26 kwietnia 2024

Integracja lekarzy trwa od 30 lat

Od początku reaktywacji okręgowe izby lekarskie zabiegają o to, by lekarz miał silne poczucie przynależności do swojej grupy zawodowej.

Foto: archiwum „Gazety Lekarskiej”

Zawód lekarza wymaga maksymalnego zaangażowania, dyspozycyjności i ustawicznego kształcenia.

W obecnej, coraz bardziej skomplikowanej rzeczywistości ekonomicznej i prawnej jego wykonywanie obwarowane jest wieloma przepisami, restrykcjami, a także obciążeniami biurokratycznymi ze strony zarządzających placówkami opieki zdrowotnej.

Jest więc narażony na przepracowanie, życie w permanentnym stresie i wypalenie zawodowe. Aby „przeżyć”, potrzebuje wsparcia środowiska, poczucia, że nie jest sam ze swoimi problemami.

Wartość sama w sobie

Od początku reaktywowania izb lekarskich kładziono nacisk na integrację lekarzy. W tamtych czasach każdy jej przejaw, np. wspólne spędzanie wolnego czasu poprzez działalność kulturalną, turystyczną czy sportową, przyjmowano z entuzjazmem.

– Wszystko po tej szarej, komunistycznej rzeczywistości było dla nas nowe, atrakcyjne, ale też niewiadome, można więc powiedzieć, że w kontekście formowania się struktur samorządu lekarskiego i ogromnych wyzwań integracja środowiska była wartością samą w sobie, dziś już te brakuje – mówi Stanisław Markowski ze Świętokrzyskiej Izby Lekarskiej w Kielcach, długoletni sędzia sądów lekarskich.

Prezes NRL Tadeusz Chruściel uważał, że do osiągnięć izb w I kadencji należało utworzenie sieci struktur samorządowych i ich materialno-organizacyjnego zaplecza, ale też kładł nacisk na to, jak ważne jest stopniowe uświadomienie siły, jaka tkwi w lekarzach, w ich zbiorowych działaniach opartych na zgodnym uczestnictwie w tych strukturach.

Stanisław Leszczyński, Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej I kadencji, mówił o integracji tak: „organ rzecznika stara się bronić godności obwinionych lekarzy, dążąc do zdobycia ich zaufania, bo tylko w ten sposób można budować autorytet tego organu, stać na straży równości wobec prawa i sprawiedliwości w orzekaniu”. A Andrzej Fortuna, długoletni wiceprezes NRL, podkreślał, że wszelkie wspólne działania są świadectwem integracji środowiska, nawet jeśli nie wszystkie cele udaje się w pełni zrealizować. Wówczas panowało przekonanie, że obowiązkowa, ustawowo uregulowana przynależność lekarzy do izb, jest ich siłą.

Biuletyny i „Gazeta Lekarska”

Z myślą o integracji lekarzy od 1990 r. okręgowe izby zaczęły wydawać własne biuletyny, a na szczeblu centralnym powołano do życia „Gazetę Lekarską”. Ówczesny jej felietonista, podpisujący się PJASZ, napisał wtedy: „W I kadencji nie doszło do sytuacji, by izby lekarskie przez większość były traktowane jako coś własnego, immamentnie związanego z zawodem”. Po 30 latach problem wciąż jest aktualny, gdyż znaczna część lekarzy postrzega samorząd jako instytucję, która pobiera składkę.

Marek Stankiewicz, pełniący przez 13 lat funkcję redaktora naczelnego „GL”, a także biuletynu Lubelskiej Izby Lekarskiej „Medicus”, uważa, że w środowisku lekarskim doszło do rozwarstwienia interesów, dlatego tak trudno to środowisko scalić. – Inne interesy mają profesorowie, ordynatorzy, specjaliści, a inne rezydenci. Jeśli podejmujemy działanie w jakimś kierunku, to się tego trzymajmy. W moim pojęciu trzeba wreszcie zdać sobie sprawę, że izba nie jest stowarzyszeniem, związkiem zawodowym, ale korporacją prawa publicznego, która ma sprawować pieczę nad właściwym wykonywaniem zawodu lekarza i lekarza dentysty – podkreśla Marek Stankiewicz i dodaje, że nie ma gotowej recepty na integrację, trzeba dostosowywać działania do ciągle zmieniającej się sytuacji.

