy pesymistami?”. Zawsze wtedy odpowiadam, że to właściwie żadna różnica i powołuję się na którąś z moich ulubionych definicji.

Foto: Mariusz Cieszewski, MSZ

Na przykład powtarzaną często przez Stefana Kisielewskiego: „Pesymista twierdzi: – Już gorzej być nie może! A optymista na to : – Może, może!”. Albo tę autorstwa Andrzeja Poniedzielskiego: „Optymista twierdzi, że życie stoi do niego otworem, a pesymista wie dokładnie, który to otwór”. W związku z tym, że często się odwołuję do obu sentencji, próbowałem je złączyć w jedną.

Ale wychodzą mi bzdury typu: „Pesymista twierdzi, że gorzej już być nie może, bo wie, który to jest otwór. A optymista na to: – Może, może, bo życie stoi do niego tym otworem!”. No głupota. Będę się jednak posługiwał nimi oddzielnie.

A pytanie o optymizm i pesymizm Polaków przypomniało mi się kilka dni temu, dzięki pewnej internetowej korespondencji. Na jej podstawie doszedłem do wniosku, że wymyśliliśmy coś nowego. Nie wiem jeszcze, jak to nazwać. „Optymizm wsteczny”? „Optymizm wspomnieniowy”?

Otóż ta przesyłka to był link do aukcji internetowej. Ktoś wystawił do sprzedaży samochód. Podane są tradycyjnie: rocznik, przebieg, moc silnika, pojemność. Sprzedający dołączył zdjęcia. Widok nie jest zachęcający – wgniecenia, rysy na lakierze, zmasakrowany przód, silnik po uderzeniu właściwie znalazł się w środku kabiny, brak wszystkich kół.

Ale pierwsze zdanie opisu sprzedawanego samochodu brzmi: „Przed wypadkiem auto było w bardzo dobrym stanie technicznym”. Genialne! Przecież to tak, jakby w piekarni na jednej z półek umieścić napis: „Chleb wczorajszy. Ale jeszcze wczoraj ten chleb był dzisiejszy”.

Albo gdyby brzydki, zaniedbany estetycznie facet wszedł do kawiarni pełnej atrakcyjnych młodych kobiet i próbował podrywać na stwierdzenie: „Wiesz mała, trzydzieści lat temu miałem jeszcze włosy, nie miałem brzucha i byłem przystojny”.

Wiadomo, że raczej nie odniesie sukcesów w towarzyskich podbojach, ale przynajmniej jemu samemu robi się jakoś lżej na duszy. Tak go to podbudowuje, że dużo młodszych, sprawniejszych i przystojniejszych konkurentów próbuje zbyć pogardliwym spojrzeniem i cytatem z wiersza „Giganci emerytury”:

Tacy młodzi, tacy silni, tacy mężni,
A naprawdę, co ty wiesz o życiu, synku?
Nie zna życia, kto nie budził się przy tężni!
Nie zna życia, kto nie hulał w Ciechocinku!

Wiedząc, że publikuję te teksty w gazecie kierowanej do środowiska medycznego, staram się zawsze znaleźć jakieś odniesienie do Państwa pracy. I mam taką propozycję – czy nie mogliby Państwo dodawać otuchy swoim pacjentom, umieszczając w kartach informacyjnych, na receptach, wywiadach, wynikach badań, formułki typu: „Przed pogorszeniem się wzroku pacjent widział lepiej” albo „Przed podwyższeniem się ciśnienie było niższe”?

To niczego nie zmienia, a wprowadza trochę… No właśnie, czy aby na pewno optymizmu? Przecież tamten samochód, nawet wyklepany, pomalowany, z nowymi kołami, na pewno nie będzie młodszy i raczej nie będzie sprawniejszy niż przedtem.

Więc może to przynieść odwrotny skutek. I podnieść poziom pesymizmu. Ale już ustaliliśmy, że w naszym kraju właściwie różnicy pomiędzy pesymistą a optymistą nie ma, zatem proszę zastosować zaproponowaną przeze mnie metodę albo jej nie stosować.

A i dla siebie wyniosę z opisanego przypadku pewną korzyść. Teraz każdemu krytykowi utyskującemu na jakość mojej twórczości mogę odpowiedzieć: „Przed napisaniem tego tekstu byłem dowcipniejszy”.

Artur Andrus
Dziennikarz radiowej „Trójki”, konferansjer i satyryk

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 4/2015