Ryszard Golański, długoletni prezes i wiceprezes OIL w Łodzi, były wiceprezes NRL i redaktor naczelny biuletynu „Panaceum”, a przez 8 lat redaktor naczelny „GL” przypomina, że integracja jest jednym z ustawowych zadań samorządu lekarskiego i zwraca uwagę na fakt, że obecnie trudno scalić lekarzy ze względu na charakter ich pracy. – Znaczna część lekarzy pracuje na kontraktach, które nie łączą ich z miejscem pracy, jak było kiedyś, stomatolodzy natomiast pracują w rozproszeniu, w swoich praktykach indywidualnych, co także nie sprzyja integracji – zaznacza Ryszard Golański. Jego zdaniem nie zmienia to jednak faktu, że należy podejmować działania zmierzające do jednoczenia środowiska.

Hierarchiczność została złamana

Już w XVI w. doktor Wojciech Oczko głosił tezę, że ruch zastąpi prawie każdy lek, podczas gdy żaden lek nie zastąpi ruchu. Wielu lekarzy integrację kojarzy z aktywnością, są wśród nich znakomici siatkarze, żeglarze, lekkoatleci, tenisiści, triatloniści. Mimo że znaczną część życia spędzają w przychodniach i na salach operacyjnych, znajdują czas, by trenować i brać udział w zawodach, rajdach, spływach kajakowych, piknikach. Przyjeżdżają w towarzystwie tych, którzy podzielają ich sportowe pasje.

– To ich zbliża i te więzi są trwałe, jednocześnie poprzez aktywność fizyczną dają dobry przykład pacjentom – podkreśla Krzysztof Makuch, członek NRL, wybitny animator lekarskiego sportu, uczestnik Mistrzostw Świata Medyków (World Medical and Health Games), gdzie Polacy, jeśli chodzi o klasyfikację medalową, należą do czołówki. Uważa, że największym sukcesem jest ilość i różnorodność imprez sportowych odbywających się w Polsce, m.in. Igrzyska Lekarskie w Zakopanem, Światowe Mistrzostwa Lekarzy Polonijnych w Narciarstwie Alpejskim, mistrzostwa w pływaniu, mecze siatkarzy, golfistów, brydżystów…

Ten pogląd podziela Maciej Jachymiak, psychiatra z Nowego Targu, który już po raz 17. będzie organizował Igrzyska Lekarskie w stolicy Tatr. – Może to zabrzmi kontrowersyjnie, ale z mojego punktu widzenia integracja to coś, co izbom lekarskim wychodzi najlepiej. Kiedy organizowałem pierwsze igrzyska, nie przypuszczałem, że zyskają tak ogromną popularność. Co roku mamy 700 startujących, a wraz z osobami towarzyszącymi udział w imprezie bierze 2-3 tys. osób – wylicza Maciej Jachymiak i nadmienia, że izby organizują blisko 100 imprez sportowych rocznie, co jest fenomenem na skalę światową.

Lista dyscyplin, w których lekarze się udzielają, jest długa. Powstały też lekarskie stowarzyszenia sportowe – tenisistów, kolarzy, lekkoatletów, siatkarzy, koszykarzy, piłkarzy, którzy swoje życie sportowe organizują już poza izbą. A jak było na początku? – Pamiętnym przejawem integracji było, kiedy na jednym ze zjazdów prof. Jan Nielubowicz, wybitny chirurg i honorowy prezes NRL, wprowadził zasadę zwracania się lekarzy do siebie – kolego. Po raz pierwszy poczuliśmy, że jesteśmy sobie równi, profesor i lekarz z przychodni, chirurg i lekarz z izby przyjęć. To znaczyło, że hierarchiczność została złamana, że weszliśmy w nowe czasy – podkreśla Krzysztof Makuch.

Siedziba jak baza

Lekarze to grupa zawodowa o umysłach ścisłych. A jednak też piszą wiersze, malują, robią fantastyczne zdjęcia, śpiewają, grają na instrumentach, komponują. Te pozazawodowe pasje rozwijają w swoich izbach lekarskich, a ich siedziby stanowią bazę, w której się spotykają na próbach, wieczorkach poetyckich, koncertach, wystawach i wielu innych imprezach promujących ten rodzaj aktywności. Tutaj powstają też kluby lekarza. Katarzyna Bartz-Dylewicz, lekarz dentysta, przewodnicząca Komisji Kultury, Sportu i Rekreacji w Wielkopolskiej Izbie Lekarskiej, od 30 lat działa na tym polu.

– Integracja lekarzy poprzez kulturę jest obecnie bardziej potrzebna niż kiedykolwiek, ponieważ odchodzimy od humanistycznych wartości, które uznawały medycynę za rodzaj sztuki, zatem jej uprawianie, a nie tylko konsumowanie, uwrażliwia i łączy – mówi Katarzyna Bartz-Dylewicz. WIL rozwija ten kierunek – ma m.in. własny chór i muzyczny zespół kameralny, który stał się zalążkiem liczącej 130 osób Polskiej Orkiestry Lekarzy, koncertującej na całym świecie. W izbie powołano też Komisję ds. Integracji i Wizerunku, której ambicją jest scalać jej członków w różnych przedziałach wiekowych.

– Najgorszą opinię na temat izby mają lekarze w średnim wieku, wystąpiliśmy więc do nich z ofertą, np. koncerty gwiazd rocka organizowane w izbie, która pozwala przybliżyć im nie tylko naszą działalność, ale zapewnia relaks – przekonuje przewodniczący komisji Marcin Karolewski. Włodzimierz Cerański z Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie jako torakochirurg swoje zawodowe życie dzieli pomiędzy salą operacyjną i plenerami malarskimi, gdzie daje upust swoim pasjom.

Organizuje ogólnopolskie plenery, w których biorą udział lekarze ze wszystkich izb. – Integrujemy się tak już od 20 lat, a te działania znaczą więcej niż tysiąc pisemnych deklaracji. Jej wartością są bezpośrednie kontakty, przyjaźnie, które trwają latami – zapewnia Włodzimierz Cerański. Inną pasją – fotografiką – dzieli się Dariusz Hankiewicz, laryngolog z Radzynia Podlaskiego, założyciel Galerii Sztuki Nieprofesjonalnej „U lekarzy” w Lubelskiej Izbie Lekarskiej. Lekarze fotograficy to liczne grono lekarzy pasjonatów, którzy integrują się poprzez udział w konkursach fotograficznych i wystawach.

Można i tak

Lekarze wojskowi to specyficzna grupa wśród wykonujących ten zawód. Kiedy kończą uczelnie, otrzymują nakaz pracy i rozjeżdżają się po kraju. Ich zwierzchnikiem jest Ministerstwo Obrony Narodowej i muszą się podporządkować odgórnym decyzjom resortu. – Jako samorząd nie mamy wpływu na to, gdzie trafią, a siedziba naszej izby nie pełni, tak jak w innych izbach, miejsca, gdzie mogliby się spotykać, wspólnie rozwijać swoje pozamedyczne zainteresowania, jednym słowem integrować się – wyjaśnia Artur Płachta, prezes Wojskowej Izby Lekarskiej, i dodaje, że lekarze wojskowi są tej integracji spragnieni, dlatego celebrują wszelkie spotkania absolwentów i przyjaźnie zawarte w czasie studiów.

Zawsze jednak czuli i czują się oderwani od cywilnej społeczności lekarskiej i jest to wyzwanie dla samorządu. Marcin Mierzwa, lekarz rezydent w trakcie specjalizacji z chirurgii ogólnej i przewodniczący Komisji ds. Młodych Lekarzy w Beskidzkiej Izbie Lekarskiej, mówi, że lekarzom, którzy dopiero stoją na progu swojej drogi zawodowej najbardziej zależy, aby być zintegrowanym w miejscu pracy. – Ta integracja może być rozpatrywana w wielu aspektach, ale w trakcie odbywania specjalizacji największe znaczenie ma relacja mistrz-uczeń. Chirurgii nie można nauczyć się z książek, potrzebna jest praktyka pod okiem starszego, bardziej doświadczonego kolegi, od którego życzliwości zależy, z jakimi umiejętnościami, już jako samodzielni lekarze, pójdziemy do chorych – konkluduje Marcin Mierzwa.

– Integracja lekarzy jest niemożliwa do spełnienia w formule zadawalającej wszystkich. W naszych działaniach próbujemy jedynie pogodzić różnorodność spojrzeń na świat. Równie chętnie namawiamy do jedności, jak kultywujemy indywidualizm. Międzypokoleniowe rozmowy często ograniczamy do magicznej relacji mistrz-uczeń, zapominając o niekoniunkturalnym partnerstwie w pracy. Powołując się na wykształcenie i korzenie zawodów, usiłujemy integrować się wokół nauki i kultury. Niestety, podobnie jak inne grupy, zaczynamy żyć równolegle w portalach społecznościowych. W ten sposób integrację zastępujemy doraźnym iwentem, tracąc się z oczu – podsumowuje Jarosław Wanecki, przewodniczący Komisji Kultury NRL.

Lucyna Krysiak